Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Dopiero wczoraj odkryliśmy tekst, zamieszczony przez Jędrka Witkowskiego na jego fejsbukowym profilu w środę 27 marca 2024 r. Oto na jaki problem zwrócił on tam uwagę:

 

 

JESTEŚMY NIGDZIE!

 

To tytuł najnowszego raportu na temat edukacji dzieci romskich, które przybyły do Polski z Ukrainy jako uchodźczynie i uchodźcy.

 

Badanie przeprowadzono na zlecenie Fundacja W Stronę Dialogu a w czasie dzisiejszej konferencji dyskutowaliśmy o sformułowanych wnioskach.

 

Dzieci uchodźcze ze społeczności romskiej są podwójnie wykluczone. Tak jak inne dzieci z Ukrainy zmagają się z traumą wymuszonej migracji, ale jednocześnie nie są tutaj w Polsce przyjmowani tak życzliwie jak reszta uchodźców z Ukrainy.

 

W znakomitym składzie: Joanna Talewicz, Małgorzata Kołaczek, Celina Kretkowska-Adamowicz oraz Milena Harizanova rozmawialiśmy o tym, jak budować system włączania dzieci uchodźczych do polskiej szkoły tak, by jednocześnie odpowiedzieć na szczególne potrzeby grup mniejszościowych – w tym dzieci romskich.

 

Ja zwracałem uwagę między innymi na to, że polska szkoła jest miejscem, dzięki któremu dzieci romskie powinny móc przestać mówić „jesteśmy nigdzie”. To szkoła jest przestrzenią, która może ograniczyć poczucie tymczasowości, dać wrażenie, że nowe miejsce staje się moim miejscem, że w końcu przynależę do nowej (szkolnej) wspólnoty.

 

Mówiłem też o tym, że polski system edukacji mimo wszystkich trudności pokazał w 2022 roku swoje ogromne możliwości absorpcyjne. Nie znam innego systemu edukacji na świecie, który w 2 miesiące przyjąłby do szkół ponad 150 000 nowych uczniów z innego kraju. To był ogromny wysiłek nauczycieli i dyrektorek – wysiłek z którego możemy być dumni.

 

Podaję te dane zawsze wtedy, gdy ktoś mówi, że w systemie nie ma miejsca dla kolejnych uczniów cudzoziemskich, że system sobie nie poradzi, że potrzebujemy kolejnych lat przygotowań. Już straciliśmy dwa lata – nie możemy stracić ani dnia więcej. Tylko polski system edukacji publicznej jest w stanie odpowiedzieć na potrzeby wszystkich uczniów i uczennic z Ukrainy – także dzieci romskich.

 

Zaskoczyło mnie, że nikt nie posiada rzetelnych danych dotyczących liczby uchodźców ze społeczności romskiej a tym bardziej dzieci w wieku szkolnym pochodzących z tej społeczności. Rozumiem wrażliwość danych o przynależności do grupy etnicznej, ale obawiam się, że ich brak utrudnia nam zbudowanie systemu, który może odpowiedzieć także na potrzeby tych dzieci.

 

Szacunki mówią, że od 50 000 do 70 000 z około miliona uchodźców z Ukrainy w Polsce ma pochodzenie romskie. Jeśli prawdziwe jest założenie, że około połowa z nich to dzieci w wieku szkolnym, może to oznaczać, że dzieci romskie stanowią bardzo istotną część (nawet ok. 20%) młodych uchodźców nieobecnych w polskim systemie edukacji. […]

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/jedrek.witkowski.3/

 

 

 

Tekst raportu „Jesteśmy nigdzie. Sytuacja dzieci romskich z Ukrainy w świetle badań partycypacyjnych” 

–  TUTAJ

 

 



Kolejne spotkanie w Akademickim Zaciszu było okazją do zapoznania się z ciekawą tezą, iż okres pandemii COVID-19 i przymusowego zdalnego nauczania może być traktowany jako okoliczność przyśpieszająca pozytywne zmiany w edukacji.

 

Prof. Roman Leppert zaprosił do rozmowy na ten temat Martę Jurczak-Morris, która w grudniu ubiegłego roku obroniła rozprawę doktorską zatytułowaną „Kultura edukacji szkolnej w formie zdalnej w obliczu pandemii COVID-19 – pozorna czy realna zmiana?”Problem był naświetlany z perspektywy dwu systemów edukacji: polskiego i angielskiego.

 

Tradycyjnie zapraszamy wszystkich, których ten temat zainteresował, a którzy wczoraj nie mogli śledzić tej ciekawej rozmowy”

 

 

Co nam pozostało po edukacji zdalnej?  –  TUTAJ

 

 

 

 

 

 



Dzisiaj udostępniamy tekst z dawno  nieodwiedzanego bloga Jarosława Blocha „Co z tą edukacją?” Zamieszczamy –bez skrótów – cały zamieszczony wczoraj – 27 marca 2024 r. – tekst, w którym jego autor podjął niecodzienny temat kosztów, jakie nauczyciele, towarzyszący uczniom w konkursach przedmiotowych i olimpiadach:

 

 

                                                                      Kara za wyniki

 

Dziś o problemie, który dotyka szkół osiągających sukcesy. To koszty, które nauczyciele, szkoły, rady rodziców lub opiekunowie muszą ponieść wyjeżdżając z uczniami na finały rozmaitych konkursów. Koszty, które szkoły lub rady rodziców starają się co prawda refundować, naginając czasem rzeczywistość, ale o które trzeba się prosić, a przecież nie powinniśmy się o to prosić. To tak jakby na mistrzostwach świata, przed otrzymaniem medalu przez zawodnika, trener musiał wykonać przelew za to, że może tam być…

 

Wiosna to czas rozstrzygnięć wielu konkursów ogłaszanych w ciągu roku szkolnego. Są wśród nich konkursy lżejsze – plakat, fotka, teścik w sieci etc. Ale są też konkursy duże, olimpijskie i uniwersyteckie, do których przygotowanie trwa długo, a sam finał jest efektem sporej pracy włożonej w przygotowanie do etapów rejonowych i okręgowych. Gdy już nadejdą finały okazuje się, że koszt tych konkursów przerzucony jest częściowo lub w całości na uczestników… Są to koszty przejazdów, noclegów i wyżywienia, a także programu lub szkolenia, który na miejscu zapewnia organizator. Nie powinno tak być. Nie rozumiem dlaczego finał ogólnopolskiej olimpiady przedmiotowej zakłada jedynie refundację kosztów ucznia, a nie tego, kto z uczniem przyjedzie. Tym bardziej, że uczniowie przeważnie nie mają 18 lat…

 

O ile uczniowie mają przeważnie większość wspomnianych rzeczy za darmo, to nauczyciel lub opiekun (czasem z uczniem jedzie rodzic lub inny pracownik szkoły, bo nauczyciel jest w drugiej lub trzeciej pracy…) muszą koszty pokryć i to przeważnie w 100%… Wiadomo, że szkoły są biedne, na wiele rzeczy ich nie stać. Ale czy tak trudno decyzją ministra, kuratora, prezydenta miasta, burmistrza lub wójta w budżetach na edukację zrobić rezerwę na podróż nauczyciela lub opiekuna z uczniem. Taką rezerwę, by ten opiekun po prostu zgłaszał się po środki na pobyt z uczniem pod wskazany adres, a nie każdorazowo prosił się o nie dyrektora lub Rady Rodziców? Albo sfinansować w przypadku konkursów ogólnopolskich pobyt nie tylko ucznia, ale też opiekuna? Firmy, także samorządy, wydają na szkolenia wyjazdowe sporo kasy. Nikt nie każe zwracać za nocleg, wyżywienie i szkolenie. Tylko nauczyciel zostaje w przysłowiowej czarnej dupie.

 

Pieniądze za wyjazdy z uczniem to kolejna czarna dziura w edukacji (po wycieczkach), w którą wpadają nauczyciele. Coś co jest, coś co działa, coś co musimy robić,  ale coś za co się nie płaci… I nie mówię tu o dodatkowych nagrodach, tylko o pieniądzach za pobyt, wyżywienie i szkolenie… A skoro kwestie te reguluje podobno art. 77 Kodeksu Pracy (bo Karta Nauczyciela nie reguluje), to dlaczego nauczyciele każdorazowo muszą walczyć o środki zamiast je po prostu otrzymać?

