
Dzisiaj nie proponujemy lektury kolejnego tekstu o wychowaniu zdrowotnym, a wywiad z dr. Michałem Gulczyńskim o raporcie „Przemilczane nierówności”. Tym razem dotyczy luki edukacyjnej chłopców. Oto obszerne fragmenty wywiadu i link do pełnej wersji:
Woźny, ksiądz i WF-ista. Męskie wzorce spotykane w szkole rzadko kojarzą się z nauką
Najczęściej spotykani mężczyźni w szkołach to woźny, ksiądz i WF-ista. Funkcje, które pełnią nie kojarzą się z rozwojem naukowym. Czy to może mieć wpływ na to, że chłopcy coraz częściej nie widzą w edukacji przestrzeni dla siebie? Luka między wynikami dziewcząt i chłopców rośnie, a system przez lata udawał, że problemu nie ma. O tym, skąd bierze się edukacyjna zapaść chłopców i jak można jej przeciwdziałać, rozmawiamy z dr. Michałem Gulczyńskim ze Stowarzyszenia na rzecz Chłopców i Mężczyzn, współautorem raportu „Przemilczane nierówności”
[…]
Foto: Klaudia Jaworska
Michał Gulczyński – autor raportu „Przemilczane nierówności”. doktor polityk publicznych i administracji. W Europejskim Instytucie Uniwersyteckim we Florencji bada nierówności płci w edukacji
Katarzyna Mazur: – Niedawno ministra Barbara Nowacka wspomniała o coraz wyraźniej widocznej luce edukacyjnej chłopców. Czy my jako społeczeństwo w ogóle dostrzegamy ten problem?
Michał Gulczyński: – Myślę, że coraz bardziej go widzimy. Występuję tutaj w podwójnej roli – jako członek zarządu Stowarzyszenia na rzecz Chłopców i Mężczyzn i jako współautor raportu „Przemilczane nierówności”, który po raz pierwszy w Polsce szerzej poruszył ten temat. Nie bez powodu w tytule raportu pojawiło się słowo „przemilczane” wtedy ten problem był właściwie niezauważany. Wydaje mi się, że to był moment, w którym luka edukacyjna chłopców zaczęła być w ogóle publicznie zauważana i dyskutowana.
Kiedy powstawał Krajowy Program Działań na rzecz Równego Traktowania, jeszcze przed założeniem stowarzyszenia, złożyliśmy w ramach konsultacji nasze postulaty. I jedyny, który został uwzględniony, dotyczył właśnie problemów edukacyjnych chłopców i mężczyzn. To są zaledwie jeden czy dwa akapity – ale wcześniej nie było tam nawet wzmianki o tym, że chłopcy gorzej czytają, mają słabsze wyniki, rzadziej idą do liceum czy kończą studia. Ta luka po prostu nie była zauważana.
K.M. – Zajmuje się pan również badawczo tym zagadnieniem?
M.G. – Tak. Planuję długofalowy projekt badawczy poświęcony właśnie tej luce edukacyjnej. Ale to są nadal wczesne obserwacje i szczątkowe dane. Więc jeśli mówię o badaniach, to trochę niezręczne, bo opieram się raczej na obserwacjach niż na solidnych, ugruntowanych wynikach. Niestety, ogólnie w nauce nadal wiemy na ten temat bardzo mało i nie mamy zbyt wysokiej świadomości potrzeby realizowania takich badań.
Wiceminister Katarzyna Lubnauer, zapytana w interpelacji, czy rząd planuje coś zrobić z luką edukacyjną chłopców, odpowiedziała, że nie trzeba tego badać, bo są już badania o męskości. W tym samym akapicie jako przykład badań podała książkę o cyklistach w Warszawie na przełomie XIX i XX wieku. To naprawdę była odpowiedź ministerstwa.
K.M. – Rzeczywiście absurdalne.
M.G. – Tak, ale potem coś zaczęło się zmieniać. Po tej interpelacji pojawiło się zainteresowanie w mediach społecznościowych. W efekcie z inicjatywy ministerstwa w Instytucie Badań Edukacyjnych zorganizowano konferencję o luce płci w edukacji. Zostałem zaproszony jako prelegent. Minister Lubnauer wykazała zainteresowanie tematem, później rozmawiałem z nią jeszcze podczas Campus Polska. W ostatnich miesiącach spotkaliśmy się też dwukrotnie z minister Nowacką. Tak że wygląda na to, że ta świadomość w ministerstwie rośnie.
Wspólnie z dr. Michałem Sitkiem z IBE i dr Alicją Zawistowską organizujemy panel o problemach edukacyjnych chłopców na najbliższym Ogólnopolskim Zjeździe Socjologicznym. Myślę, że także dzięki temu Instytut Badań Edukacyjnych zaczyna się w tę tematykę włączać.
[…]
K.M. – Na czym właściwie polega luka edukacyjna chłopców?
M.G. – Przede wszystkim na nierówności wyników. Wśród młodych osób w wieku około 30 lat wyższe wykształcenie ma większość kobiet i tylko około jedna trzecia mężczyzn. I znów: pojawia się argument, częściowo trafny, że być może mężczyźni nie potrzebują wyższego wykształcenia, bo mają inne predyspozycje np. przy podejmowaniu pracy fizycznej. Ale to nie tłumaczy wszystkiego. Poza tym to nie są decyzje podejmowane wyłącznie w dorosłym życiu.
Widać to już przy wyborze szkoły ponadpodstawowej. Większość dziewczyn idzie do liceum, większość chłopców – do technikum. I to też jest konsekwencja tego, jak przebiegała nauka. Na egzaminie ósmoklasisty dziewczynki mają średnio 8–9 punktów więcej z języka polskiego i 3 z angielskiego, a przy tym bez różnic na matematyce. Czyli ten stereotyp o dziewczynkach i matematyce zupełnie się nie potwierdza w wynikach. Natomiast różnice w wynikach przekładają się na szanse dostania się do lepszej szkoły.
I świadomość tego oceniam na bardzo niską. Nawet partie, które kierują swój przekaz głównie do mężczyzn, często nie dostrzegają, gdzie są młodzi chłopcy – na przykład w technikach, nie w liceach. Niedawno poseł Wipler napisał na Twitterze: „licealistki, licealiści, dołączajcie do naszych struktur”. O uczniach techników nie wspomniał, choć to tam jest więcej potencjalnie zainteresowanego audytorium.
K.M. – Gdzie szukać przyczyn, że chłopcy tak często wybierają ścieżkę zawodową, rzadziej kontynuują naukę?
M.G. – Nie użyłbym tu słowa „wybierają”, bo to nie są całkowicie wolne, autonomiczne wybory. Wyniki egzaminów, presja społeczna, stereotypy – to wszystko kształtuje decyzje. Chłopcy często już na etapie podstawówki wiedzą – albo myślą – że ich droga to zawód, technikum, szybka praca, zarabianie. Bez tej wizji dalszego kształcenia, bez marzeń o studiach.
To konsekwencja oczekiwań społecznych, o tym, czego oczekują rodzice od córek, a czego od synów. Wydaje mi się, że wciąż poruszamy się tu w dużej mierze po omacku, bo brakuje systematycznych badań w Polsce. Dużo więcej wiemy o dziewczętach i ich relacjach z przedmiotami ścisłymi, np. matematyką. A znacznie mniej o tym, dlaczego chłopcy gorzej czytają i chętniej wybierają ścieżki zawodowe.
