Foto: www.miastopociech.pl
Marcin Świątkowski – nauczyciel języka polskiego w VI LO w Krakowie
Przed kilkoma dniami, 2 czerwca 2021 r., na fanpage „Ładola”,witrynie poświęconej kulturze i sztuce, Marcin Świątkowski – aktualnie nauczyciel j.polskiego w VI LO w Krakowie – zamieścił obszerny tekst, uzasadniający jego decyzje o odejściu z zawodu nauczyciela. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:
W poniedziałek weszło w życie moje wypowiedzenie, które oznacza dla mnie wypisanie się z przestrzeni absurdu i nieporozumienia, który nazywamy polską szkołą – przynajmniej na tak długo, aż ktoś ten system ruszy, czyli prawdopodobnie na zawsze.
Gdy w ciągu ostatnich czterech lat wyobrażałem sobie tę chwilę, bo przecież wiedziałem, że musi w końcu nadejść, marzyłem o poście, który machnę na fejsie z tej okazji – poście o edukacji, jakiego jeszcze nie widzieliście, złośliwym, zgryźliwym, ale pełnym trafnych uwag i bezpardonowych obnażeń absurdów systemu, którego byłem i jeszcze przez jakiś czas jestem częścią. Tymczasem mija trzeci dzień, a ja nadal nic nie napisałem. Więcej nawet, zamiast felietonowego nastroju mściwej satysfakcji – rozpoznaję u siebie raczej symptomy nostalgicznego marazmu.[…]
O tym, że szkoła najpierw wessała mnie jak odkurzacz, dając poczucie, że znalazłem się na swoim miejscu i robię to, do czego mam prawdziwy talent, po czym przemieliła w swoich trybach jak kafkowska machina, zmuszając do porzucenia tego, co w niej znalazłem i ryjąc swoje prawa na mojej skórze? O chwilach, w których razem z uczniami zgrzytaliśmy zębami z frustracji i niedowierzania, postawieni przed dokonanymi, absurdalnymi faktami i jak wypruwaliśmy sobie żyły, żeby w ramach odgórnie stawianych ograniczeń znaleźć przestrzeń do realnego namysłu nad rzeczywistością, w której przyszło nam żyć?
Że szkoła nic a nic nie nadąża za rzeczywistością i zmieniające się jak w kalejdoskopie programy nauczania świadczą tylko o życzeniowym myśleniu ministerstwa, które usiłuje bezsensowną metodę przeładowywania ucznia treściami zamaskować jakoś za pomocą wymiany treści, zupełnie jak Microsoft próbujący ratować Internet Explorera kolejnymi aktualizacjami?
Problem z polską szkołą jest problemem o wiele, wiele głębszym, niż możecie sądzić i tak naprawdę sprowadza się do kłopotu, który już dawno opisał Foucault – z tym, że w naszym kraju symptomy tego, co mam na myśli, są głębsze, niż w innych krajach europejskich w związku z brakiem kadr, które byłyby w stanie podjąć refleksję nad tym zagadnieniem. Mówię oczywiście o przemocy. […]
Polska szkoła jest przemocowa na każdej płaszczyźnie poza (nie zawsze) fizyczną. […]
Jednak faktem pozostaje, że w układzie, w który zostają wtrąceni uczniowie, wzmacnianym w dodatku fundamentem przemocy systemowej, przemoc symboliczna stanowi kluczowy element służący realizacji władzy. Rzecz jasna bezwstydnie wykorzystuje to obecny minister edukacji, ładując do programów papieża i żołnierzy wyklętych, jednak to też poboczny aspekt całej sprawy, która sprowadza się do banalnego stwierdzenia: uczeń w polskiej szkole jest nieustannie łamany i manipulowany według widzimisię nauczycieli.
Gdy zacząłem uczyć w liceum, nie mogłem uwierzyć, jak bardzo ci ludzie są zastraszeni. Przecież pamiętam, jak to było być nastolatkiem – wiedziałem wszystko lepiej i wszystko po swojemu, miałem dziesiątki przemyśleń na każdy temat i w gruncie rzeczy chciałem się nimi dzielić. Jednak, w istocie, w szkole, w obecności nauczycieli, nigdy tego nie robiłem. I kiedy trafiłem na drugą stronę biurka, moje rozpaczliwe próby wyciągnięcia z moich uczniów, co tam właściwie się dzieje w ich głowach, były jak walenie łbem o ścianę. Dopiero teraz, po dwóch latach, zdarzało się niektórym powiedzieć szczerze, co myślą, a nawet czasem zakląć i sądzę, że nic tak dobrze nie świadczyło o mnie jako o pedagogu, jak uczennica mówiąca mi, że coś jest „zjebane”. […]
Innymi słowy: szkoła w obecnym kształcie to przestrzeń z definicji stojąca w kontrze do wszystkich członków pola, którzy ją współtworzą. Wroga uczniom, wroga nauczycielom, wroga dyrektorom, wroga nawet biednemu ministrowi edukacji, bo przecież wyobrażam sobie, że ten człowiek straszliwie cierpi nad tym, że ludzie jakoś nie chcą się bezkrytycznie podporządkowywać jego ideologicznym fiksacjom i złudzeniom. W pewnym sensie to, co wyłoniło się z 70 lat współczesnej edukacji jest modernistycznym majstersztykiem: zjawiskiem, które nie tylko jest samozwrotne i kształtuje swój własny obraz (bo przecież metarefleksja nad edukacją zazwyczaj odbywa się w ramach edukacji), ale czyni to w dodatku bez żadnej kontroli i nieuchronnie doprowadzając do destrukcji obecnych w jego obrębie tendencji stanowiących przejaw realnej troski o człowieka jako istotę. Być może właśnie przez to stanowi jakieś odwzorowanie tego, co dzieje się ze światem późnej nowoczesności? […]
Nie sądzę, żeby ten post, stanowiący mój list w butelce, rzucany w morze, zatoczył jakieś szersze kręgi, a z całą pewnością nie dotrze on do nikogo, kto mógłby być decyzyjny w zakresie edukacji. Nawet zresztą gdyby dotarł, jak już wspomniałem, mniemanie, że ktokolwiek będący beneficjentem systemu będzie usiłował ten system podważyć, jest bardzo naiwne. Niech więc sobie po prostu wisi jako pamiątka po tej przygodzie, która była jednocześnie najlepszą i najgorszą w moim życiu. […]
Cały tekst Marcina Świątkowskiego – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/ladadola/
x x x
Kilka dni później, 9 czerwca, na portalu dla rodziców i nauczycieli „Miasto Pociech” zamieszczono zapis wywiadu, jaki z autorem powyższego tekstu przeprowadziła Anna Kolet-Iciek. Tekst został zatytułowany „Marcin Świątkowski: Uciekam ze szkoły, bo praca za 2200 to kiepski dowcip”. Oto dwa fragmenty tego wywiadu i link do jego pełnej wersji:
[…]
Anna Kolet-Iciek, miastopociech.pl: Napisał pan, że praca w szkole była jednocześnie najlepszą i najgorszą przygodą w pana życiu. To może zacznijmy od tego, co w tej przygodzie było najlepsze.
Marcin Świątkowski: Bycie nauczycielem jest cudowne. Uwielbiam to robić i jestem w tym doskonały. Nic w życiu nie dało mi takiej satysfakcji.
Ale…
Szkoła jest wyczerpująca dla nauczyciela, przynajmniej takiego, który chce coś w niej zrobić. Wyczerpująca psychicznie, fizycznie i etycznie. Prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia nie tylko fizycznego, ale też psychicznego.
To się chyba nazywa wypalenie zawodowe. Nie za szybko pana dopadło? Pracował pan w tym zawodzie raptem cztery lata.
Wypalenie zawodowe to się odczuwa już po miesiącu pracy w szkole. Proszę zaliczyć kiedyś 5-godzinne zastępstwo na świetlicy w podstawówce, to się pani przekona. A przecież są ludzie, którzy tam pracują na co dzień. To kwestia odgórnie narzuconych warunków pracy, a nie tej czy innej szkoły. […]
Który „występ” ministra Czarnka przelał czarę goryczy?
Przede wszystkim zapowiedzi zwiększenia pensum przy zachowaniu takich samych zarobków. To jest absolutna kpina. Mając 18 godzin etatu, momentami ledwo wyrabiałem z robotą i nie zawsze byłem w stanie poświęcić tyle czasu uczniom indywidualnie, ile bym chciał, a co dopiero gdyby mi dowalili dodatkowe dwie godziny!
Minister Czarnek zapowiada też zmiany programowe. W szkołach ma być więcej żołnierzy wyklętych, patriotyzmu i Jana Pawła II.
Ideologię wpychaną na chama do programów nauczania zawsze można w ten czy inny sposób obejść. Nauczyciele robią to przecież od trzydziestu lat.
Jak?
Podam przykład z własnego podwórka. Kilka lat temu do podstawy programowej włączono wiersze prawicowego grafomana Wojciecha Wencla. Zamiast lamentować, postanowiłem, że będę robił te wiersze Wencla przy okazji omawiania trzeciej części Dziadów, ale jako przykład grafomanii. W ten sposób realizowałem punkt podstawy programowej, mówiący o tym, że uczeń ma odróżniać kulturę niską od wysokiej, dzieciaki nauczyły się odróżnić dobry wiersz od złego, a Wencel – tak jak chciało ministerstwo – został omówiony.[…]
Cały zapis wywiadu „Marcin Świątkowski: Uciekam ze szkoły, bo praca za 2200 to kiepski dowcip” – TUTAJ
Źródło: www.miastopociech.pl