Z kilkudniowym opóźnieniem udostępniamy obszerne fragmenty wywiadu, jaki redaktorka łódzkiej redakcji „Gazety Wyborczej” – Katarzyna  Stefańska przeprowadziła z Katarzyną Fele, która po 25. latach kierowania łódzkim IV Liceum Ogólnokształcącym, od 1 września powiększyła grono zasłużonych, wieloletnich dyrektorek i dyrektorów łódzkich szkół.

 

 

Szkoła bez kartkówek, zaufanie zamiast testów. Efekt? Oksford i Cambridge

 

Foto: Tomasz Stańczak /Agencja Wyborcza.pl

 

Katarzyna Felde, w okresie  1 IX 1999  –  31 VIII 2025  dyrektorka IV LO im. Emilii Sczanieckiej w Łodzi

 

 

[…]

 

W czasach, gdy dzieci uczą się szybciej niż system zdąży zareagować, a edukacyjne reformy przypominają raczej pudrowanie rzeczywistości, pytanie o „dobrą szkołę” brzmi niemal jak prowokacja. Z jednej strony mamy egzaminy, rankingi, system oparty na presji, porównywaniu, ocenach. Z drugiej – coraz więcej uczniów i nauczycieli mówi: „Chcemy inaczej. Chcemy szkoły, która nie wypluwa z siebie jednakowych absolwentów, ale rozpoznaje różnice i daje przestrzeń do bycia sobą”. Czy taka szkoła istnieje?

 

Rozmawiamy z Katarzyną Felde, wieloletnią dyrektorką IV LO w Łodzi. Z osobą, która nie wierzy w gotowe przepisy, ale wie, że bez odwagi i zmiany podejścia szkoła zostanie w XIX wieku. Z kimś, kto w edukacji przepracował blisko cztery dekady, a wciąż mówi, że najpierw trzeba się samemu nauczyć, by móc uczyć innych.

 

 

Katarzyna Stefańska: – Istnieje przepis na dobrą szkołę?  

 

Katarzyna Felde: – Nie istnieje uniwersalny przepis, bo każda jest dedykowana troszkę innemu uczniowi. Uczniowie przychodzili do mnie z innych liceów, czasem odchodzili po kilku dniach, i to jest ok. To co dobra szkoła powinna robić, to nadążać nad zmianami społecznymi. Świat zmienia się bardzo szybko. 

K.S. – To nie marzenie ściętej głowy? Pruska szkoła odmieniana jest przez wszystkie przypadki, kolejne reformy są raczej zmianami kosmetycznymi.

 

K.F. – Tak, szkoła jest instytucją troszkę zacofaną. Trudno się dziwić, skoro nauczyciele uczyli się 10 czy 20 lat temu. Musimy uczyć się od uczniów, jak się z nimi porozumiewać. Znaleźć metody, żeby uczeń chciał się uczyć i chciał coś zrobić. Każdy z nas lubi narzekać. Ale powtarzałam moim nauczycielom: „Spróbujcie działać z uczniami, tak żeby również mieć satysfakcję”. Przekonałam ich, że wystawianie złych ocen nikogo z nas nie satysfakcjonuje. Zamiast cyferek wprowadziliśmy ocenianie procentowe, znieśliśmy niezapowiedziane kartkówki. Odeszła im presja.

[…]

K.S. – A jak ma się równościowe traktowanie z obowiązkiem indywidualizacji pracy z uczniem. Przecież to się ze sobą kłóci.

 

K.F.- To prawda, wszyscy oczekują, żeby każdy uczeń był traktowany tak samo i każdy ma być traktowany indywidualnie. To dotyczy i tych, mają problem z nauką i tych, którzy odstają w drugą stronę. Są pasjonatami czegoś, takich mamy w szkole jedną trzecią. Przegadaliśmy na radach pedagogicznych wiele godzin na ten temat, że jednak w tej chwili uczniowie uznają za naturalne, że kolega czy koleżanka inaczej reagują. Oni nie oczekują identycznego traktowania. To my, dorośli, mamy z tym większy problem. Musieliśmy się nauczyć rozpoznawać potrzeby każdego, co chwilami jest bardzo trudne, kiedy informatyk ma lekcje z ponad 400 osobami. No, ale próbujemy. I chyba nam się udaje, bo jesteśmy oceniani jako szkoła zaufania.  

K.S. – Od kilku lat znajdujecie się w pierwszej dziesiątce szkół przyjaznych społeczności LGBTQ+. Jednopłciowe pary trzymające się na przerwach to nic wyjątkowego, uczniowie mogą zwrócić się z prośbą, aby nauczyciele na lekcjach zwracali się do niej – lub do niego – imieniem według preferowanej płci, wyrażają się poprzez zmianę, na przykład, koloru włosów. A absolwenci mówią o niepowtarzalnym miejscu, które stawia na relacyjność i buduje przyjaźnie na lata.

 

K.F. – Bo relacje są istotniejsze niż rankingi. Oni są tu przez cztery lata. Spędzają osiem godzin dziennie w tym budynku, z tymi ludźmi. Jeżeli nie będą czuć się dobrze i bezpiecznie, to nie osiągną sukcesów naukowych.  

 

[…]

 

K.S. – Matura międzynarodowa znana jako IB to dwuletni, indywidualny program nauczania, waszym przypadku po angielsku. Jesteście jedynym publicznym liceum w Łodzi, które daje taką możliwość. Ile uczniów podchodzi do takiego egzaminu?

K.F.- Z reguły 50. W tym roku będzie 65. To dzieci, które są inaczej wykształcone. Z doskonałym startem. Mogą później studiować na międzynarodowych uczelniach. Mamy uczniów, którzy skończyli Oksford, Cambridge. Wiem, że w tym roku troje wybiera się do Trinity College. One muszą się pomęczyć, zwłaszcza w początkowej fazie. Nauczyciel jest mentorem, uczeń sam realizuje program, może stworzyć własny. Ma terminy, zadania do wykonania, nauczyciel mu w tym pomaga. Pracuje samodzielnie, niekoniecznie w szkole. Każdy może przystąpić do programu, wymagany jest egzamin z angielskiego, brane są pod uwagę oceny z danego przedmiotu, stworzenie o sobie prezentacji.  

 

[…]

 

 

Cały tekst wywiadu „Szkoła bez kartkówek, zaufanie zamiast testów. Efekt? Oksford i Cambridge”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/

 



Zostaw odpowiedź