Najczęściej  w poniedziałkowe przedpołudnie proponujemy lekturę tekstów Jarosława Pytlaka z jego bloga „Wokół Szkoły”. Jednak dziś, wyjątkowo, będzie to tekst, który zamieścił on wczoraj (12 stycznia 2025 r) na swoim fejsbukowym profilu:

 

 

Córka przyniosła dzisiaj stary egzemplarz „Gazety Wyborczej”, w którym wypatrzyła wywiad ze mną, i stanowczo zażądała, żebym zmagazynował na pamiątkę. Mimo wielkiej atencji do papieru broniłem się, że przecież ten wywiad i wszystkie inne moje wypowiedzi dla mediów są dostępne w internecie. – To nie to samo! – usłyszałem. Faktycznie, o tyle „nie to samo”, że nawet znając tytuł i nazwiska miałem trochę kłopotu z odnalezieniem tego materiału w sieci.

 

W końcu zatem posłusznie założyłem nową, piękną teczkę na cenne (?) pamiątkowe szpargały, ale też przeczytałem swoje słowa sprzed lat. Jest tam o reformie – temat, który wcale nie zmienia się w czasie, jest też ciekawostka, którą polecam sygnatariuszom petycji o pozostawienie w szkole podstawowej podziału na biologię i geografię (zamiast spodziewanej zmiany w klasach 5-6 – na jeden przedmiot przyroda).

 

 

Oto dla przypomnienia urywki wywiadu, który przeprowadziła ze mną red. Małgorzata Zubik:

 

 

Małgorzata Zubik: – Na blogu napisał pan: „Dość powszechną dzisiaj postawą nauczycieli jest zniechęcenie”. Uczniowie spotkają we wrześniu zniechęconych nauczycieli?

 

Jarosław Pytlak: – – Lepszym słowem będzie znużenie. Od pewnego czasu gros naszej energii idzie na ogarnianie problemów, które wygenerowała reforma. Nie mówię, że bez tej reformy bylibyśmy szczęśliwi, bo system oświaty nie był idealny. Ale wprowadzone zmiany nie rozwiązały żadnego starego problemu, a dodały mnóstwo nowych.

 

Jestem dyrektorem szkoły, ale gdybym nadal uczył biologii i spojrzał na obecną podstawę programową dla szkoły podstawowej, tobym zapłakał i uznał, że nie mam motywacji, aby uczyć. Bo od piątej do ósmej klasy mamy więcej obowiązkowych wymagań do zrealizowania niż lekcji tego przedmiotu. Na półtora roku jest zaplanowany przegląd systematyczny istot żywych. A więc omawiam po kolei: parzydełkowce, płazińce, nicienie, pierścienice… Wolałbym pokazać dzieciom pięć różnych organizmów i porozmawiać o tym, jak się poruszają. Nie omawiać grupami, tylko przekrojowo, bo to zachęca do myślenia. A w myśl podstawy programowej powinienem omawiać je po kolei. (…)

 

MZ: – A może za wiele narzekania? Każda zmiana wymaga wysiłku. Może efekt będzie taki, że gdy młodzież zda maturę w tej zreformowanej szkole, będzie lepiej przygotowana do życia we współczesnym świecie?

 

JP: – Proszę sobie wyobrazić, że jestem lekarzem i daję pani zalecenie, żeby leczyć raka aspiryną. Pani ma wierzyć, że za pięć lat będzie zdrowa. Ja mam wierzyć, że to, co dziś widzę w szkole, za pięć lat przyniesie świetny skutek. To kłóci się z moją wiedzą i doświadczeniem.

 

MZ: – Czyli nie ma żadnej reformy?

 

JP:– Jest zmiana.

 

MZ: – I nie jest to zmiana na lepsze?

 

JP: – Na pewno nie. Jeżeli nawet ma jakieś pozytywne aspekty, patrząc na całokształt, jest to zmiana na gorsze. Nie leczy się raka aspiryną. Świat jest dziś inny niż 30 lat temu. (…)

 

MZ: – Podstawy programowe nie są sprzed 30 lat, ale zupełnie nowe.

 

JP:– Mam wszystkie programy nauczania biologii od lat 80. i wszystkie późniejsze wersje podstawy programowej. Ta obecna najbardziej przypomina mi program nauczania z czasów PRL. (…)

 

MZ: – Z jakimi uczniami przyjdzie pracować nauczycielom? Czym różnią się dzieci, które przyjdą do szkoły 2 września, od tych, które siedziały w ławkach 10-15 lat temu?

 

JP:– Dzieci są dziś przebodźcowane. Nie mają problemu z tym, żeby się pobudzić, tylko z tym, żeby się skupić. Swego czasu moja najpilniejsza uczennica przestała odrabiać prace domowe. Jak zapytałem, dlaczego, powiedziała: „Bo ja już nie mam siły o tym pamiętać”. Dotarło do mnie, że to dziecko po prostu nie wyrabia. Jego mózg ma do czynienia z wieloma bodźcami: komputery, smartfony, media społecznościowe. Dzieci są też zbyt zaopiekowane. Nie mają życia prywatnego. Wszystko jest pod kuratelą rodziców, na ich życzenie.

 

MZ: – Jak zmienili się rodzice? Roszczeniowi? Chcą mieć wszystko pod kontrolą?

 

JP:– Ogromnie się lękają. Nie tylko tego, że coś złego mogłoby spotkać ich dziecko. Oni się lękają, że mogą czegoś zaniechać, a ich dziecko poniesie tego konsekwencje. Rodzic, którego dziecko nie dostało się do szkoły pierwszego, trzeciego czy piątego wyboru, zamiast mieć pretensje do tych, co sprokurowali reformę, ma pretensje do siebie. Że nie dołożył dziecku jeszcze więcej zajęć przygotowawczych.

 

W relacji ze szkołą rodzice przeszli na pozycję klienta. Nauczyciel to człowiek, który świadczy usługę, a usługa ma być taka, jakiej klient oczekuje.

 

 

Źródło: www.facebook.com

 

 

 

Cały zapis wywiadu z Jarosławem Pylakiem  „Słyszymy, że nauczycielom przewróciło się we łbie. A w szkole dzieje się katastrofa„,  zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej” 30 sierpnia 2019 roku   –   TUTAJ

 

 

 

Przeczytajcie także, zamieszczony wczoraj późnym wieczorem na blogu „Wokół Szkoły”, tekst, który Jarosław Pytlak pisał dwa tygodnie:

 

Obietnica katastrofy czy zwycięstwo zdrowego rozsądku?  –  TUTAJ



Zostaw odpowiedź