Oto wczorajszy (wieczorem 1 czerwca 2021r.) wpis na fejsbukowym profilu Tomasza Tokarza:
Czy mi może ktoś wyjaśnić, czemu jakieś wymysły Czarnka o tym, że do lektur uzupełniających (uzupełniających czyli nieobligatoryjnych – tam już jest pełno różnych rzeczy – ale to nauczyciel sam wybiera, co zrealizuje) chce dodać pozycje JPII (myślę, że on sam nie ogarnia, że takie już tam są) budzą takie dziwaczne reakcje?
Czytam o zagrożeniu nacjonalistycznym.
Czytam, ze tak zaczyna się Auschwitz.
Czytam, że to początek indoktrynacji.
Ludzie, przecież Czarnek coś tam gada co mu ślina na język przyniesie. Chce pokazać, że jest aktywniejszy niż Piątkowski, to i wymyśla tyle ile umie. Pomysłów głębszych nie ma w ogóle żadnych – no to się coś tam powie co mu przyjdzie do głowy (na ile mu pozwalają horyzonty, a te obracają się wokół historii i katolicyzmu).
Coś powie o historii regionalnej (tak jakby jej nie było), to o IPN (a co w tym nowego? – przecież podstawę z historii tworzyli pracownicy IPN) albo o wprowadzeniu do nieobowiązkowego kanonu Jana Pawła II (tak jakby już go nie było).
Czy naprawdę nie można tego olać i zając się ważniejszymi sprawami? Jakie to ma znaczenie, czy JPII będzie czy nie będzie w zestawie lektur uzupełniających? Jak będzie to jak ktoś zechce to go przerobi jakimś streszczeniem i tyle. Odczyta dwa wiersze i idziemy dalej.
Zamiast to olać, to mamy niekończące się apele, że Czarnek to i tamto. Tamten się cieszy, bo ktoś go zauważa. Środowisko ma czym żyć i kółko się kręci.
Mam wrażenie, że gdyby Czarnek nie istniał to środowisko nauczycielskie by go sobie wymyśliło
Bo teraz można wszystko z Czarnkiem wiązać I poświęcać temu kolejne niekończące się posty.
Problemem jest mentalność urzędnicza nauczycieli i przekonanie, że jak władza coś tam sobie powie – to już trzeba bezwględnie robić – kartkówki, karty pracy, odpytywania, zmuszanie do czytania…
Serio?
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE