Foto:Shutterstock[www.lodz.wyborcza.pl/lodz/]

 

 

Na stronie „Gazety Wyborczej” zamieszczono dzisiaj obszerny tekst Katarzyny Stefańskiej o kolejnym problemie uczniów i ich rodziców – tym razem jego źródłem nie są przeładowane programy, a przeładowane szkoły. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Wykończone dziesięciolatki, przerażeni rodzice. Efekt drugiej zmiany w szkołach

 

To jedna wielka masakra. Dzieci nie są w stanie dostosować się do takiego stylu życia – mówi psycholożka Agnieszka Sadowska.

 

Po prawie miesiącu od rozpoczęcia roku szkolnego jedną z bardziej palących kwestii, które zajmują rodziców, są plany lekcji ich dzieci w najmłodszych klasach. Hasłem-kluczem jest tu „druga zmiana”. Popołudniowe lekcje wymuszają na nich logistyczną gimnastykę na najwyższym poziomie, która musi być dopasowana do godzin pracy i dodatkowych zajęć ich pociech. „To kombinowanie level hard„, słyszę.  I dalej: „Dzieci są przemęczone”.

 

Pani Małgorzata, której córka chodzi do III klasy w SP nr 175, mówi: – Tak fatalnego planu jeszcze nie mieliśmy. Pracujemy na etacie, więc córka musi być w świetlicy. Lekcje na drugą zmianę ma dwa razy w tygodniu: od 12.55 do 16:35. Do pracy mam blisko, więc – powiedzmy – o 7.50 jest w szkole, do 12.35 na świetlicy, przerwa i zaczyna lekcje. W domu jesteśmy na 17.  […]

 

Dzieci Anny Kowalskiej chodzą do IV klasy w SP 169. Lekcje od 11.30 do 16.40. Potem dodatkowe zajęcia – tańce i jazda konna. Następnego dnia na 8. W tym przypadku ratunkiem jest teściowa, która odbiera dzieci ze szkoły. Kiedy pytam o plan lekcji Antka, 9-letniego syna Pauliny Stąpor, ta odpowiada: – Trzeba było kombinować. Musieliśmy przełożyć jego treningi na 18, bo lekcje kończy grubo po 16. A następnego dnia ma na rano. […]

 

Pytam o świetlicę. Dlaczego nie skorzystają z tej formy pomocy? – Nie chcę, żeby Antek kisił się w świetlicy od 8 do 17. Tam nie robią niczego twórczego. Dzieci siedzą i oglądają bajki. Świetlica jest przepełniona i nawet była prośba od dyrekcji, że jak nie musimy, to nie mamy oddawać dziecimówi Paulina Stąpor. […]

 

Rozmawiam z Agnieszką Sadowską, psycholożką dziecięcą, która specjalizuje się w diagnozie psychologicznej oraz badaniach nad rozwojem intelektualnym dzieci. Mówi mi wprost: – To, co się dzieje, to jedna wielka masakra. Dzieci mają na 8 i siedzą w szkole do 17. I mówimy o dzieciach do 10 roku życia, które nie mogą zostać same w domu. Rodzic musi wyjść do pracy, zawozi dziecko do świetlicy, a ono czeka tam do 12 na lekcje. Umówmy się, nie każda świetlica ma sprzyjające warunki. I takie dziecko wraca do domu po pracy rodzica. Może spędzić w szkole nawet 10 godzin.

 

Ekspertka obserwuje tę sytuację z perspektywy psychologa. Mówi o coraz większej liczbie rodziców, którzy przychodzą z dziećmi mającymi problemy z koncentracją uwagi, ze swoimi emocjami, nie śpią, bywają agresywne. […]

 

 

 

Cały tekst „Wykończone dziesięciolatki, przerażeni rodzice. Efekt drugiej zmiany w szkołach”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/

 



Zostaw odpowiedź