Po ponad miesięcznej przerwie, Jarosław Bloch zamieścił w minioną niedzielę (3 października 2921 r.) na swoim blogu „Co z tą edukacją” post, zatytułowany „Dla kogo ta szkoła?”. Oto ten tekst – wyróżnienia jego fragmentów podkreśleniami i pogrubioną czcionką – redakcja OE:
Partia rządząca poprzez kuratoria dokonuje zamachu na niezależność szkół. Jeśli pomysły na nową rolę kuratoriów przejdą, to po szkołach przyklasztornych w średniowieczu, będziemy mieć w XXI wieku szkoły przypartyjne. Oczywiście wszystko to w typowym dla jaśnie rządzących stylu – czyli skoro rodzic ma mieć większy wpływ na wychowanie i światopogląd dziecka, więc… Kuratorium pokaże rodzicom jak mają swoje dzieci wychowywać i jaki mają mieć światopogląd. Nadchodzi epoka jedynych nieomylnych.
Jako nauczyciel chciałbym mieć jak najwięcej do powiedzenia w szkole. Rozumiem jednak, że szkoła nie jest dla nauczycieli, jest dla uczniów. Ja jestem tylko wynajętym najemnikiem, który powinien swoją robotę wykonać najlepiej jak potrafi. Jak mówi stare chińskie przysłowie – Nauczyciel otwiera drzwi, ale to od ucznia zależy czy chce przez nie przejść. Dzisiejsza władza poprzez zmiany w powoływaniu i odwoływaniu dyrektorów, poprzez zawłaszczanie decyzji czego i od jakich organizacji pozarządowych mają się uczyć dzieci, nie otwiera drzwi. Ona kopniakiem w dupę spycha dzieci do rynny, jak w aquaparku, polecą w dół bez możliwości wyboru, bo droga jest jedna, a na jej końcu wpadną z hukiem do basenu wypełnionego jedynym słusznym ładem…
Od upadku komunizmu podkreślano rolę rodziców w tworzeniu współczesnej szkoły. Różnie to wychodziło. Rodzice nie zawsze garnęli się do pracy, która podobnie jak praca związkowa, była za darmo i po godzinach. Ale po latach zauważyłem, że coś drgnęło. W wielu szkołach uaktywniły się Rady Szkoły, a Rady Rodziców przestały powstawać z łapanki, pojawili się chętni do trójek klasowych. Tłum oknami nie wali, ale głos rodziców jest bardziej słyszalny niż kiedyś. Ale to się może zmienić. Rodzice dla obecnej władzy, pomimo wypowiadanych górnolotnych słów o ich roli w szkole, są kłopotem, bo są zbyt zróżnicowani, zbyt niepewni w swym światopoglądzie. Dlatego wzmacnia się rolę Kuratoriów, czyli oświatowego ramienia władzy państwowej. Ich pięć głosów przy wyborze dyrektora to walec, który rozjedzie każdy konkurs. Trzy głosy organu prowadzącego, który jest uzależniony od pieniędzy rządzących i w kontrowersyjnych sytuacjach nie stanie raczej w opozycji, to żadna przeciwwaga. Dlatego jeden głosik rodziców, jeden Rady Pedagogicznej i jeden związków zawodowych, będą zaledwie piskiem oburzenia, gdy zacznie się w karuzela stanowisk, do której szykują się rządzący. I nie mówię tego tylko dlatego, że nie lubię rządzącej partii. Następna ekipa, która po niej nastąpi, jakakolwiek by nie była, również nie powinna tak dużej władzy sprawować.
Bo dla kogo w końcu stworzyliśmy szkołę? Dla realizacji chorych ambicji polityków? Czy może dla dzieci? To smutne, ale w XXI wielu odpowiedź na to pytanie nadal nie jest jednoznaczna. Potrzeby dzieci? Widać to tylko taki bohomaz słowny, skoro mają decydować o nich nie on same, nie rodzice, nie nauczyciele pracujący z nimi na co dzień, ale urzędnicy Kuratoriów. Jakie organizacje pozarządowe wejdą do szkół, nawet nie muszę długo się zastanawiać. Znam wytyczony kierunek i wiem kto do szkół nie będzie miał wstępu. O tym też nie powinna decydować żadna władza, nawet w przyszłości. Szkoły różnią się nawet w obrębie jednego miasta, w skali województwa czy też kraju, różnice są jeszcze większe. Niech same decydują kogo do siebie zapraszać, to także nauka demokracji. Dzisiejsze działania mają jednak na celu zabezpieczenie szkoły przed zapędami demokratycznymi. To krok w kierunku autorytaryzmu.
Każdy ma swoją wizję tego jak powinna wyglądać szkoła, dlatego każdy ma do niej zastrzeżenia, ale dopóki w szkole mogą ścierać się różne poglądy, szkoła żyje. Każda szkoła to żywioł, z którego wyłania się osobowość młodego człowieka. Nie wszystko podoba mu się w szkole, ale rozumie, że w szkole jak w życiu, ścierają się racje jego, racje rodziców, nauczycieli, polityków finansujących to przedsięwzięcie. Umiejętność balansowania w tym gąszczu często sprzecznych racji, to najlepsza nauka na przyszłość, bo dorosłe życie, to także sztuka kompromisu. Dlatego sprzeciwiam się przekształcaniu szkoły w kolonię karną. To zupełnie inna instytucja niż wojsko, policja lub partia wodzowska. Jak widać nie wszyscy potrafią to zrozumieć…
Źródło: www.jaroslawbloch.ovh