Skłamałbym, gdybym napisał, że w okresie minionych dwu tygodni tak niewiele się działo w edukacji godnego mojej uwagi, iż nie mam o czym pisać felietonu. Nawet przed tygodniem moje myśli kłębiły się wokół pewnego postu na blogu Pierwszego Pedagoga Rzeczypospolitej, ale powiedziałem sobie: „Odpuść, nie wszystkie głupoty zasługują na to, aby komentując – nadawać im w ten sposób niepotrzebny rozgłos”. Dlatego felieton nie powstał. Ale sprawa nadal mi zalega. Dziś powiem tylko, że rzecz dotyczy zarzutu, jaki ów autokreujący się Posiadacz Wszechracji postawił minister edukacji, jakoby ta nie znała Konstytucji RP. Nawiasem mówiąc z nieznanych powodów w stosunku do niej używa on uporczywie formy „ministra”. Cytując wypowiedź minister Kluzik-Rostkowskiej „To nie o to chodzi, żeby sam rodzic na oko ocenił, czy jego dziecko ma dojrzałość szkolną. Tylko żeby ktoś to zweryfikował”, która dotyczyła postulatu PiS, aby to rodzice decydowali, czy ich sześcioletnie dziecko może iść do szkoły, Jego Profesorska Uczoność napisał:
Ministra powinna przeczytać Konstytucję III RP (?), w tym szczególnie:
Art. 48:
1. Rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.
Art.53.
3. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami
oraz
Art.1.2. Ustawy o Systemie Oświaty z dn. 7.09.1991 (z późn. zmianami):
„System oświaty zapewnia w szczególności wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny”.
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com
Zbyt szanuję moich czytelników, abym uwłaczał ich zdolności do interpretacji występujących tam podstawowych pojęć i wyjaśniał jak bardzo myli się autor tego cytatu, przywołując te fragmenty aktów prawnych, jako będące podstawą do postawienia owego zarzutu szefowej MEN. Ze swej strony dodam tylko, że idąc tropem profesorskiego rozumowania, w oparciu o tak interpretowane zapisy Konstytucji i Ustawy o systemie oświaty (tak poprawnie zapisuje się nazwy ustaw), rodzice powinni także decydować, czy ich dzieci będą uczyły się na biologii teorii ewolucji a na geografii i astronomii – naukowej wiedzy o historii Ziemi, układu słonecznego i pozostałych ciał niebieskich, czy prokreacjonizmu! Właściwie, to dlaczego w ogóle nie pozostawić im decyzji, czy w ogóle puszczać do szkoły także dzieci siedmioletnie? Bo jaka to w końcu różnica…
Pozostawmy jednak ten nie pierwszy i nie ostatni (niestety!) przykład, jak to z góry przyjęte stanowisko zaćmiewa jasność umysłu i zajmijmy się najbardziej gorącym tematem ostatnich dni: dopalaczami, a właściwie tragicznymi skutkami zaskakującej nieskuteczności SYSTEMU w walce z podziemiem producentów i dystrybutorów tych morderczych substancji. Żeby nie było wątpliwości – mam na myśli nie indolencję (jak chce opozycja) aktualnie rządzących Polską, a wszystkich rządowych struktur państw Unii Europejskie, i nie tylko.
Jak (za „Gazetą Wyborczą”) informuje „Neweweek” w artykule „Europa krztusi się dopalaczami” – „Średnio 8 proc. młodych ludzi w Unii Europejskiej przynajmniej raz próbowała mocarza i bliskich mu substancji.” Z dalszej lektury tego artykułu można dowiedzieć się, że według raportu Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii, „na czarnym rynku w 2014 roku wykryto 101 nowych substancji psychoaktywnych, z czego prawie jedną trzecią stanowią kannabinoidy – związki chemiczne, które działają na te same receptory w mózgu co THC.” I nie tylko polski rząd i jego agendy nie nadążają z rozwiązaniami prawnymi za pomysłowością wytwórców i handlarzy.
Trzeba przyznać, że propagandystom głównej partii opozycyjnej w samą porę przyszła najnowsza fala zatruć „Mocarzem” – natychmiast ogłosili, że winę za to ponosi nieudolny rząd PO – PSL. Ciekawe, jakie oni przedsięwzięliby środki, gdyby to oni rządzili… Zwłaszcza, aby uniemożliwić dystrybucję tych środków za pośrednictwem Internetu:
„Strony internetowe oferujące substancje psychoaktywne znajdują się najczęściej w tzw. głębokiej sieci, do której nie można dotrzeć za pomocą standardowej wyszukiwarki. Handlarze korzystają również z programów szyfrujących, które zapewniają anonimowość”.[www.swiat.newsweek.pl]
Nie jest w zakresie mojej wiedzy i proponowanie prawnych i organizacyjnych środków ścigania producentów i handlarzy. Myślę jednak, że warto – nie tylko okazjonalnie – uczynić z tego zagrożenia jeden z ważniejszych problemów pracy wychowawczej w szkołach, pamiętając, że przeciwdziałanie sięganiu przez uczniów po te środki nie może sprowadzić się do pogadanek, informujących o ich szkodliwości. Tym bardziej, że nie dla wszystkich nastolatków nauczycielka/nauczyciel jest w tym temacie autorytetem.
Nie będę przedłużał tego felietonu kolejnymi smutnymi wątkami, w końcu są wakacje! Niechaj burze i trąby powietrzne Was omijają, słońce świeci na przemian z życiodajnym deszczem, a nuda nie dopadnie!
Włodzisław Kuzitowicz