Foto: www.publicystyka.ngo.pl

 

Dr Iga Kazimierczyk – prezeska Fundacji „Przestrzeń dla edukacji”, aktywna w ruchu „Obywatele dla demokracji”, wykładowczyni na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego.

 

 

Wczoraj (3 grudnia 2024 r.) „Portal dla Edukacji” zamieścił zapis rozmowy z dr Igą Kazimierczyk – prezeską Fundacji „Przestrzeń dla edukacji”. Jej tematem był system oceniania uczniów i jak go zmienić, aby naprawdę spełniał funkcję motywacyjną wobec uczniów.  Zamieszczamy ten tekst bez skrótów:

 

 

 

System oceniania powinien być zmieniony. Ale nie tak, jak to zrobiono z pracami domowymi

 

Koncept, na którym ma się opierać reforma podstawy programowej nie jest do końca komplementarny i tak naprawdę ogranicza się tylko do zmiany prawa. A to trochę za mało by zreformować polską szkołę – twierdzi dr Iga Kazimierczyk. I sugeruje szersze działania. […]

 

PortalSamorzadowy.pl: – Obecnie reforma podstawy programowej jawi się jako najważniejszy punkt reformy polskiego systemu edukacji. Według MEN określenie profilu absolwenta szkoły oraz wdrożenie podstawy programowej dla edukacji obywatelskiej i edukacji zdrowotnej od września 2025 r. uruchomi zmiany we wszystkich podstawach, co odmieni polską szkołę. Jej absolwenci będą mieli szerokie kompetencje, a przede wszystkim staną się sprawczy.

 

Dr Iga Kazimierczyk, pedagog, obserwator edukacji, prezeska Fundacji „Przestrzeń dla Edukacji”: – Niespecjalnie. Odnosząc się do tej reformy Komitet Nauk Pedagogicznych PAN mówi: proszę wrócić do podstaw teorii pedagogiki i zobaczyć, jak planuje się efekty kształcenia i efekty uczenia. Dlatego że to, o czym mówimy przy profilu absolwenta, jest oparte na przekonaniu z przełomu XIX i XX wieku, że człowieka da się ukształtować, określając dla niego jakiś profil. Jeśli tak spojrzymy na wdrażaną reformę, to się okaże, że ona zmieni tylko dokumenty, a tylko w bardzo niewielkim zakresie rzeczywistość. […]

 

W reformowaniu podstaw programowych występują dwa zasadnicze problemy – raz, że koncept, na którym ma się opierać ta cała zmiana nie jest do końca komplementarny, a drugi, że ta reforma ogranicza się tylko do zmiany prawa. A jak wiemy zmiana prawa nie zmienia rzeczywistości. Nie spowoduje zmiany nawyków, mentalności, przyzwyczajeń, kultury pracy szkoły, norm instytucjonalnych. Gdyby to było takie proste, to żylibyśmy w pięknym świecie. Prawo stosują na co dzień ludzie, którzy również wymagają wsparcia w zakresie zmiany kultury i organizacji pracy. A to trwa i wymaga wielu zaplanowanych i skoordynowanych działań.

 

Więc to bardzo dobrze, że trwa praca nad podstawami, ale powinien to być jeden z wielu elementów reformy systemu edukacji w Polsce, a nie jedyny.

 

– Wydaje się jednak, że w wyniku wprowadzanych zmian ta podstawa stanie się bardzo prosta, łatwa w użyciu – na co zwracają uwagę jej twórcy i komentatorzy.

 

Tylko, że znowu, to jest robione prawą ręką przez lewe ucho. Bo z jednej strony ministerstwo mówi: po to konstruujemy profil absolwenta, żeby mieć wzór do tworzenia nowych podstaw programowych, a z drugiej strony oznajmia: mamy podstawę programową edukacji obywatelskiej przygotowaną według nowego wzoru. No to mamy pytanie – czy my pracujemy nad tym nowym wzorem i on ma dopiero powstać, czy też on już powstał i cała ta dyskusja jest na nic.

 

– MEN mówi też, że konsultuje wszystkie zmiany, natomiast nauczyciele, że nic z nich nie wynika, że to właściwie jest informowanie o tym, co będzie zrobione.

 

I to jest poważny problem. Gdyby te konsultacje były rzetelne i pogłębione, zaczynające się od prekonsultacji, czyli roboczego sprawdzenia różnych pomysłów, to nie byłoby później tego zdziwienia, że nauczyciele nie usiedli do dyskusji, na temat czegoś, co nie jest według nich najistotniejszym wyzwaniem w polskiej edukacji. Po drugie, dyskusja o profilu ignoruje otoczenie środowiska i kultury instytucji. A po trzecie – i to było wielkie zaskoczenie dla Ministerstwa Edukacji Narodowej i Instytutu Badań Edukacyjnych, że w tych koncepcjach zniknął nauczyciel i dopiero teraz słyszymy, że trzeba się o niego zatroszczyć. No ale teraz jest już trochę za późno. Bo to powinno być w priorytetach od samego początku. Nie ma kształcenia kompetencji bez osoby, która ma być za ten proces odpowiedzialna. Więc tym bardziej trzeba zacząć od nauczycieli. Zatroszczyć się o nich.

 

– Zatroszczyć? W jakim sensie?

 

Każdy, kto choć trochę zajmuje się pedagogiką lub psychologią wie, że osoba, która nie posiada danych kompetencji, nie jest w stanie pomagać w kształtowaniu tych kompetencji. Tzn. osoba, która nie jest empatyczna, nie nauczy empatii, osoba, która nie jest sprawcza, nie nauczy sprawczości, osoba, która nie czuje się bezpiecznie, nie stworzy środowiska bezpiecznego. To są rzeczy oczywiste, na które zwrócono uwagę dopiero po wydaniu tych 3 mln zł na przeprowadzenie dziesiątków spotkań, na które nauczyciele przychodzili mniej chętnie, niż zakładano.

 

W efekcie dyskusje o profilu absolwenta nie były tak intensywne, jak liczyło ministerstwo. Doskonale, że pojawił się ten pomysł aby jednak od czegoś zacząć te zmiany, bardzo dobrze, że ministerstwo sięgnęło po szerokie spotkania z nauczycielami. Trzeba docenić to, że oczywistym dla władz stało się, że warto jest rozmawiać z ludźmi, tylko że ludziom trzeba dać taki temat do rozmów, aby te spotkania do czegoś prowadziły, dawały wymierny efekt.

 

Na przykład w tej dyskusji o podstawach programowych w ogóle nie wybrzmiał wątek, że w Polsce w zasadzie odeszliśmy od programów nauczania i podstawa programowa jest programem nauczania. Nie ma też mowy o tym, żeby normalną praktyką było to, że nauczyciele pracują na przygotowanych przez siebie programach nauczania. Tego w ogóle nie ma, a ja jako nauczycielka i badaczka edukacji, chciałabym w tej reformie zobaczyć takie okienko, w którym nauczyciele usłyszą – dobrze, my wam pozwolimy pracować na waszych programach nauczania. Odejdziemy od tej praktyki, że podstawa programowa jest de facto programem nauczania. To by świadczyło o rzeczywistej autonomii nauczycieli.

 

– Czy wraz z podstawami system oceniania będzie również zmieniony?

 

Nie wiem. Chciałabym, żeby był, ale chciałabym, żeby to był element jakiejś większej zmiany, a nie kolejna wrzutka, jak w przypadku likwidacji prac domowych, że teraz zmieniamy ocenianie. Jeśli chodzi o prace domowe to widzimy, że to jest kompletna porażka. Teraz w szkołach zamiast prac domowych są po prostu kartkówki – czyli zamienił stryjek siekierkę na kijek. Stracili uczniowie, bo teraz jeszcze bardziej się stresują, natomiast nauczyciele stracili narzędzie do monitorowania postępów ucznia i rodzice również. Więc jeśli ma być podobnie z ocenianiem, to lepiej tego nie ruszać.

 

Ocenianie jest jednym z elementów porządkujących prace ucznia, ale też częścią kultury szkoły. Jest formą komunikacji pomiędzy uczniem, rodzicami i nauczycielami. I tego nie można zmienić mechanicznie, że nagle coś usuwamy i liczymy, że od tego będzie lepiej, bo za tym, jak za każdym procesem w szkole, stoją emocje, przyzwyczajenia, obawy, własne ambicje, ale też różne strategie, które przyjmują uczniowie w walce o oceny. Jest też problem egzaminu ósmej klasy i tego, że uczniowie się po prostu ścigają o dobre oceny na świadectwie. Więc nie można zmienić sytemu oceniania nie zmieniając tych elementów. To nie miałoby sensu.

 

– Czy w zakresie pracy domowej spodziewa się pani jakiejś zmiany?

 

Nauczyciele oczekują rozluźnienia tych przepisów, a nawet całkowitego wycofania się z tego pomysłu. To powinny być rekomendacje, jak nie zadawać prac domowych, przecież są kuratoria oświaty, które mogą regularnie informować nauczycieli i dyrektorów, jakich prac domowych nie chcemy w systemie, jak nie należy pracować. Można organizować konferencje metodyczne i dydaktyczne, a nie wprowadzać zakaz. Bo jak funkcjonuje ten zakaz, to widzimy – prace domowe zostały zastąpione kartkówkami, które uczniowie piszą niemal codziennie. A to chyba nie o to chodziło.

 

Nauczyciele wskazują, że jeśli przed tą zmianą klasy pracowały w miarę równo, to teraz już nie jest to możliwe. Nie zadając prac domowych, nie widzą z czym uczniowie nie dają sobie rady, bo przecież uczeń nie przyjdzie do nauczyciela i nie powie, że czegoś nie rozumie, tylko będzie unikał konfrontacji z problemem. To zwyczajowe działanie. Dorośli również, kiedy coś im nie wychodzi, nie idą do szefa i nie mówią, że czegoś nie potrafią zrobić, dlaczego więc tego oczekujemy od osoby, która ma lat 10 czy 13.  Teraz drobne braki, które można by nadrobić poprzez prace domowe, urastają do problemów poważnych, zwłaszcza w matematyce czy w języku angielskim, gdzie bez pracy w domu one się nawarstwiają. To absolutnie nietrafiony pomysł, z którego rządzący powinni się natychmiast wycofać.

 

– Czy ma pani jakieś informacje, żeby mieli zamiar?

 

Nic na to nie wskazuje. Tak wygląda to wsłuchiwanie się w głosy nauczycieli, że jak my MEN mamy do was sprawę, to prosimy – przyjdźcie do nas, ale jak my nauczyciele czegoś chcemy do ministerstwa, to ono nie ma na to czasu.

 

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/



Zostaw odpowiedź