 

Na dzień dobry otrzymujemy komunikat od organizatora: pobyt, wyżywienie i szkolenie nauczyciela (opiekuna) jest po waszej stronie. Potem uzyskujemy komunikat ze szkoły: pieniędzy nie ma, trzeba pisać pisma, bo może będą, a może nie, a może będzie tylko część. Tak jest. A powinno być w szkole: zgłaszam wyjazd z uczniem na finał olimpiady (konkursu ogólnopolskiego/wojewódzkiego) i kasa powinna popłynąć na wskazane konto. Albo w przypadku finałów najważniejszych konkursów: zapraszamy na finał razem z uczniem, koszty są już pokryte. Widać dobre wyniki pracy są w Polsce karą, jeszcze jednym problemem z którym muszą mierzyć się nauczyciele… Może lepiej odwalić swoje i iść do domu?

 

 

Źródło: www.jaroslawbloch.ovh



Wczoraj (26 marca 2024r.) prof. Bogusław Śliwerski zamieścił na swoim blogu tekst, dla którego inspiracją był post Tomasza Bilickiego, z jego fejsbukowego profilu, który my upowszechniliśmy już 13 styczni w materiale zatytułowanym: Tomasz Bilicki o dysproporcjach między tym co wolno nauczycielom, a co uczniom. Oto jakimi przemyśleniami, zainspirowanymi tamtym wpisem Tomasza Bilickiego, ponad dwa miesiące po tym jak się on pojawił, postanowił nas obdarować prof. Śliwerski:

 

 

 

                                           Pozytywna vs negatywna dyskryminacja w szkole

 

Tomasz Bilicki jest absolwentem magisterskich studiów na kierunku pedagogika w Uniwersytecie Łódzkim oraz studiów podyplomowych m.in. z psychologii motywacji na Uniwersytecie SWPS, psychotraumatologii na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytetach: Stanforda, w Utrechcie oraz Medycznym Harvarda. Prowadzi zatem od ponad dwóch dekad szeroko zakrojoną działalność oświatową w środowiskach szkolnych i pozaszkolnych oraz poradnianą w pracy z dziećmi i młodzieżą. Należy do tych pedagogów społecznych, którzy usiłują naprawiać, korygować błędy wychowawcze rodziców i nauczycieli. Ich skutkiem są bowiem zaburzenia w rozwoju i codziennym życiu dzieci i młodzieży. Powiększa się grono osób doświadczających fobii i nerwic szkolnych, depresji, chorób psychosomatycznych.

 

Pod tytułem „Dyskryminacja w szkole” dokonał wpisu na Facebooku, który nie zyskał szczególnego poparcia i przekierowania, gdyż – jak sądzę – stanowił zbyt prowokacyjnie wyostrzoną refleksję na temat nierówności uczniów wobec prawa w porównaniu z tym, z jakiego korzystają ich nauczyciele. W naukach społecznych określa się taki stan nierównowagi w relacjach międzyludzkih mianem dyskryminacji pozytywnej. Wynika ona z różnic rozwojowych, kompetencyjnych osób oddziałujących wzajemnie na siebie w jakiejś instytucji, placówce czy środowisku nieformalnym, pozainstytucjonalnym, a które zdaniem m.in. postpedagogów nie powinny być nadużywane.

 

Jeśli dorosłym zależy na tym, by dzieci postępowały zgodnie z pożądanymi normami społecznymi, to  sami powinni być przykładem ich eksternalizacji. Nierówność między dorosłymi a dziećmi jest czymś naturalnym w sensie psychofizycznym, ale to nie oznacza, że można ją wykorzystywać do nieuzasadnionej przewagi nad osobami młodszymi, słabszymi, mniej doświadczonymi, niewykształconymi itp., itd. W sensie ontologicznym uczniowie są równi nauczycielom jako istoty ludzkie, gdyż wszystkim należy się szacunek, ochrona ich godności osobowej.

