Przeglądając profile internetowe naszych „dostawców” wartościowych tekstów o edukacji, znaleźliśmy zamieszczony wczoraj post Tomasza Tokarza, który doprowadził nas do artykułu Magdaleny Konczał w „Gazecie Wrocławskiej”. Oto jego fragmenty i link do jego  pełnej wersji:

 

 

 

Odrobiłam lekcje z prac domowych. Ograniczenie zadań to nowa jakość w edukacji

czy atak na polską szkołę?

 

 

Podobno nie wolno opowiadać memów, ale zróbmy wyjątek. Obrazek zatytułowany jest „Kiedy tata pomaga ci z pracą domową”. Pusta kartka zeszytu, a na niej ślady łez. Trochę śmiesznie (bo przecież każdy z nas tego doświadczył), a trochę strasznie (bo praca domowa, która z założenia ma utrwalić naszą wiedzę, staje się narzędziem zbrodni, zabijającym w nas chęć do zgłębiania tematu). A może w rzeczywistości wcale takim narzędziem zbrodni nie jest? […]

 

Siadaj, piątka

 

Ten artykuł miał być obowiązkowo odrobioną przeze mnie pracą domową. Miałam sprawdzić wszystkie możliwe wyniki badań dotyczące zadań domowych i przytoczyć je tu z niezwykłą szczegółowością. Miałam porozmawiać ze znawcami tematu, którzy powiedzą mi, dlaczego to źle albo dobrze, że prace domowe zostają ograniczane. Miałam zgłębić temat z perspektywy dwóch różnych grup nauczycieli – tych, którzy uważają, że mądre prace domowe są potrzebne, i tych, którzy twierdzą, że lepiej jest je całkowicie zlikwidować.

 

Liczyłam, że za tę pracę domową postawię sobie w głowie mentalną piątkę. Wydawało mi się, że to musi być tak jak w szkole. Siadam w domu do lekcji, spinam się, najpierw biologia, potem historia i jeszcze ta nieszczęsna matematyka. „O, już 22.30? No cóż, został przecież jeszcze angielski, trzeba rozwiązać te zadania”. Zmęczona? Tak, ale przynajmniej wszystko zaliczone. Kolejnego dnia posypią się piątki za pracę domową.

 

Ten artykuł miał być obowiązkowo odrobioną przeze mnie pracą domową. Ale nie będzie.

 

Zadawać czy nie zadawać? Oto jest pytanie

 

Resort edukacji odpowiedział na nie: „nie zadawać” i już od 1 kwietnia zadań domowych nie ma w klasach 1-3 szkoły podstawowej, a w klasach 4-8 są nieobowiązkowe i nie na ocenę.

 

Być może to dobrze – bo jak wynika z opracowania Fundacji Evidence Institute i Związku Nauczycielstwa Polskiego („Zadawać czy nie? Prace domowe w świetle badań” Policy Note 3/2017) w szkole podstawowej prace domowe nie przynoszą spodziewanych korzyści w postaci poprawy wyników w nauce. Inaczej sytuacja wygląda w szkołach średnich i funkcjonujących jeszcze wówczas gimnazjach (choć nie wolno zapominać, że część ówczesnych gimnazjalistów to dziś uczniowie klas 7. i 8.) – tam można już zauważyć poprawę wyników, ale jak podkreślają autorzy opracowania, „ważniejsza jest jakość zadań domowych, niż ich ilość”, a „prace domowe mają sens tylko wówczas, gdy każda z nich zostanie dokładnie sprawdzona”.

 

Być może źle – bo badania PISA 2022 pokazują, że istnieje pozytywna korelacja między czasem poświęcanym na prace domowe a wynikami w nauce. We wszystkich krajach OECD zaobserwowano ciekawą zależność. Im więcej czasu poświęconego na odrabianie zadań (mowa tu akurat o matematyce), tym wyższe wyniki. Do pewnego momentu. W systemach edukacji, gdzie uczniowie poświęcają powyżej trzech godzin dziennie na zadania domowe, wyniki zaczynają maleć. W Polsce dzieci i młodzież (jak czytamy w opracowaniu IBE) poświęcają ok. 1,7 godzin dziennie na odrabianie zadań. Więc… może wprowadzanie ograniczeń w pracach domowych wcale nie jest tak dobrym pomysłem, jak mogłoby się wydawać?

