Miniony tydzień nie należał do najszczęśliwszych. Większość jego dni musiałem przeżyć z awarią na serwerze dostawcy usługi hostingowej, o tyle przykrą, że jej skutkiem był brak możliwości zamieszczanie zdjęć i nieczynna funkcja „Czytaj dalej”. A takie miałem plany: zajrzeć do Pałacu Młodzieży i zrelacjonować to co się tam dzieje podczas ferii, chodziło mi też po głowie aby zwizytować Zimową Szkołę Dziennikarstwa, jaką zorganizowała także w tym czasie Społeczna Akademia Nauk. Nic tych planów nie wyszło, musiałem zmienić koncepcje i skoncentrować się na wyszukaniu w bezmiarze Internetu, wartych przeczytania, artykułów.
A nawiązując do wypracowanej już tradycji komentowania w cotygodniowym felietonie najbardziej zasługujących na to wydarzeń jakie zaszły w obszarze edukacji, nie mogę nie ulżyć sobie na temat tego, co działo się w polskim Sejmie. Piszę z przymiotnikiem, bo Litwini tez mają swój Sejmas. Oczywiście mam na myśli okoliczności, które poprzedziły głosowanie nad ustawą upoważniającą Prezydenta RP do ratyfikowania Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, sporządzonej w Stambule 11 maja 2011 roku, którą Polska podpisała 8 grudnia 2012 r.
Pomijając argumenty, że nie jest nam ona potrzebna, bo mamy wystarczające swoje prawodawstwo w tej materii, że jak dotąd ratyfikowało ja tylko 11 państw Rady Europy (Albania, Księstwo Andory, Austria, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Dania, Hiszpania, Portugalia, Turcja, Serbia, i Włochy), a podpisana została, oprócz Polski, przez 22 państwa (w tym 16 członkowskich UE – w tym przez Francję i Niemcy), to najgłośniej podnoszonym powodem, przez przeciwników ratyfikacji przez Polskę tej konwencji był zarzut, że „promuje homoseksualizm i ideologię gender” [Beata Kempa] i że „konwencja nakazuje ślepe zwalczanie tradycji, religii i kultury, która rzekomo determinuje, a nawet prowokuje przemoc”. [Małgorzata Sadurska].
Zaiste, trzeba być naprawdę nieźle zafiksowanym na swoje fobie, aby z treści tego dokumentu odczytać takie zagrożenia! Nie miejsce tu na cytowanie całej Konwencji, ale jeden jej artykuł przytoczę, niech każdy na własne oczy zobaczy to zagrożenie:
Artykuł 1. Edukacja
1. W uzasadnionych przypadkach Strony podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji materiałów szkoleniowych dostosowanych do zmieniających się możliwości osób uczących się, dotyczących równouprawnieni a kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról przypisanych płciom, wzajemnego szacunku, rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich bez użycia przemocy, a także dotyczących przemocy wobec kobiet ze względu na płeć oraz prawa do nienaruszalności osobistej.
2. Strony podejmują działania niezbędne do promowania zasad, o których mowa w ust. 1 niniejszego artykułu, w instytucjach edukacyjnych o charakterze nieformalnym, a także w obiektach sportowych, kulturalnych i rekreacyjnych oraz w mediach.
Cóż, „koń – jaki jest – każdy widzi!” Normalny, niezaprogramowany wrogo, umysł człowieka odczyta z tego jedynie, że należy od najmłodszych lat przeciwdziałać interioryzacji przez chłopców tezy, że „jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije”, że „jak chłop baby nie bije to jej nie kocha” i innych temu podobnych „aksjomatów”! Oznacza to także, iż nie do utrzymania jest już powielanie stereotypów zawodów i ról „męskich” i „kobiecych”, przejawiających się w tym, że to żona sprząta, gotuje, pierze i zajmuje się dziećmi, a mąż zarabia pieniądze i z tego powodu ma o wszystkim decydujący głos, no – może jeszcze coś przybije, a w sprawach wychowania występuje w roli sędziego i kata jednocześnie. (Bo kiedy ojciec rozwścieczony siecze, szczęśliwy kto się do matki uciecze…”)
Kochani Czytelnicy. Właśnie sobie uświadomiłem, ze chyba obrażam Waszą inteligencję tymi wywodami. Kończę więc, życząc udanego feryjnego relaksu od codziennych szkolny obowiązków.
Włodzisław Kuzitowicz