 

Jeśli wolno nauczycielom coś czynić w szkole – jak pisze o tym T.Bilicki – to nie ma powodu, by odmawiać tego samego ich uczniom. Jednak sytuacja społeczno-prawna jest w przeważającej mierze odmienna dla każdego z tych podmiotów, toteż tak pisze on o dyskryminacji w szkole:

 

„Nie, nie chodzi o uczennice i uczniów, ale o nas – nauczycielki i nauczycieli. Wiem, że to może być wbicie kija w mrowisko, ale nie widzę żadnego uzasadnienia dla następujących nierówności w szkole:

 

Zobacz na Fb profilu Tomasza Bilickiego  –  TUTAJ

 

Studiujący pedagogikę, socjologię edukacji czy psychologię wychowania mają zatem okazję do dyskusji na temat tego, czy i w jakim zakresie wskazane powyżej nierówności są zasadne, potrzebne lub też wprost odwrotnie. 

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com/

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Dawno nie zamieszczaliśmy tekstów Danuty Sterny. Dziś proponujemy lekturę najnowszego – relacjonującego wyniki pewnego eksperymentu:

 

                                       Nauczanie poprzez popełnianie i analizowanie błędów

 

 

 Rysunek: Danuta Sterna

 

W tym wpisie przedstawiam eksperyment polegający na porównaniu dwóch metod nauczania matematyki. Jedna tradycyjna – poprzez rozwiązywanie zadań z nauczycielem, a druga polegająca na wykonaniu samodzielnego sprawdzianu, potem identyfikowanie popełnionych błędów i ich poprawienie.

 

Korzystam z artykułu Jill  Barshay:

 

Wiosną 2016 roku przez kilka tygodni ósmoklasiści z małej szkoły publicznej stowarzyszonej z Uniwersytetem Columbia zgodzili się zostać po lekcjach, aby uczyć się matematyki Przygotowywali się do testu, egzaminu z algebry przeprowadzanego przez stan Nowy Jork.

 

W szkole dzieci pochodziły ze zróżnicowanych środowisk domowych. Wszyscy uczniowie dobrze Radzili sobie z algebrą i nie potrzebowali specjalnej pomocy.

 

Przeprowadzono eksperyment związany z przygotowaniem się uczniów do egzaminu. Jedna grupa przygotowywała się w sposób tradycyjny, z podręcznikiem, gdzie było przedstawionych wiele zdań i z możliwością pomocy ze strony nauczyciela.

 

Druga połowa uczniów przygotowywała się w inny sposób. Pierwszą 45-minutową sesję spędzili na rozwiązywaniu mini testu praktycznego. Nie otrzymali żadnej pomocy i pracowali indywidualnie. Następnego dnia nauczyciele omówili błędy popełnione w teście przez uczniów. Powtórzono ten sposób przygotowania cztery razy – mini test i omówienie błędów.

 

Czas pracy obu grup był taki sam.

 

Następnie obie grupy zamieniły się miejscami. Uczniowie przygotowujący się tradycyjnie – rozwiązywali mini testy i omawiali błędy, a uczniowie z drugiej grupy przygotowywali się z nauczycielem rozwiązując zadania z podręcznika.

 

Nauczyciele pozostawali przy tym samym sposobie przygotowania, więc różnic między tymi dwoma sposobami nie można było przypisać konkretnemu nauczycielowi.

 

„Eksperyment” przeprowadzano przez dwa lata i wzięło w nim udział 175 uczniów.

 

Która metoda zadziałała lepiej?

 

Na pozór efekt był taki sam. Ale była jednak jedna duża różnica. Uczenie się na błędach (nietradycyjne przygotowanie) było dwukrotnie skuteczniejsze uwzględniając czas poświęcony na nauczanie. Nauczyciele w trakcie tradycyjnego przygotowania nauczali cały czas, a w drugim przypadku, tylko w trakcie omawiania błędów.

 

Zauważono:

 

>W nauczaniu poprzez identyfikowanie błędów uczniowie sami je znajdują i są zachęceni do zastanawiania się dlaczego je popełnili. Zalecane są rozmowy w parach i wzajemna pomoc. Sami też uczniowie ustalają, co zrobić w przyszłości, aby takich błędów nie popełniać. W eksperymencie okazało się, że taki sposób nauczania i powtarzania poprawia wyniki testu o 12%.

 

>Nauczyciel, którego uczniowie osiągnęli najsłabsze wyniki w teście (tylko 6% poprawy) charakteryzował się tendencją do wyjaśniania uczniom co zrobili źle i jak mają to poprawić.