 

Polskie społeczeństwo podzielone jest w kwestii ograniczeń w pracach domowych na dwa skrajne obozy. Jedni krzyczą: „To koniec prawdziwej szkoły, wychowamy nieuków, nie nauczymy ich obowiązkowości, zabieramy nauczycielom autonomię”, inni z kolei „wreszcie uwolnienie dzieci i młodzieży, zapewnienie im czasu na odpoczynek i rozwój zainteresowań”. Rozbijmy więc swój własny obóz pośrodku tych dwu i posłuchajmy, co mają do powiedzenia sami zainteresowani. Rozsiądźmy się wygodnie, bo trochę tu posiedzimy. […]

 

W dalszej części artykułu autorka podjęła takie problemy:

 

> Wyzwolenie czy ograniczenie? Autonomia nauczyciela a zakaz prac domowych

 

> Jakie są, a jakie powinny być prace domowe?

 

> Praca domowa to nadgodziny dla ucznia?

 

> Prace domowe w dobie sztucznej inteligencji

 

> Zmiany w pracach domowych pogłębią nierówności społeczne?

 

> Zaczerpnąć coś dobrego z edukacji alternatywnej

 

A to ostatni fragment tego tekstu:

 

Co o pracach domowych myślą uczniowie

 

Podczas pisania pracy magisterskiej mocno w głowie utkwiło mi zdanie promotora, który podkreślał, że z tekstem jest trochę jak z pociągiem – najbardziej pamiętasz jak rusza i jak dojeżdża, najważniejsze są początek i zakończenie. Nie bez przyczyny na końcu chcę powiedzieć, co o pracach domowych myślą uczniowie.

 

Jak pisze Alicja Pacewicz na łamach OKO. Pressministerstwo proponując radykalne zmniejszenie ilości prac domowych, rezygnacją z ich oceniania oraz zadawanie tylko chętnym, co oznacza wprowadzenie dobrowolności, mówi najbardziej głosem uczniowskiej braci”.

Uczniowie zasadniczo prac domowych nie chcą. I pisząc tutaj „prace domowe”, mamy na myśli te tradycyjne, które trzeba odrobić tylko po to, żeby było zaliczone. Nie chcą być może też dlatego, że jak opowiada mi jedna z uczennic, wciąż zdarzają się sytuację, w których nauczyciel zadaje po kilka stron zadań z matematyki na kolejny dzień, a podczas sprawdzania listy zamiast „jestem”, trzeba mówić „mam/nie mam” (tak dla ścisłości: jeśli uczeń spośród kilku stron nie ma zrobionego jednego przykładu, odpowiada: „nie mam”). To wszystko, jak mówi moja rozmówczyni, okupione jest dużym stresem.

 

Uczniowie mają jednak zróżnicowane zdanie na temat tego, czy zadania domowe powinny zostać zlikwidowane lub ograniczone, a jeśli tak, to na jakim etapie nauki.

 

Według mnie prace domowe w podstawówkach nie powinny zostać wycofane, bo pozwalają uczniom na częstsze powtarzanie materiałumówi nam uczennica drugiej klasy liceum w woj. mazowieckim. – W późniejszym rozwoju swojej edukacji będzie ciężko się przystosować do norm szkół ponadpodstawowych, ponieważ tam będzie panował dużo wyższy poziom nauczania i na pewno będzie dużo prac domowych, do których nie będą przyzwyczajeni. Dzieci przez za dużą ilość wolnego czasu po skończonych zajęciach sięgają najczęściej po telefony, gry lub inne tego typu aktywności. Nie są aż tak samodzielni w wykonywaniu obowiązków, nie interesują się już szkołą po opuszczeniu jej murów.

