
11 listopada dr Marzena Żylińska zamieściła na swoim fb-profilu tekst listu, jaki otrzymała. Zamieszczam go bez skrótów i sugeruję – choć nie jest krotki – przeczytanie go do końca. Podkreślenia i wyróżnienie fragmentów pogrubioną czcionką – WK:
Syn jest w 1 klasie technikum, profil informatyczny. Od ponad dwóch lat chodzi na dodatkowe zajęcia z programowania, jest w tym świetny i tym żyje. Ogląda różne filmiki i tworzy własne programy. Często pokazuje mnie i mężowi swoje dzieła. My wtedy kiwamy z uznaniem głowami, bo tak naprawdę nic z tego nie rozumiemy. Ale bardzo nas cieszy, że nasze dziecko odkryło swoją pasję i z programowania czerpie ogromną satysfakcję.
Gdy syn we wrześniu poszedł do nowej szkoły, do wymarzonego technikum, był szczęśliwy, podekscytowany, pełen chęci do nauki. Po tej motywacji nie ma dziś ani śladu, rzeczywistość okazała się brutalna. O ile z programowania ma świetnych nauczycieli, to z niektórymi przedmiotami jest gorzej, a nawet bardzo źle.
Matematyka – Syn ma dwie jedynki, w tym jedna za zeszyt. Nie to jest jednak największym problemem. Najgorsze są komunikaty, jakie nauczycielka kieruje do całej klasy:
„Zrobię wszystko, żeby Was w tej klasie zostało mniej.”
„Zapamiętacie mnie na zawsze, zobaczycie, ilu z was będzie miało komis„.
Od początku roku szkolnego minęły dwa miesiące, a uczniowie tej klasy dostali z matematyki już ponad 80 jedynek. Skrupulatnie je liczą.
Warto dodać, że mój syn z matematyką dotychczas nieźle sobie radził. Teraz nie wierzy, że jego praca ma sens. Całkowicie stracił wiarę w siebie, jest przekonany, że wszelkie starania i tak nie zmienią sytuacji. Słowa nauczycielki i to, co dzieje się na lekcjach matematyki, kompletnie podcięło mu skrzydła.
Język polski – Nauczycielka bierze do ręki zeszyt ucznia i głośno, tak, żeby wszyscy słyszeli, mówi:
– Na takie coś to ja sobie nie pozwolę! Ktoś, kto tak bazgrze, nie ma u mnie czego szukać i tak skończy z jedynką.
Kolejny przykład traktowania uczniów.
Edukacja dla bezpieczeństwa – Syn dostał jedynkę za to, że podczas musztry obrócił głowę w lewo, a powinien w prawo. W domu powiedział, że przestał myśleć, bo był bardzo zestresowany tonem, w jakim nauczyciel zwracał się do klasy. A jak się mocno zdenerwuje, to … przestaje myśleć, a właściwie myśli tylko o tym, żeby uciec, żeby się chronić.
Z językiem niemieckim jest też źle, z innymi przedmiotami jako tako.
Syn jest przewlekle chory. Choroba ostatnio się nieco wyciszyła, ale skutki terapii i leków odczuwa do dziś. Jednak w jego szkole to nikogo nie interesuje. Liczą się wyniki, przez wszystkie przypadki odmieniane jest słowo „matura”. „Tam nikt nie będzie miał żadnych dostosowań.”
Dla nas rodziców matura nie jest problemem, zależy nam przede wszystkim na zdrowiu, w tym również na zdrowiu psychicznym syna. Oboje z mężem nie rozpaczalibyśmy, gdyby do matury nie podszedł. Ma swoją pasję, coś, co lubi, w czym jest świetny. Jeśli chodzi o programowanie, to liczą się kompetencje, a nie papierki. On da sobie w życiu radę, problem w tym, czy przetrwa szkołę.
Gdy słucham tego, co moje dziecko opowiada o swoim technikum, jest mi bardzo ciężko, bo … sama jestem nauczycielką. Bardzo się staram, żeby moi uczniowie lubili matematykę, żeby się jej nie bali, bo od tego przecież zależy, czy będą mieli motywację do pracy. Staram się ich wspierać, pomagać, gdy pojawiają się trudności, pokazywać, że jeśli będziemy razem pracować, to dadzą radę. Po to są przecież nauczyciele, żeby pomagać uczniom, żeby ich wspierać. Z tego powodu wybrałam ten piękny zawód. Bardzo bym chciała, żeby moje dziecko to samo dostało od swoich nauczycieli. Niestety, w swojej szkole na wielu przedmiotach żadnego wsparcia nie dostaje, a niektórzy nauczyciele mówią takie rzeczy, które niszczą u uczniów wiarę w sens ich pracy. Jako nauczycielka wiem, że to nieetyczne, nieludzkie.
W szkole, w której uczę, takie traktowanie uczniów nie byłoby możliwe. Gdyby ktoś z nauczycieli odnosił się do nich w taki sposób, dyrekcja bardzo szybko by zareagowała. Bo o takich sprawach przecież wszyscy wiedzą…, a za to, co dzieje się w szkole odpowiada dyrektor. Na nasze nieszczęście, moje dziecko trafiło do szkoły, w której takie zachowanie nauczycieli dyrekcja akceptuje.
Syn jest załamany, chce zmienić szkołę, gdy wychodzi z domu, mówi „Oby przetrwać ten dzień.”. Wiemy z mężem, że można go przenieść do Chmury, ale to dla nas ostateczność, bo w nowej klasie znalazł kolegów, nawiązał dobre relacje. A to w przypadku nastolatków też jest bardzo ważne.
Napisałam ten długi list, bo chcę prosić o radę. Co mamy zrobić? Czy naprawdę jedynym rozwiązaniem jest danie mu dyktafonu i nagranie słów nauczycieli, albo pójście z problemem do prasy?
Sama jestem nauczycielką i naprawdę tego nie chcę. Ale co można jeszcze zrobić? Jako mama muszę chronić moje dziecko, które jeszcze niedawno bardzo cieszyło się na nową szkołę, lubiło się uczyć. Dziś jest w rozsypce, my z mężem też jesteśmy w rozsypce.
Najgorsza jest bezradność, z jaką przyglądamy się, jak nasze dziecko gaśnie. Każdego dnia widzimy, jak traci motywację do nauki i radość życia. A do tego wiem jeszcze, że nauczyciele, którzy w opisany tu sposób odnoszą się do uczniów, niszczą nie tylko ich, ale również opinię tysiącom oddanych swojej pracy nauczycieli, w tym również mnie. Gdy słyszę pytanie, co zrobić, żeby nauczyciele cieszyli się większym uznaniem, to chciałabym krzyczeć, że najpierw musimy zadbać o to, żeby pewnych zachowań w naszym środowisku nie było, żeby znaleźć systemowe rozwiązanie dla nieetyczne zachowań niektórych z nas. Dziś to temat tabu.
A przecież to my dorośli powinniśmy nauczyć dzieci i nastolatki, że szacunek to podstawa, że każdego człowieka trzeba traktować z szacunkiem.
Co byście zrobili na moim miejscu? Poradźcie proszę.
Mama ucznia technikum.
Nauczycielka matematyki
Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/
Zostaw odpowiedź