 

Warto jeszcze raz podkreślić, że w eksperymencie brali udział bardzo zmotywowani uczniowie, osiągający wysokie wyniki, którym zależało na wynikach egzaminów. Ta metoda może nie zadziałać w przypadku mniej zmotywowanych uczniów, którzy mają trudności w szkole.

 

Warto powtarzać cykl: test, identyfikowanie błędów i upewnienie się, że uczniowie rozumieją, dlaczego błędy popełnili. Eksperyment pokazuje, że zrozumienie swoich błędów jest ważniejsze niż ich poprawianie.

 

Może warto wypróbować taki sposób nauczania?

 

 

 

Źródło: wwww.oknauczanie.pl

 

 

 



Proponujemy dziś (25 marca 2024r.) lekturę tekstu z fejsbukowego profilu Ewy Radanowicz, który pojawił się tam wczoraj:

 

 

 

Dwie lewe ręce …

 

Całkiem niedawno zadzwoniła do mnie Aleksandra Pezda i długo rozmawiałyśmy o przygotowywanym przez nią artykule dla Newsweek. 11-17.03.2024r. pojawił się artykuł pt.”Dwie lewe ręce. Nasze dzieci nie mają podstawowych życiowych umiejętności”

 

Po tym artykule rozdzwonił się mój telefon i dużo częściej dźwięczą komunikatory społecznościowe… Ludzie pytają:

 

-jak to się stało, że zbudowała pani szkołę, w której prace ręczne, artystyczne, projektowe były codziennością dziecka?

 

-jak finansowaliśmy takie zajęcia? taką publiczną szkołę?

 

-jak to możliwe, że odbywało to się w czasie ramowego planu nauczania i planu lekcji?

 

-jak odnajdywali w tym się nauczyciele, uczniowie i zadania szkoły?

 

-jak wyglądał plan lekcji?

 

-jak zacząć? Co powinno być pierwszym krokiem? Jak realizować podstawy programowe?

 

-jakie były efekty naszej pracy?

 

 

Nawiązałam kontakt z osobami z całej Polski i … i poznałam przy tym ciekawych pasjonatów edukacji, którzy na co dzień nie są z nią związani zawodowo! […]

 

Czytaj dalej »



Dzisiaj proponujemy – najpierw lekturę tekstu zamieszczonego 21 marca 20244 r. na portalu edunews.pl, a później sięgniecie do wyników Ogólnopolskiego Badania Postrzegania Matematyki:

 

                              Nie potrafię? Rezygnuję. Bezradność ucznia na lekcji matematyki

 

 

Blisko 44 proc. uczniów szkół podstawowych, którzy natrafią na trudności podczas rozwiązywania zadania matematycznego, nie podejmuje samodzielnej próby pokonania problemu – wynika z Ogólnopolskiego Badania Postrzegania Matematyki, które zrealizowano w ramach projektu EduNav. 26 proc. z nich denerwuje się na tyle, że nie jest w stanie się już skupić. Tylko 8 proc. badanych decyduje się, aby szukać podpowiedzi w Internecie – blokuje ich wyuczona bezradność intelektualna.

 

Zalewa nas fala wyuczonej bezradności intelektualnej. To stan, który pojawia się, gdy człowiek wielokrotnie próbuje rozwiązać nierozwiązywalne zadanie. To zadanie oczywiście obiektywnie nie jest nierozwiązywalnym, ale jeżeli uczeń nie otrzymuje właściwego dla siebie wsparcia, jego motywacja do kolejnych prób drastycznie spada i pojawiają się negatywne emocjetłumaczy dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska, specjalistka badania rozwoju dzieci z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej.

 

Bezradność prowadzi do wytworzenia się tzw. lęku matematycznego, czyli specyficznego, silnego, negatywnego stanu emocjonalnego, który towarzyszy kontaktowi z matematyką. W różnym stopniu nasilenia doświadczyło go aż 92 proc. badanych uczniów. Wynik niepokoi, ponieważ lęk matematyczny blokuje dalszą naukę. W konsekwencji tego, co piąty badany uczeń twierdzi, że matematyka nie przyda mu się w dorosłym życiu. Co gorsze, lęk który występuje u dzieci, nie zanika z wiekiem. Doświadczają go również dorośli.

 

Lęk nasila się z wiekiem

 

Musimy pamiętać, że lekcje matematyki, to nie tylko nauka dodawania, odejmowania czy mnożenia. To rozwój myślenia analitycznego, logiki, myślenia krytycznego. Nauka matematyki pomaga w rozwoju takich kompetencji społeczno-emocjonalnych jak wytrwałość, ciekawość czy współpraca. Tymczasem wyniki badania PISA z 2022 pokazały, że Polska młodzież wypada znacznie poniżej średniej we wszystkich wymiarach tych kompetencji. Najgorzej wśród wszystkich przebadanych 60 krajów wypadamy właśnie w zakresie wytrwałościpodkreśla Katarzyna J. Natkaniec, specjalistka rozwiązań edukacyjnych, która zarządza projektem EduNav.

 

Samo istnienie lęku matematycznego nie jest nowym zjawiskiem. Jednak po raz pierwszy przebadano jego występowanie w realiach polskiej szkoły. W Ogólnopolskim Badaniu Postrzegania Matematyki realizowanym metodą CAWI uczestniczyło ponad 3048 uczniów z 75 szkół podstawowych rozsianych po całym kraju oraz 1081 rodziców. Wyniki potwierdziły wcześniejsze ustalenia, że lęk matematyczny rośnie wraz z edukacją w kolejnych klasach. Pokazały też, że może być przenoszony z dorosłych na dzieci.

 

Co trzecie ankietowane dziecko przyznało, że usłyszało od dorosłych stwierdzenia w stylu „matematyka nie jest dla Ciebie, nie masz do niej uzdolnień”. Tymczasem każdy z uczniów ma indywidualny zespół cech, który sprawia, że na jedne sposoby nauczania reaguje lepiej, a na inne gorzej. Jeden szybciej przyswaja wiedzę, gdy działa pod presją czasu, inny, gdy konkuruje z koleżankami i kolegami, a jeszcze inny wymaga określonej liczby powtórzeń. W dzisiejszej szkole żaden nauczyciel, nie jest w stanie dostosować lekcji do indywidualnych potrzeb wszystkich podopiecznychwskazuje dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska.

 

Sztuczna inteligencja kontra bezradność

 

Czytaj dalej »



Dzisiaj zamieszczamy dwa teksty, zaczerpnięte z fejsbukowego profilu Mikołaja Marceli. Oba są autopromocją jego publikacji: artykułu w „Polityce” i książki.

 

 

 

19 marca 2024

 

W szkole, w której dzieci nieruchomo siedzą codziennie po kilka godzin w ławce, nie mogąc nawet zabrać głosu bez pozwolenia nauczyciela lub nauczycielki.

 

W szkole, w której nierzadko łamane są prawa człowieka przez wprowadzanie zakazu wyjścia do toalet w trakcie lekcji (czego nie zmienia nawet sytuacja, w której uczennica dostaje okresu w trakcie zajęć).

 

W szkole, w której, jeśli już można z kimś porozmawiać, robi się to na pięciominutowej przerwie między błyskawicznym wyjściem do toalety (bo na lekcji nie można), zjedzeniem i napiciem się czegoś (bo na lekcji nie można), a także przypomnieniem sobie materiału na kolejną kartkówkę lub sprawdzian.

 

W szkolnej klasie, w której siedzimy przymusowo z osobami, z którymi bardzo często w ogóle się nie dogadujemy (co w konsekwencji może prowadzić do przemocy rówieśniczej, co podkreśla m.in. Peter Gray) i mamy zajęcia z pedagogami, którzy nierzadko (z jakiegoś powodu) za nami nie przepadają.

 

W szkole, w której jeśli czegoś nie rozumiemy lub nie jesteśmy w stanie się tego nauczyć, możemy usłyszeć, że do niczego się nie nadajemy lub naszą przyszłością jest „kopanie rowów”.

 

Podobno tylko w takiej szkole się socjalizujemy. Oczywiście w przeciwieństwie do edukacji domowej – wliczając w to różne szkoły i formy edukacji działające w jej ramach. Tak przynajmniej chcieliby to widzieć obrońcy tradycyjnego modelu szkoły, którzy drżą na myśl o jakichkolwiek zmianach.

 

A ja w moim najnowszym felietonie w Polityka piszę o tym, o czym piszę też w „Nie jesteś skazany na szkołę” – dopiero inne modele szkoły i formy, w jakich funkcjonuje edukacja domowa, mogą nam uświadomić jak może i powinna wyglądać socjalizacja w ramach systemu edukacji.

