Wczoraj (9 stycznia 2025 roku) na „Portalu dla Edukacji” zamieszczono tekst Bogdana Bugdalskiego, z którego możemy pozyskać aktualne informacje o stanie gotowości MEN do wprowadzenia szumnie zapowiadanych zmian w programach nauczania. Oto jego obszerne fragmenty i link do pełnej wersji:
Decyzje MEN w sprawie lekcji religii i edukacji zdrowotnej mogą wszystkich zaskoczyć
[…]
Nie ma jasności co do przyszłości lekcji religii w szkołach podobnie jak w sprawie flagowego obok wychowania obywatelskiego nowego przedmiotu MEN, czyli edukacji zdrowotnej. Decyzje w sprawie obu ugrzęzły w procesie decyzyjnym, a śmiem podejrzewać w przedwyborczych (wciąż jeszcze) kalkulacjach.
Można nawet powiedzieć, że obecnie tak samo realne jest ich wprowadzenie w kształcie proponowanym przez MEN, jak i wycofanie się z tych projektów. Zwłaszcza, że postawa stron sporu tej decyzji nie ułatwia.[…]
No konia z rzędem temu, kto te dwa nurty pogodzi. Mimo upływu czasu tu nikt nie ustępuje, a wprost przeciwnie – zaostrza swoje stanowisko. Minister Barbara Nowacka, twierdzi, że zmianę wprowadzi, natomiast Episkopat Polski – że chce mieć dwie lekcje obowiązkowe i kropka. Przy takim podejściu stron można się więc spodziewać, że przynajmniej do wyborów prezydenckich żadnego rozporządzenia w tej sprawie nie ujrzymy.
A przecież są przesłanki do normalnego rozwiązania tej kwestii. Skoro w dużych miastach lekcje religii świecą pustkami, a w mniejszych nie do końca, to można przecież pozwolić rodzicom zdecydować, ile tych lekcji w danej szkole, na danym poziomie powinno być. Dyrektorzy mają do dyspozycji godziny, które na takie zajęcia mogliby przeznaczyć. Tak jak robią to w przypadku lekcji etyki, o których nikt tu nie mówi. Wszak szkoła to dobro wspólne, a nie pole walki politycznej. Natomiast tam, gdzie tych uczniów po prostu nie ma – wprowadzić minimum, które wynika z umowy konkordatowej, a więc jedną godzinę.[…]
Podobnie jest z edukacją zdrowotną. Wielkie halo, jakie się wokół nie rozpętało ma się nijak do rzeczywistości. Każdy, kto zajrzał do projektu podstawy programowej mógł się przekonać, że nie ma w niej mowy o deprawacji młodzieży, a tym bardziej dzieci (podstawy są różne dla dzieci młodszych).
Jest przedmiot, który ma nauczyć dzieci i młodzież, jak dbać o zdrowie, o swój rozwój fizyczny, jak się odżywiać, jak dbać o dobrostan psychiczny, jak radzić sobie z problemami wynikającymi z dojrzewania, jak dbać o higienę, w tym higienę intymną. A odnosząc się do kwestii związanych z seksem – przedmiot, który ma pokazać to, co w zachowaniach człowieka jest normalne, co może budzić niepokój lub co w relacjach rówieśniczych i nie tylko powinno budzić sprzeciw.[…]
Natomiast zrobienie z edukacji zdrowotnej przedmiotu nieobowiązkowego nie ma większego sensu, jeśli ma on przynieść efekt w postaci podniesienia świadomości zdrowotnej społeczeństwa. Bo pomijając dzieci z klas IV – VI, które z natury są obowiązkowe, młodzież po prostu na te zajęcia nie będzie chodziła.[…]
Więc mamy dwa przedmioty, których dalsze losy nie są znane. Bo decyzje w ich sprawie nie wynikają z przesłanek merytorycznych, ale czysto politycznych.
Cały tekst „Decyzje MEN w sprawie lekcji religii i edukacji zdrowotnej mogą wszystkich zaskoczyć” – TUTAJ
Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/