Po tym jak wczoraj przeczytałem [WK] na profilu Tomasza Tokarza najnowszy post – nie miałem wątpliwości, że muszę go zamieścić na OE. Co niniejszym czynię – bez skrótów, oczywiście:

 

Słyszę czasem tezę, że wiadomo co robić, ale nic się nie zmienia. Nic się nie zmienia, bo mało kto chce realnej zmiany. Środowisko nauczycielskie będzie dużo o zmianie opowiadać i formułować kolejne postulaty, ale to jest tylko taki manewr odwracający uwagę, mający zasugerować, że dopiero musi przyjść zmiana odgórna, by naprawić sytuację, no a skoro zmiany nie zadekretowano – to trzeba robić, to co się robiło (czyli kartkówki, odpytywania i ocenianie).

 

 

Kiedy czytam „zwiększenie autonomii nauczyciela” (w sytuacji, kiedy trudno o bardziej autonomiczny zawód), albo „zmiana systemu oceniania” (na jaki? skoro jest w tej kwestii totalna dowolność i każda szkoła, a nawet każdy nauczyciel może oceniać, jak chce), albo „powołanie samorządu nauczycielskiego” (ale kto ma go powołać? – minister?), „albo wprowadzenie do podstawy programowej nacisku na współpracę i komunikację, krytyczne myślenie i samorozwój” (w sytuacji, kiedy ona właśnie na to kładzie nacisk), albo „obligatoryjne wprowadzenie przedmiotów uczących demokracji i otwartości” (uczenie demokracji pod przymusem, a pomocą kartkówek?) albo „domagamy się szanowania zawodu nauczyciela” (najlepiej ustawowy nakaz szacunku) to wiem, że chodzi tylko o zasłonę dymną.

 

Prawdziwa zmiana, która jest w zasięgu ręki (!) polegałaby na zwykłej zmianie podejścia do ucznia – potraktowania go jako osoby, który szuka swojego miejsca w świecie, a my mamy go wspierać na tej drodze. Naprawdę – to wystarczy. Zobaczenie w uczniu człowieka, nie obiektu do tresury.

 

Ale o taką zmianę najtrudniej – bo oznacza utratę kontroli i odbiera narzędzia obrabiania. A jak bez nich wymuszać na uczniach wykonywanie poleceń – których nie rozumieją, które nic im nie dają, które nie sprawiają im przyjemności, nie są zgodne z ich potrzebami i które są dla nich bezbrzeżnie nudne, ale które robić „trzeba”, bo wydawnictwa przysłały je wraz z podręcznikiem.

 

 

Polecam także Waszej uwadze zamieszczone pod tym tekstem komentarze:

 

Joanna Sabuda

No dokładnie.. W moim roczniku było przecież w programie nauka logicznego i krytycznego myślenia i czytanie ze zrozumieniem, a podeszli do tego tak mechanicznie i powierzchownie, bez wyczucia.. I tak była przewaga pruskiego podejścia i moi rówieśnicy się o to kłócili z nauczycielami.. Potem jak byłam na praktykach 10 lat temu to jeszcze gorzej było.

 

Edyta Harasna

No właśnie. Ciągle na coś kładziemy nacisk. Wywieramy presję. Jeśli nie oceny to znajdziemy inny sposób zaszufladkowania poprzez stopniowanie przymiotników.. np. mniej kreatywny niż inni, bardziej twórczy…itp. Problem leży tylko i wyłącznie w zmianie sposobu myślenia i patrzenia na ucznia, dziecko, czlowieka. Najwyzsza forma inteligencji to umiejętność obserwacji bez oceniania bo wychowanie to długofalowy proces. Poza tym umiejętność wskazania i sformułowania tematów, zagadnień do przepracowania , poprawienia, ulepszenia naprawienia, zmodyfikowania jest trudna. Może być utożsamiana z krytyką . Wielu rodziców tak to odbiera. Ocena jest więc instrumentem bezpiecznym dla obu stron. I tu rozmawiamy o wyjściu ze strefy komfortu.

 


Agata Kuran

Wystarczy przykład klas1-3, gdzie formalnie nie ma żadnych ocen. Z uporem maniaka nauczyciele, wbrew prawu i wbrew podstawie programowej je stawiają do dziennika. Dlaczego nie są karani za łamanie prawa? Nielegalna jest też ocena za pracę domową w każdej klasie. I co?

 

 

Małgorzata Knap

Takie działania pozorowane. Potem znów będzie argument: chcieliśmy, ale nas rodzice nie poprali, albo system winny.

 

 

Joanna Sabuda

Tzw. „powrót do codzienności”, a ambitne cele tylko od święta.

 

 

 

Źródło:www.facebook.com/tomasztokarzIE

 



Zostaw odpowiedź