 

I dlatego może zamiast bronić dla zasady tradycyjnego modelu szkoły, lepiej zobaczyć na własne oczy, jak w ramach rozmaitych form edukacji alternatywnej młodzi ludzie nareszcie doświadczają sprawczości, autonomii i mogą brać odpowiedzialność za swoją życie i naukę?

 

 

 

 

21 marca 2024

 

 

10 KWIETNIA ukaże się mój pierwszy REPORTAŻ: „ZRÓBMY SOBIE SZKOŁĘ! O tych, którzy rozkręcają edukację po swojemu” O napisaniu tej książki myślałem od dawna i niezwykle się cieszę, że ukaże się ona w kwietniu nakładem Wydawnictwo W.A.B., natomiast już teraz trafiła do przedsprzedaży: https://bit.ly/zrobmy-sobie-szkole 

 

Czytaj dalej »



Jak zwykle w środę, także i wczoraj – 20 marca 2024r. – w „Akademickim Zaciszu” odbyło się kolejne  spotkanie, podczas którego jego Gospodarz – prof. Roman Leppert  w serii pytań zadawanych doktorowi Radosławowi Nawrockiemu – adiunktowi na Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym w Kaliszu – Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, dążył do zgłębienia problemu demokracji w edukacji

 

Radosław Nawrocki – jest autorem książki „Kultura demokracji w szkole, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Wolters Kluwer.

 

Tradycyjnie, poniżej zamieszczamy link do nagrania owej ciekawej rozmowy:

 

 

Pytanie o demokrację w edukacji  –  TUTAJ

 

x          x          x

 

Przy okazji postanowiliśmy zaprezentować zdjęcie studia „Akademickiego Zacisza” – po remoncie, gdzie powstaje Wirtualny Uniwersytet Pedagogiczny, skąd płyną do nas rozmowy i dyskusje panelowe o edukacji.

 

 

Zdjęcie to zamieścił prof. Roman Leppert na swoim fejsbukowym profilu..

 



Oto najnowszy tekst Jarosława Pytlaka, zamieszczony we wtorek 19 marca 2024 roku na jego blogu „Wokół Szkoły”:

 

 

Polska szkoła – cytat i zagadka

 

„Powiedzmy sobie wprost, bo ma to wielkie znaczenie dla zrozumienia obecnej sytuacji, że w ciągu  dziesięcioleci zbudowaliśmy w Polsce system edukacji oparty na trzech zgniłych fundamentach: strachu, hipokryzji i ignorancji pedagogicznej.

 

W oświacie króluje strach. Boją się wszyscy. Dyrektorzy – odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków, co z racji mrowia przepisów jest raczej standardem niż zjawiskiem nadzwyczajnym. Oskarżenia o niekompetencję. Skarg, które mogą trafiać do kuratorium, organu prowadzącego, związków zawodowych, a nawet lokalnego SANEPID-u. Kontroli, które zawsze mogą coś wykryć (znajomy strażak z północno-wschodniej Polski powiedział mi kiedyś, że w zasadzie powinien zamknąć 90% budynków szkolnych w swoim powiecie). Boją się również rodziców, a nawet problemów z uczniami, które coraz częściej wymykają się kontroli. Zbyt niskiego miejsca w rankingu. Obstawienia niewłaściwego w danym sezonie politycznym zestawu konkursów i uroczystości.

   

Strach dyrektorów promieniuje na podwładnych. Nauczyciele boją się o swoje miejsca pracy, które wciąż jeszcze w wielu miejscach stanowią przedmiot pożądania. Boją się stracić godziny ponadwymiarowe, które czynią mizerne wynagrodzenie znośniejszym. Boją się podpaść szefowi, dostarczając spóźnioną lub niepełną dokumentację, albo wchodząc w konflikt z rodzicami, co zakłóca i tak przecież niespokojny byt dyrektora. Boją się rodziców, którzy za nic mają ich autorytet, a nawet niektórych swoich podopiecznych – z tego samego powodu.

 

Strach nauczycieli przenosi się na dół. Choć uczniowie zdają się dzisiaj hardzi i bezkarni, to jednak często boją się nauczycieli, a już szczególnie ich zabójczego oręża, jakim jest możliwość postawienia złej oceny.

   

Można powiedzieć, że polska szkoła ufundowana jest na strachu i strachem się w niej zarządza. A jego wszechobecność rodzi hipokryzję, czyli powszechne udawanie, że stan rzeczy przedstawia się inaczej, lepiej, niż w rzeczywistości. Główną rolę w tym teatrze odgrywa sprawozdawczość. Pracownicy systemu oświaty tworzą sprawozdania na okrągło. W sprawozdaniach wszystko wygląda pięknie. Czystą hipokryzją jest coroczne oświadczanie, że podstawa programowa jest zrealizowana. Może i tak, ale jaka jest jakość tej realizacji?!

   

Pisząc o ignorancji pedagogicznej nie mam bynajmniej na myśli indywidualnych braków nauczycieli, choć każdy, kto ma do czynienia ze szkołą skwapliwie poda smakowite przykłady. Chodzi mi o niezgodność przyjętych rozwiązań systemowych z tym, co dyktuje wiedza pedagogiczna. Poszatkowanie nauki na kilkanaście przedmiotów nauczania. Ścisły reżim 45-minutowych lekcji, przedzielonych zbyt krótkimi zazwyczaj przerwami. Jednorodne wiekowo grupy, niezależnie od specyfiki zajęć. Prowadzenie dziewięciu i więcej godzin zajęć obowiązkowych dziennie, gdy wiadomo, że już na siódmej lekcji dziecko się nie uczy, a i nauczyciel odpływa. Milcząca zgoda na psychozę przedegzaminacyjną. Szkoła jest skansenem wielu złych rozwiązań, na które wszyscy godzą się bez wiary, że można coś zmienić.”

 

*       *      *

 

Pora zdradzić, że jest to fragment artykułu opublikowanego przeze mnie w marcu 2020 roku, dwa tygodnie po zamknięciu szkół z powodu pandemii. Natrafiłem na niego porządkując zasoby na swoim podręcznym pendrivie. W sumie – doskonale pasuje do tego, co dzieje się obecnie. W dalszej części owego artykułu opisałem wtedy sytuację nauczycieli, którzy w pierwszych tygodniach pandemii spotkali się z ogromną krytyką społeczną za swoje i nieswoje grzechy. I choć tamta przyczyna minęła, krytyka nadal ma się dobrze, a nawet mocno zyskała na intensywności. Jak ktoś ma ochotę przypomnieć sobie ówczesne klimaty, tutaj jest LINK do oryginalnego artykułu. Ale jeśli nawet nie, pozostawiam Czytelnika z zagadką: jak daleko zajedziemy na ciągłych pretensjach i połajankach pod adresem nauczycieli, bez zrozumienia całego kontekstu ich sytuacji społecznej? Dodam jeszcze pytanie pomocnicze: czy ten wózek, zwany polską oświatą, zmierza w tej chwili do jakiegoś celu, innego niż po prostu przetrwanie?!

 

 

 

Źródło:www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

x          x          x

 

Dzień po tym jak na „Wokół Szkoły” pojawił się ten tekst, „Portal Samorządowy – Portal dla Edukacji” zamieścił  informację o wypowiedzi Wiceministry Edukacji Katarzyny Lubnauer podczas jej wizyty w Świętokrzyskim Urzędzie Wojewódzkim w Kielcach. Oto co tam powiedziała, co koresponduje z problemem, na który zwrócił uwagę Jarosław Pytlak:

 

Koniec z hejtem wobec nauczycieli. Stanowcza deklaracja kierownictwa MEN

 

[…]

 

Podczas spotkania w urzędzie wiceminister Katarzyna Lubnauer mówiła o podwyżkach dla nauczycieli, wzroście subwencji oświatowej oraz zmianach w podstawie programowej i likwidacji prac domowych. Katarzyna Lubnauer zapowiedziała też zmianę w relacjach z nauczycielami.

 

Często nauczyciele spotykają się z sytuacją, że rodzice traktują ich gorzej niż kiedyś, ze względu na to co pojawiało się w przestrzeni publicznej. W związku z tym chcę jasno powiedzieć, nie będzie już nigdy więcej – ze strony władzy – hejtu w stosunku do nauczycieli – zapewniła Katarzyna Lubnauer.

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/