 

Prace domowe w jakimś sensie wprowadzają nas w dorosłe życiemówi Maja Nadolska. – W pierwszych klasach szkoły podstawowej zadania do domu są potrzebne, żeby utrwalić wiedzę, ale w siódmej i ósmej klasie jest ich po prostu za dużo, taki natłok prac domowych jest niepotrzebny, sama przez to przechodziłam. Pamiętam, że siedziałam nad pracami domowymi do późnych godzin. I czy to się przełożyło na moją wiedzę? No nie wiem… Jak sama nazwa mówi, szkoła podstawowa powinna uczyć podstaw, jeśli one będą dobrze zakorzenione, to na dalszych etapach uczeń sam może zarządzać swoją edukacją.

 

Kacper zwraca z kolei uwagę na ważny aspekt, twierdząc, że prace domowe mogłyby być zlikwidowane, ale na poziomie szkół średnich.

My nie jesteśmy już dziećmi, żeby trzeba było nas trzymać za rękę – mówi. – System edukacji powinien pobudzać kreatywność, przygotowywać do dorosłego, samodzielnego życia.

 

Kluczowa refleksja pada z kolei w rozmowie z nauczycielami. Podkreślają oni, że absolwenci Leonium, którzy przychodzą odwiedzać swoją starą szkołę, mówią o braku przeskoku między szkołą średnią a studiami.

 

Opowiadają, że właściwie to nie było przepaści pomiędzy tym, co w liceum a tym, co teraz mają na studiach, bo tam na uczelni nikt za nimi nie chodzi i nie mówi, że dzisiaj sprawdzian, musisz się nauczyć, powtórzyć, odrobićopowiada Agnieszka Tomasik.

x          x          x

 

Kiedy myślę o pracach domowych, to „w mojej głowie dwa się różne gryzą światy”, mówiąc słowami piosenki Taco Hemingwaya. Z jednej strony jako miłośniczka poszukiwania nowych pomysłów na edukację, zaufania uczniowi, oddania należnej mu odpowiedzialności za proces edukacji, jestem cały sercem za zmianą.

 

Z drugiej – nie opuszcza mnie wrażenie, że likwidacja i znaczące ograniczenie zadań domowych w szkole podstawowej są zaczynaniem od końca, zmianą, która nie powinna być wprowadzana odgórnym ograniczaniem, ale reformą, która miałaby szansę zadziać się samoistnie, gdyby zadbano o odbudowanie roli nauczyciela, zaufano im, zaopiekowano się uczniami, którzy tego potrzebują, zmniejszono klasy i zniwelowano wszystkie te problemy, które niestety sprawiają, że nie zawsze uczeń ma szansę zdobywać wiedzę w szkole, a nie w domu, jak chciałaby tego Barbara Nowacka.

 

Ten artykuł miał być obowiązkowo odrobioną przeze mnie pracą domową. Ale nie był. Bo w pracach domowych (trochę tak jak w pracy dziennikarskiej) najważniejsza jest droga, pobudzenie ciekawości, chęć, by zgłębiać temat nie dlatego, że jutro za brak zadania mogę dostać jedynkę, ale dlatego, że mogę się czegoś dowiedzieć. Być może to truizm, ale po rozmowach z uczniami, nauczycielami i ekspertami dochodzę do wniosku, że warto go powtarzać jak mantrę.

Za ten proces odrabiania mojej prywatnej pracy domowej, jaką jest ten tekst, nie stawiam sobie żadnej oceny. No, może jedynie przybijam z samą sobą piątkę, mając świadomość, że oprócz ciężkiego grzechu opisywania memów, czegoś się jednak nauczyłam. […]

 

 

Cały tekst „Odrobiłam lekcje z prac domowych. Ograniczenie zadań to nowa jakość w edukacji czy atak na polską szkołę?”  –  TUTAJ

 

 

 

 

 

Źródło: www.gazetawroclawska.pl

 

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź