Dziś prezentujemy fragmenty obszernego wywiadu z Agnieszką Ciesielską – ekspertką koalicji stowarzyszeń „SOS dla Edukacji”, zamieszczonego na stronie „Gazety Wyborczej”. Jeśli po przeczytaniu tych fragmentów ta rozmowa Was zainteresowała  – odsyłamy linkiem do jej pełnego zapisu:

 

 

Foto: www.szkolenia.wolterskluwer.pl

 

Agnieszka Ciesielska*

 

 

Szybkie wrzutki, szybka reforma. Nauczycielka: Zmiany w szkole wciąż dyktuje polityka

 

[…]

Karolina Słowik: – Premier Donald Tusk przeprosił nauczycieli. Mówił o tym, że należy im się godna zapłata, a rząd chce pracować nad odbudową prestiżu nauczyciela. Jednak podwyżki od stycznia mają być na poziomie 5 proc. – niższym niż oczekiwali nauczyciele. Czy uda się odbudować prestiż w inny sposób?

 

Agnieszka Ciesielska  – Przy myśleniu, które zauważam na górze, uważam, że to nie zadziała. Szykujemy się do wielkiej reformy, która ma być za chwilę. A już tempo wprowadzanych zmian sugeruje, że wiele rzeczy może nie wyjść. Dodatkowo, frustracje nauczycielskie podkręcane są przez małe i częste zmiany.

 

Aby prestiż naszego zawodu wzrósł, to my sami – nauczycielki i nauczyciele – musimy uwierzyć, że to się stanie. A my w to nie wierzymy, bo nie ma siły, energii, by pracować więcej, wydajniej. Jeśli mam robić wielkie rzeczy, to muszę być do nich przekonana. Tu wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że ta reforma albo nie wyjdzie, albo wyjdzie w taki sposób, że będziemy mieć poczucie, że to nie jest szkoła, o którą nam chodziło.

 

K.S. – Powiedzmy konkretnie, co to za małe zmiany. Najpierw było ograniczanie zadań domowych – pomysł z wiecu wyborczego.

 

A.C. – Żałuję, że na te wiece nie jeździłam i nie zabrałam głosu. Zwróciłabym uwagę na coś ważniejszego: żeby szkoła bardziej dopasowała się do życia. Aby były mniejsze klasy, więcej praktyki, więcej projektów. Aby zniesiono rankingi, które podkręcają międzyszkolną rywalizację i w sporym stopniu wpływają na dobrostan młodych ludzi.

K.S. – To akurat trudno osiągnąć jednym rozporządzeniem.

 

A.C. –  Oczywiście, dlatego te prace domowe to dla mnie rodzaj populistycznej zagrywki. Naprawdę tego nie rozumiem.

 

K.S. – Dalej: edukacja zdrowotna zamiast wychowania do życia w rodzinie, edukacja obywatelska zamiast przedmiotu historia i teraźniejszość. Oprócz tego ma zmienić się podstawa programowa do WF. Usłyszałam, że zmiany dotyczące religii w szkole mają być jedyną zmianą światopoglądową, którą uda się wprowadzić rządowi do wyborów prezydenckich.

 

A.C.Dla szkoły to zmiany punktowe. Szkoda, że nie patrzy się szerzej na system edukacyjny. Być może te działania są nastawione na rodziców, którzy jako wyborcy bardziej się liczą. Jest ich więcej. Kiedy było jasne, że mamy nową ministrę Barbarę Nowacką, to spodziewałam się całościowej zmiany, która będzie wynikała z wizji, polityki edukacyjnej rozpisanej na kilka lat, znacznie dłużej niż kadencja polityczna. Gdy usłyszałam, że ta wielka zmiana nastąpi już od września 2026 r., to mnie przeraziło. Edukacja jest procesem. A gdy na szybko coś dodajemy, na szybko coś wyrzucamy, to obojętnie, czy chodzi o usuwanie gimnazjów czy prac domowych – w szkole to nie zadziała. Nie przełoży się na jakość. I my, którzy pracujemy w szkole, to wiemy.

 

Mamy doświadczenia europejskie: reformy oświaty w Irlandii, we Włoszech, w Walii. Tam reformy trwały po sześć, osiem lat. Ponadto w Polsce w oczekiwaniu na wielką reformę są wrzucane mniejsze zmiany, które mają zmienić szkołę jeszcze przed wrześniem 2026 roku. Różne głosy praktyków, badaczy, ekspertów edukacyjnych powinny wybrzmieć i powinien być na to czas. Szkoła to naprawdę nasza wspólna sprawa. Tą zmianą zarządza za duży pośpiech.

 

Myślałam, że do 2026 roku będzie cisza, że w spokoju w szkołach będziemy przygotowywać się do zmian podstaw programowych, do zmiany filozofii uczenia. Tymczasem mamy sporo wrzutek już od września. Ludzie szkoły się w tym gubią, a społeczeństwo to już w ogóle. Jak rozmawiam ze znajomymi rodzicami, to oni pytają, czy reforma już się rozpoczęła. Chętnie spytałabym szefową MEN, o jaką całościową zmianę tu chodzi. Bo się pogubiłam.

 

Dobrze, że premier przyszedł do nauczycieli. Ale z drugiej strony widzę to, co za czasów Przemysława Czarnka: polityka i kalendarz wyborczy dyktują nam, co ma się w szkole zmienić. I nad tym ubolewam. Naprawdę staram się włączać optymizm, bronię się przed marudzeniem na wszystko, co obecnie dotyczy szkoły. Dostrzegam zmiany na lepsze po październiku 2023 roku. Ze szkół zniknęły strach, ideologizacja i to wszystko, czego metaforą były działania kurator Nowak. Te zmiany na lepsze są! Jednak wskutek ich wielości i tempa, jakby przestają znaczyć. Trudno się z nich cieszyć. […]

 

 

W dalszej części rozmowy podejmowano  tematy kolejnych pomysłów MEN.

