Piszę ten felieton przede wszystkim z przyzwyczajenia, aby nie zaburzyć wieloletniej tradycji zamieszczania ich w niedziele.  Jednak dzisiaj jest nietypowa niedziela – dzień nazywany przez katolików Dniem Zadusznym. W praktyce, dla większości moich rodaków, to po prostu drugi dzień masowego odwiedzania cmentarzy, gdzie są mogiły naszych bliskich. Nie jest to czas na czytanie felietonu o nienajważniejszych wszak problemach edukacji…

 

Przeto ten dzisiejszy felieton będzie na jeden tylko temat – o kolejnej już, czwartej, edycji programu „Edukacja z wojskiem”. Bo jest kilka takich jego elementów, a także przemilczeń, które wzbudziły moje zainteresowanie. I stały się powodem powstania kilku – hipotetycznych – odpowiedzi na takie pytania:

 

Dlaczego nie ma nigdzie dostępnego, szczegółowego programu tych zajęć?”

 

-Dlaczego nadano temu programowi taką nazwę?

 

-Czy  o zachowaniu w sytuacji zagrożenia i innych podanych ogólnikowo tematach tych spotkań nie mogą mówić cywilni specjaliści?  

 

 

A więc po kolei:

 

Dlaczego nie ma nigdzie dostępnego, szczegółowego programu tych zajęć?

 

Pytanie to powstało po tym, jak wpisując w wyszukiwarkę „Czy jest dostępny szczegółowy program edukacji z wojskiem”  znajdowałem jedyni ogólne informacje, autorstwa AI, i propagandowe teksty – głównie na  „wojskowych stronach”. Zobaczcie sami  –  TUTAJ

 

 

Owa sztuczna inteligencja podała  jedynie taką informację:

 

Zajęcia: 3-lekcyjne, łączą teorię z praktyką, a ich treści obejmują:

-Zasady alarmowania i ewakuacji

-Podstawy udzielania pierwszej pomocy

-Zachowanie w sytuacjach kryzysowych i zagrożeń

-Podstawy obrony cywilnej i ochrony ludności

-Możliwość spotkania z weteranem misji

 

I odsyłała na strony MEN i MON. Ale kiedy klikniecie w link do MEN, zobaczycie także ogólniki – zobacz TUTAJ

 

A to jedyna odpowiedź która przyszła mi do głowy:

 

Myślę, ze świadomie nie opracowano szczegółowego programu tych trzygodzinnych zajęć (wszak muszą one  być zróżnicowane, bo są prowadzone w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych), gdyż nie prowadzą tych zajęć nauczyciele, lecz wojskowi, którzy nie mają przygotowania pedagogicznego.

 

A teraz, już krócej,  moje propozycje odpowiedzi na pozostałe pytania:

 

Dlaczego nadano temu programowi taką nazwę?

 

W nazwie tej  edukacji umieszczono owo dookreślenie podmiotu prowadzącego „z wojskiem” prawdopodobnie, na żądanie Ministerstwa Obrony. Bo dotąd nigdy tak nie postępowano. Kiedy w szkołach wprowadzano zajęcia edukacji  prawnej – nie mialo one w nazwie „z prawnikami”,  czy edukację zdrowotną – że „z lekarzami”. To dalekowzroczna strategia MON, aby młode pokolenie oswoić z ewentualnością założenia munduru polskiego żołnierza.

 

 

Czy  o zachowaniu w sytuacji zagrożenia i innych podanych ogólnikowo tematach tych spotkań

nie mogą mówić cywilni specjaliści? 

 

Moim zdaniem na pierwsze trzy tematy: Zasady alarmowania i ewakuacji, Podstawy udzielania pierwszej pomocy i Zachowanie w sytuacjach kryzysowych i zagrożeń – bezsprzecznie tak. Jedynie ten czwarty temat „Podstawy obrony cywilnej i ochrony ludności”  wymaga uwzględnienia punktu widzenia obrony terytorialnej kraju,. Jednak nie mam wątpliwości, ze każdy cywil, który jest kompetentny w trzech pierwszych tematach mógłby i ten zrealizować po krótkim przeszkoleniu. Ale nie tylko przygotowanie do radzenia sobie w sytuacjach zagrożenia jest celem tych zajęć. Dlaczego tak uważam? Bo niby dlaczego do programu owych trzech godzin zajęć wpisano jeszcze „Możliwość spotkania z weteranem misji”?  Odpowiedź jest taka sama, jak w  poprzednim pytaniu: To dalekowzroczna strategia MON, aby młode pokolenie oswoić z ewentualnością założenia munduru polskiego żołnierza”.

 

 

I jeszcze jedna refleksja – na tle debaty wokół „Ustawy Kamilka”. Czy owi żołnierze przedstawiają dyrekcji szkół zaświadczenie o niekaralności w zakresie przestępstw przeciw małoletnim? Czy podczas tych zajęć asystuje im nauczyciel tej szkoły?  Jeśli tak – to czy jest to na zasadach godzin ponadwymiarowych? Chyba, że owe zajęcia są w czasie, gdy dana klasa ma w tygodniowym planie lekcji – np. biologię i obok owego żołnierza jest z uczniami nauczyciel/lka tego przedmiotu…

 

Bo przecież nie można wykluczyć, że podczas demonstrowanie jak prawidłowo wykonać sztuczne oddychanie metodą „usta-usta”, lub praktycznego pokazu jak uciskać klatkę piersiową z wielką rozkoszą będzie chciał to demonstrować – nie na fantomie, a na uczennicy (lub uczniu) – jakiś niezaspokojony w swoich potrzebach wojak?…

 

Może przeczyta ten felieton ktoś z nadzoru pedagogicznego, to niech – na Fecebook’u  – odpowie jak to z tą „Edukacją z wojskiem” naprawdę jest?

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź