Screen z relacji filmowej na portalu www.edunews.pl

 

Jarosław Pytlak podczas debaty  #3TEZY O EDUKACJI,  zorganizowanej 20 maja 2016 roku przez Fundację Szkoła Liderów.

 

 

Wymiana poglądów na Facebooku nie wpłynęła w żadnym stopniu na utrwaloną tradycję zamieszczania fragmentów tekstów Jarosława Pytlaka z jego bloga „Wokół Szkoły”. Poniżej proponujemy  to co wybraliśmy z najnowszego, zamieszczonego w piątek 7 października 2022 r. Naszym dziełem jest wyróżnienie podkreśleniami lub pogrubionymi czcionkami tych myśli i tez, które uznaliśmy za szczególnie warte uwagi:

 

 

Na frontach wojny czarnkowej

 

Trwa październik. Nieco przycichła w mediach wrzawa związana z niedoborem nauczycieli, co nie znaczy, że minister Czarnek miał rację twierdząc publicznie, że obecne braki kadrowe w przedszkolach i szkołach są zjawiskiem normalnym, sezonowym. Nie są, a problem, zrazu najbardziej odczuwalny w wielkich miastach, dociera tu i ówdzie już także do mniejszych ośrodków. Statystyki ogłoszeń na stronach kuratoriów wskazują, że w porównaniu z poprzednim rokiem deficyt kadr pedagogicznych się pogłębił, a pan minister w swoich uspokajających wypowiedziach po prostu głosi nieprawdę.

 

Jeśli system jeszcze jakoś się trzyma – z naciskiem na słowo „jakoś” – zawdzięczamy to dyrektorom placówek, którzy przemyślnie omijają prawne ograniczenia liczby godzin pracy nauczycieli. Nie pomogłyby jednak żadne dyrektorskie sztuczki, gdyby wielu belfrów nie zgadzało się pracować w dużo większym wymiarze niż przewiduje Karta Nauczyciela, i gdyby nie wsparcie licznej rzeszy emerytów. Niezawodnego źródła motywacji dostarcza tutaj ekonomia – pensja za goły etat nauczyciela, nawet dyplomowanego, coraz gorzej wygląda w zestawieniu z płacą minimalną, podobnie jak nauczycielska emerytura. Większa liczba godzin „tablicowych”, to wypłata bardziej zbliżona do przyzwoitej, a dodatkowo jeszcze w bonusie wdzięczność dyrekcji za załatanie dziury kadrowej. I tak to się jakoś kręci, choć brakujących nauczycieli niektórych specjalności coraz częściej po prostu nie ma kim zastąpić. I raczej nie będzie, więc krach cały czas wisi w powietrzu.

 

W środowisku oświatowym daje się odczuć zdziwienie, dlaczego władze aż tak ostentacyjnie lekceważą nauczycieli. Tegoroczna podwyżka wynagrodzeń o 4,4% była żałośnie niska w stosunku do oficjalnie potwierdzonej stopy inflacji, a zapowiadane na rok przyszły kolejne 7,8%, wobec wzrostu kosztów utrzymania przekraczającego 17%, jest tylko dodaniem krzywdy do zniewagi. Nawet nieco większa podwyżka dla nauczycieli początkujących w zawodzie, którą chwali się minister Czarnek, nie jest żadną łaską, bowiem zapewnia jedynie, że ich zarobki nie spadną poniżej poziomu płacy minimalnej. No i dotyczy zaledwie ok. 15% tej grupy zawodowej.[…]

 

W tym miejscu powraca pytanie, dlaczego władze tak lekceważą nauczycieli? Dlaczego godzą się na ich rosnący deficyt, wręcz prowokując  do porzucania zawodu brakiem jakichkolwiek perspektyw poprawy sytuacji?! Ano dlatego, że minister Czarnek z pełną premedytacją prowadzi kampanię wojenną, która ma doprowadzić do…  Do czego?  – o tym za chwilę.

 

Wojna czarnkowa rozgrywa się na dwóch frontach. Jeden skierowany jest przeciw nauczycielom. Nie da się ukryć, że władza odnosi tutaj znaczące sukcesy. Oto gigantyczne wysiłek, by zapewnić dzieciom zajęcia, kosztem ogromnych komplikacji organizacyjnych w szkołach i przedszkolach, oraz pracy nauczycieli w dużo większym wymiarze, niż dopuszcza prawo, nie tylko pozwala zachować w oświacie namiastkę poczucia normalności, ale także dobitnie świadczy, że… nauczyciele naprawdę mogą pracować więcej. Powszechna np. w Warszawie praca tzw. ścisłowców na półtora etatu, a nawet więcej, wymuszona potrzebami finansowymi pracowników, a kadrowymi poszczególnych placówek, stanowi tylko potwierdzenie słuszności odrzuconej przez związki zawodowe propozycji ministra – pracujcie więcej, a dostaniecie więcej pieniędzy! W praktyce tak właśnie się dzieje i – jak widać – wydaje się to możliwe. […]

 

Warto zwrócić uwagę, że minister umiejętnie dorzuca drew do ognia. Mówi na przykład publicznie, że przecież praca nauczyciela mającego w klasie 15 uczniów nie wymaga takiego samego wysiłku jak wtedy, gdy jest ich 35. Albo wrzuca uwagę o nauczycielach WF, którzy nie sprawdzają klasówek, a zarabiają tyle samo, co poloniści. Jedno i drugie jest prawdą. Problem w tym, że samo stwierdzenie faktu nie kryje w sobie rozwiązania, natomiast  doskonale służy dezintegracji środowiska. […]

 

Jeśli ktoś zastanawia się, jaki jest ostateczny cel wojny czarnkowej, niech poświęci trochę uwagi sytuacji na Węgrzech. Tamtejsza oświata jest już niemal całkowicie upaństwowiona, władza bez trudu może pozbywać się niepokornych nauczycieli. Państwowy monopol skutkuje niskimi wynagrodzeniami (jeszcze niższymi niż w Polsce) i centralizmem programowym. A efekty: brak nauczycieli, szczególnie przedmiotów ścisłych, niezadowolenie jakiejś tam części „łże-elit” i… poparcie prostego ludu, który nie tak dawno dał kolejną wyborczą wygraną Viktorowi Orbanowi. O czym więcej może marzyć wierny żołnierz PiS, Przemysław Czarnek?!

 

Wszystko powyższe, to spekulacje, jednak wnioski narzucały mi się same. A najsmutniejsze, że nie widać w obiegu żadnych pomysłów alternatywnych. Możemy wymyśleć sobie najpiękniejszą nawet wizję edukacyjnej zmiany, ale wprowadzenie jej w życie będzie wymagać na samym starcie konkretnych działań w odniesieniu do nauczycieli. Owszem, można zaoferować im na dzień dobry 20% podwyżki płac, ale to tylko na chwilę podniesie poziom wody w dziurawym wiadrze. Potrzeba konkretnego planu, który pokaże, w jakim kierunku ma się zmienić pragmatyka zawodu. W poprzednim artykule deklarowałem wolę formułowania propozycji konkretnych działań i rozwiązań. W podjętym dzisiaj temacie nie może to sprowadzać się do określenia, ile na ten moment powinni zarabiać nauczyciele, ewentualnie do jakiego obiektywnego wskaźnika powinny odnosić się ich zarobki. Trzeba zmierzyć się z większą liczbą problemów:

 

Ile godzin w tygodniu powinien pracować nauczyciel za postulowaną dla niego godziwą pensję, przy czym czy same godziny „tablicowe” są optymalną miarą? […] Jaka powinna być standardowa liczba uczniów w klasie? Nie wszystko trzeba wymyślać od nowa, bo takie normy częściowo istnieją. Poza tym, historia polskiej oświaty pamięta precedensy dopłat dla nauczycieli uczących większe klasy.

 

Jak dotrzeć do nauczycieli z nowymi propozycjami i jaką drogą starać się o ich poparcie dla tych zamierzeń?

 

Jak sformułować prawo, by skończyć z sięgającą dziesięcioleci praktyką dokładania nauczycielom, dyrektorom, placówkom oświatowym obowiązków, bez zapewnienia stosownych środków finansowych. Najnowszy przykład – dystrybucja jodku potasu. Nie było – jest, a pracownicy szkół publicznych płynnie i oczywiście pro bono zameldowali się w systemie obrony cywilnej. Wcześniej przerabialiśmy coś podobnego przy okazji pandemii.

 

Łatwiej w omawianej dziedzinie sformułować pytania, niż konkretne postulaty. Ale z ostatniego akapitu da się chyba wysnuć konkret: „Żadnych nowych zadań dla placówek oświatowych bez zapewnienia niezbędnych środków!”. Czy ktoś z polityków opozycji, jeśli zabłąkał się tutaj, do mojego bloga, widziałby możliwość wpisania go na partyjne sztandary?!

 

 

 

Cały tekstNa frontach wojny Czarnkowem”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

 



Zostaw odpowiedź