A przy tym znaczne różnice między krajami, a nawet między regionami w Polsce pokazują, że nie możemy mówić o różnicach „naturalnych”. W dużych miastach luka edukacyjna chłopców jest mniejsza niż w powiatach wiejskich. To pokazuje, że przyczyny są środowiskowe. Przykład: w powiecie siedleckim łączna różnica punktowa z wszystkich trzech części egzaminu ósmoklasisty między wynikami dziewczynek i chłopców w 2023 roku wynosiła 10 punktów. Chłopcy uzyskali średnio 52 punkty, a dziewczynki 62. W rekrutacji to ogromna przewaga. W rodzinach o niższym kapitale kulturowym, przekonanie, że dziewczynka ma się grzecznie uczyć, a chłopiec – zarabiać jest silne. Przekłada się to na podejście do nauki i konkretnych przedmiotów. Mamy więc stereotypy, oczekiwania, a może i pewien wpływ samej szkoły.
[…]
K.M. – W debacie publicznej wraca też temat braku męskich wzorców w edukacji. Czy większa liczba nauczycieli mężczyzn mogłaby pomóc chłopcom? Fundacja Dobre Państwo postulowała wprowadzenie parytetów płci w zawodzie nauczyciela – by mężczyźni stanowili przynajmniej 35% kadry. Wiemy, że dziś to nierealne – choćby z powodu niedoborów kadrowych, sfeminizowania zawodu i niechęci mężczyzn do pracowania w zawodzie nauczyciela. Ale załóżmy, że udałoby się wprowadzić więcej mężczyzn do szkół. Czy to miałoby znaczenie?
M.G. – Myślę, że główną barierą są zarobki. Wciąż oczekuje się od mężczyzn, że to oni będą utrzymywać rodzinę, więc rezygnują z zawodów niskopłatnych. Dochodzi też brak realnych możliwości awansu i długi proces zdobywania kwalifikacji. To wszystko zniechęca. No i stereotyp – że to zawód „kobiecy”.
Badania nie są jednoznaczne. Nie mamy twardych danych, że obecność większej liczby nauczycieli mężczyzn bezpośrednio poprawia wyniki chłopców. Ale to temat, który trudno zbadać przyczynowo-skutkowo. Efekt może być różny w zależności od tego, czy mówimy o 0%, 30% czy 60% mężczyzn w kadrze.
W Finlandii, gdzie przez pewien czas obowiązywały kwoty płci przy przyjęciach na studia pedagogiczne, zauważono, że kiedy kwoty zlikwidowano i liczba mężczyzn w zawodzie nauczyciela spadła, pogorszyły się wyniki edukacyjne dzieci – ale w obu płciach.Nie wpłynęło to na lukę między płciami, ale ogólnie pogorszyło efekty kształcenia.
Nie mamy przekonujących wyników badań, które jednoznacznie by to potwierdzały korzyści z większego udziału mężczyzn w szkole. Ale mamy mnóstwo relacji – chłopców i dorosłych już mężczyzn – którzy wspominają jedną ważną postać w swoim życiu. Trenera, nauczyciela, kogoś, kto ich rozumiał, motywował, komu mogli się zwierzyć. Często w szkole podstawowej tymi mężczyznami są tylko woźny, ksiądz i nauczyciel WF-u. Rzadko są to osoby, które kojarzyłyby się z nauką.
W szkołach brakuje też tak zwanych „zaufanych dorosłych”. I to jest w ogóle strukturalny problem szkoły – nie tylko w Polsce, ale u nas szczególnie wyraźny. Uczniowie nie mają osoby, do której mogliby pójść z problemem, porozmawiać, poczuć, że ktoś ma dla nich czas i empatię. A chłopcy być może szczególnie potrzebują takiego wsparcia od osoby tej samej płci. Także na stanowiskach pedagogów i psychologów niemal wszyscy to kobiety. W praktyce nie ma zatem komu powierzyć takich funkcji w sposób różnorodny płciowo – bo nie ma odpowiednio wykwalifikowanych mężczyzn.
[…]
K.M. – Czy są przykłady rozwiązań szkolnych, które dają efekt?
M.G. – Brytyjski ponadpartyjny zespół parlamentarny ds. chłopców i mężczyzn zapytał szkoły w Wielkiej Brytanii, co robią, by zmniejszyć lukę edukacyjną. Odpowiedziały tylko cztery. Ale te, które odpowiedziały, miały już konkretne doświadczenia.
Dyrektorzy stawiali chłopakom wyzwania i wspierali ich w ich realizacji. Jeden dyrektor powiedział uczniom: „Zaczynacie szkołę z wynikami takimi jak dziewczęta, ale kończycie z gorszymi. Chcemy, żebyście byli pierwszym rocznikiem, który to zmieni”.
Szkoła konsekwentnie monitorowała ich postępy i wspierała w regularnym poprawianiu wyników. Taka praca mentora, który podkreśla, że nauka ma znaczenie również dla chłopców, może bardzo wiele zmienić. Ten przykład pokazuje, jak wiele mogą zrobić dyrektorzy i nauczyciele i to bez żadnych reform systemowych.
Brytyjski raport „Lost Boys” mówi o tym, że chłopcy często tracą motywację, bo nie czują się częścią środowiska szkolnego. Ich zainteresowania nie są tam mile widziane. Klasyczny przykład: nauczycielka mówi – „napiszcie na dowolny temat, byle nie o wojnie”. A przecież chłopcy często interesują się militariami. Nie wszyscy, jasne – ale dla wielu takie ograniczenia są po prostu demotywujące.
Trzeba pozwalać uczniom budować status przez naukę. Nie chodzi o bycie kujonem, ale o systematyczność, o pokazywanie, że warto się starać. Chłopcy częściej skupiają się na jednej rzeczy – pasji, np. szachach czy motoryzacji. Jeśli to się włączy w naukę, efekt może być zaskakująco dobry. Jedna z nauczycielek opisywała, jak uczniowie na angielskim przygotowują prezentacje na dowolny temat. I uczyli się słownictwa, bo temat ich interesował – to działało.
Mówi się, że chętniej czytają teksty użytkowe – poradniki, instrukcje, podręczniki. Rzadziej fikcję, nawet jeśli tematycznie byłaby „męska”, np. o tematyce wojennej. Ale jeśli tekst daje im konkretną wiedzę, to już inna sprawa. Może trzeba to uwzględnić.
K.K. – Jak pan ocenia wpływ modelu klasycznego na chłopców? Cisza, siedzenie w ławce, indywidualne zadania na kartce – czy to nie tłamsi naturalnej energii?
M.G. – Tak podpowiada intuicja. I wiele osób z naszego stowarzyszenia ma takie poczucie. Ja osobiście nie – nie potrzebowałem więcej ruchu, nie lubiłem pracy w grupach. Ale nie mogę tego uogólniać. Nie znam też badań, które jednoznacznie pokazałyby, że np. wprowadzenie ruchu co 15 minut znacząco poprawia wyniki u chłopców.
Ale są badania o czasie egzaminów. Na jednej z konferencji IBE omawiano dane pokazujące, że chłopcy wypadają słabiej w drugiej godzinie egzaminu. Wydłużenie czasu sprzyja więc bardziej dziewczętom i może powiększać różnice na egzaminie. A mimo to, gdy dyskutowano o wydłużeniu egzaminu ósmoklasisty, nikt nie analizował tego pod kątem genderowym. Wiele mówi się o gender mainstreamingu, czyli analizowaniu wszystkich polityk publicznych pod kątem płci, ale nie zastosowano go w tej sprawie. Tymczasem np. pytania tekstowe, także w matematyce, mogą być trudniejsze dla chłopców, jeśli mają gorsze kompetencje czytelnicze. I
Instytut Badań Edukacyjnych zatrudnia setki osób – a nie ma zespołu „gender”, który zajmowałby się systematycznie płcią w edukacji. Chodzi nie tylko o chłopców, ale o całą problematykę segregacji edukacyjnej i zawodowej. To naprawdę powinno być zadanie publiczne.
Cały Tekst „Woźny, ksiądz i WF-ista. Męskie wzorce spotykane w szkole rzadko kojarzą się z nauką” – TUTAJ
Źródło: www.strefaedukacji.pl
Zostaw odpowiedź