Poniżej zamieścimy jedynie kilka  wybranych  pytań i odpowiedzi:

 

 

K.S. – Zaczęło się od odchudzania podstaw programowych. Była pani w zespole odpowiedzialnym w tym procesie za język polski. Jest pani zadowolona z efektów?

 

A.C. – Tak. Spełniłam swoje marzenie: mam mniej lektur do analizy. Mogę ją pogłębić. Mnie to odciążyło. Ale widzę też, że mimo odchudzenia podstawy z języka polskiego na niektórych lekcjach niewiele się zmieniło. […]

 

K.S. -Przez ostatnie lata sporo przeszliście jako grupa zawodowa.

 

A.C.Po likwidacji gimnazjów był strajk. Był dla nas wielką nadzieją na zmianę. Myśleliśmy, że społeczeństwo zacznie inaczej, przychylniej patrzeć na nasz zawód.

K.S. – A stało się odwrotnie?

 

A.C.Strajk bardzo nas zmienił, podzielił, sfrustrował. W publicznym liceum, w którym pracowałam ponad dwadzieścia lat, zawsze były fajne relacje. Rodzice stali za nami murem. Ale kiedy doszło do strajku, to ja, jako wicedyrektorka, wpadałam w stany schizofreniczne. Przychodzili rodzice z tortem, kwiatami, mówili: „Jesteśmy z wami”. A za chwilę przychodzili rodzice maturzystów i wręcz grozili, że jeśli nie odbędą się matury, to pożałujemy. Widziałam, że wiele osób nas rozumie, ale zwycięża troska o dziecko. I ja to rozumiałam, bo też jestem matką. Ale było to trudne do uporządkowania w głowie. Przez cały okres strajku pisałam pamiętnik. Niekiedy wracam do tych zapisków, z perspektywy czasu widzę, jakie to było totalne wyniszczenie ogromnej energii szkoły.

 

Potem przyszła pandemia. Proszę sobie wyobrazić, że w jakiejś wielkiej firmie, która całkiem nieźle funkcjonuje, nagle – z dnia na dzień – trzeba się przestawić na zupełnie inny system pracy. W mojej szkole było wtedy ok. 500 osób. A były przecież szkoły dużo większe. Ja i tak pandemię wspominam dobrze, bo licealiści i licealistki to często dojrzali ludzie. To, co musiało dziać się w szkołach podstawowych, nie mieści mi się w głowie. Wszystkich nas, ludzi związanych ze szkołą, to psychicznie osłabiło. Wtedy zaczęłam myśleć, by dać sobie spokój z zarządzaniem szkołą. Bo nie jest to warte ani zdrowia, ani tych pieniędzy. […]

 

K.S. – Nauczyciele są gotowi na reformę? To oni będą ją wdrażać.

 

A.C. – Na kilku konferencjach z udziałem MEN pytałam o tempo zmian i o to, kto ma to robić. Zwracałam uwagę na potrzebę kształcenia i przygotowania nauczycielek i nauczycieli. To nieco pomijana kwestia, dziś jeszcze słabo wybrzmiewa. Każda kolejna reforma pomija ten wątek. Góra mówi nam: „My wam powiemy, jaka jest zmiana, a wy to jakoś zrobicie”. I właśnie na to „jakoś” się nie zgadzam. W szkole stawiajmy na jakość, nie jakoś!

 

Ja mogę zrozumieć, że coś się zmienia w mojej pracy. Mogę znaleźć na to przestrzeń. Ale skoro pracuję trzy razy tyle, dopasowuję te zmiany do struktury organizacji szkoły, wprowadzam zmiany na lekcji, dokształcam się, by podążać za zmianą, i nic za to nie dostaję, to myślę o tym z niechęcią. Rozumiem tych, którzy zaczynają się przed tym buntować i krytykować każde działanie IBE lub MEN.

 

Ta reforma bez kadry pedagogicznej, bez jej odpowiedniego przygotowania i sensownego wynagrodzenia po prostu się nie wydarzy. Moje doświadczenie, wynikające z ponad 20 lat pracy w dwóch szkołach – publicznej i niepublicznej, daje mi tę pewność. Ponadto mój edukacyjny aktywizm, to, że traktuję szkołę jako ważną społecznie przestrzeń każą mi patrzeć na edukację z szerszej perspektywy, raczej ptaka niż żaby. Chciałabym, by moje mówienie o tym, nie było odbierane tylko i wyłącznie jako marudzenie, krytyka. Strategiczne myślenie o szkole w długiej perspektywie po prostu nam wszystkim się opłaci.

 

 

 

 

Cały tekst „Szybkie wrzutki, szybka reforma. Nauczycielka: Zmiany w szkole wciąż dyktuje polityka”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wyborcza.pl

 

 

 

*Agnieszka Ciesielska przez ćwierć wieku polonistka w liceum im. Witkiewicza w Warszawie, od 2022 roku pracuje w Społecznym Liceum Ogólnokształcącym nr 99 w Zespole Szkół STO na warszawskim Bemowie. Postutorka w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertka „SOS dla Edukacji” – koalicji ponad 66 organizacji, które działają na rzecz mądrzejszej i lepszej szkoły. Współpracuje także z Edukacyjną Fundacją im. R. Czerneckiego, jest członkinią Zespołu Dydaktycznego Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk.



Zostaw odpowiedź