Dzisiaj, na stronie „Krytyki Politycznej” zamieszczono obszerny zapis rozmowy, jaką z Igą Kazimierczyk – prezeską Fundacji Przestrzeń dla Edukacji, aktywistką ruchu Obywatele dla Edukacji, nauczycielką, przeprowadziła Katarzyna Przyborska – redaktorka strony „KrytykaPolityczna.pl”. Warto w tym miejscu dodać, że badania o których opowiada rozmówczyni prowadziła ona, zbierając materiały do swej pracy doktorskiej „Nuda szkolna i jej uwarunkowania”. Oto wybrane fragmenty tego wywiadu i link do jego pełnej wersji. Podkreślenia i pogrubienia w przytoczonym tekście – redakcjaa OE:
Źródło: www.krytykapolityczna.pl
Jeden z rysunków, powstałych w ramach badań, w których wzięły udział dzieci ze szkół podstawowych państwowych i społecznych.
[…]
Katarzyna Przyborska: – Chciałaś dowiedzieć się, jak czują się dzieci w szkole. Jak jej doświadczają. Przeprowadziłaś badania*. Ponad setka dzieciaków, dwadzieścioro pięcioro nauczycielek i nauczycieli, ponad sześćset rysunków. Co z nich wynika?
Iga Kazimierczyk: – Dzieci się nudzą. Tak można określić to, czego doświadczają w czasie lekcji. Potwierdzają to zresztą badania anglojęzyczne, w zależności od przyjętej metodologii od dwudziestu do pięćdziesięciu ośmiu, a nawet siedemdziesięciu procent dzieci w czasie lekcji się nudzi. Polski badacz Józef Kozielecki już parę lat temu zwracał uwagę, że szkoła jest ufundowana na nudzie i lęku. W moich badaniach ten lęk też wyszedł. I to właśnie powiązany z nudą.
-Czego boją się dzieci w szkołach?
–Boją się mówić o swoim doświadczeniu nudy, obawiają się skrytykować nauczyciela, boją się jego agresji, konsekwencji swojego niedostosowania do sposobu pracy. Ten wątek był dla mnie zaskakujący. Zlepienie tych dwu doświadczeń: nudy i lęku, w badaniach anglojęzycznych, które analizowałam, nie wystąpiło. Lęk owszem − pojawiał się wszędzie, ale osobno. To powiązanie pojawiło się wyraźnie w moim badaniu. A jeśli uczniowie boją się mówić o doświadczeniu nudy, o ilu jeszcze innych rzeczach, których doświadczają w szkole, boją się mówić?
-Co uczniowie powiedzieli o nudzie?
-Najpierw nauczyciele. Według nich nuda to taka sytuacja, w której uczniowie nie są zajęci. Nauczyciele od razu dodają: moi uczniowie są zajęci, u mnie ten problem nie istnieje. I ja nie zakładam, że nauczyciele zaklinają rzeczywistość, tylko rzeczywiście często się starają. Mają pomoce dydaktyczne, rzutniki, wskaźniki, robią wiele, żeby uczniowie byli zajęci. Ich odczucie jest zbieżne z takim najprostszym rozumieniem zjawiska nudy.
-A dzieci?
–Uczniowie idą w analizie, w rozumieniu tego stanu dużo dalej, głębiej nawet niż badania, które przeprowadzano. Mówią, że nuda wiąże się z niskim stanem emocjonalnym, że to obniżona motywacja, lekka nerwowość. Współistnieje z obniżonym nastrojem. Dzieci mają poczucie braku decyzyjności i odłączenia.
-Jest 2018 rok. Czego uczy polska szkoła?
– I to jest szalenie ciekawe dla pedagogów, że dzieci postrzegają nudę jako brak decyzyjności i odłączenie, pustkę. Przebywają w otoczeniu innych osób, które w sumie lubią, ale nic razem z nimi nie mogą zrobić. To nie jest wyalienowanie takie, jak wtedy, gdy człowiek sam wychodzi poza nawias, poza innych. Dla mnie jest to przerażające. Bo wszyscy doświadczamy w życiu różnych durnych i nudnych rzeczy…
– …tylko że dzieci mają tego nieporównanie więcej.
–Mogą być zajęte, a jednocześnie, będąc zajętymi, doświadczają odcięcia, odizolowania i pustki. Są zamknięte w sytuacji, w której jednocześnie są w grupie, ale nie mogą z tą grupą swobodnie pracować.[…]
-Bardzo to jest ciekawe. Może należałoby zmienić to równanie, w którym po jednej stronie stoją uczniowie, a po drugiej nauczyciel, na równanie z niewiadomą: po jednej stronie będą uczniowie i nauczyciel, a po drugiej owa niewiadoma – temat lekcji, zadanie. W takim układzie nauczyciel będzie liderem…
-Albo facylitatorem. Kiedy pytałam uczniów: jaka lekcja byłaby dla nich interesująca, czego by chcieli − oni opowiadali o bardzo konkretnych sytuacjach, kiedy mogą pracować nad jakimś tematem swobodnie. Podkreślali, że chcą pracować, zaangażować się, ale chcą móc o tym np. pogadać z kolegą czy koleżanką. Wcale nie oczekują, żeby nauczycielki nie było w ogóle. Chcieliby za to, żeby usiadła i zwyczajnie porozmawiała z nimi, wytłumaczyła prostym językiem, o co w tych zagadnieniach chodzi, żeby im po prostu pomogła.
Doświadczenie nudy staje się szczególnie emocjonalnie i fizycznie trudne przez to, że nauczyciel ciągle gada. Dzieciaki nie mogą złapać własnych myśli. To się pojawiało w każdym wywiadzie: nauczyciel bez przerwy do nas mówi, pani ciągle nadaje, ciągle pisze. I oczywiście metody przekazywania wiedzy polegające na tym, że uczniom podaje się informacje, są w pewnym momencie nieskuteczne, bo tracimy koncentrację, ale to, że wciąż słychać czyjś głos i nic nie możemy z tym zrobić, nawet przez sekundę w ciszy pomyśleć – jest przytłaczające. […]
-Do tego jeszcze ze świadomością, że nikt tam, w szkole, nie jest ciekaw tego, co myślisz, ale tylko i wyłącznie czy prawidłowo odpowiesz na pytanie.
-[…] Wciąż dyskutujemy o tym, że szkoła nie przygotowuje uczniów do wyzwań współczesnego świata. Ale to hasło jest w obiegu od stu lat. Szkoła deweyowska, praktyczna, realna, bazująca na aktywności uczniów, też postulowała, że trzeba przygotowywać do życia takiego, jakie jest teraz. Janusz Korczak i Maria Montessori mówili o tym sto lat temu!
W naszej rzeczywistości każdy ma telefon, a w nim absolutny ściek wszystkiego. A ani z uczniami w szkołach nie rozmawiamy, ani nawet nie dajemy im przestrzeni na namysł nad tym, co czytają. Systemowo zmuszamy ich do tego, żeby nie umieli korzystać z informacji. Szkoła nie przygotowuje w zasadzie w ogóle do tego, jak sobie z tym nadmiarem radzić.
Przy okazji badania bardzo konkretnego wyimka szkolnej rzeczywistości zobaczyliśmy, jak szkoła jest skonstruowana. Wyszło, że co do zasady z uczniami się nie rozmawia. Do uczniów się mówi. Transfer wiedzy jest…
-Jednokierunkowy.
–A co więcej, szkoła jest zszyta z dwóch światów, które się w ogóle nie widzą, nie słyszą i nie rozumieją. Jeden jest rzeczywistością uczniów, drugi – nauczycieli. Oczywiście, jeżeli mamy do czynienia z różnymi grupami wiekowymi czy rodzajami doświadczenia, to wrażliwości są różne. Ale współpraca polega na tym, że te wrażliwości się widzą, wiedzą, dlaczego są inne…
-I wiedzą, dlaczego się spotkały. Nauczyciele wstają rano i idą do szkoły, w której spotykają uczniów, którzy też wstali rano, żeby tu przyjść. Tylko że mają inne cele.
–Po raz kolejny w badaniach pedagogicznych wychodzi to, o czym już dawno pisał Foucault. Że szkoła jest panoptykonem, w którym każdy każdego ogląda, władza jest rozproszona, nie wiadomo właściwie, gdzie jest centrum tej władzy, ale wszyscy się do zasad stosują. Bo zasady zawsze takie były i będą. […]
-W tym obrazie w szkole przygotowuje się ludzi do nudnych prac, powtarzalnych czynności, które wymagają niezbyt wielkiego zaangażowania, za to spacyfikowania własnych dążeń. Jeśli będziemy mieć do czynienia ze społeczeństwem, które podąża za swoją ciekawością, wierzy w swoje siły, kto będzie stał grzecznie przy taśmie, siedział za biurkiem, pracował bez sensu?
–Zgadza się. Z punktu widzenia pedagogiki krytycznej to jest wyraz kompletnej bezradności, niewiedzy, jak określić się wobec problemów współczesności.
A sytuacja jest jeszcze gorsza. Cały system europejski jest dużo bardziej liberalny w myśleniu o człowieku niż szkoła. Są stowarzyszenia, ruchy obywatelskie, partie polityczne i związki zawodowe. Mamy wiele przestrzeni, w których można funkcjonować. W szkole takich wentyli nie ma. Jest oczywiście samorząd uczniowski, który ma kompetencje, by aktywizować życie uczniowskie w szkole, może organizować szkolne projekty, zawiadywać budżetem partycypacyjnym, samodzielnie nawiązywać współpracę z innymi. Ale uczniowie nie są nauczeni rozmawiania ze sobą, nie mają nawet gdzie usiąść, korytarze wyglądają jak hala na dworcu. Systemowo nie uczymy, że w ogóle można mieć na coś wpływ. Szkoła nie jest już zatem nawet odzwierciedleniem tego systemu, jakim jest państwo. To już państwo jest daleko bardziej zreformowane i przyjazne ludziom.
-Czyli szkoła nie przygotowuje ani do życia, które jest, ani tego, które będzie?
-Może nawet trochę przygotowuje, ale nie tak, jak my, pedagodzy, byśmy sobie tego życzyli. Czy chcemy, żeby dzieciaki uczyły się ściemniać, lawirować, grać w gry pozorów? Bo właśnie tym jest przymilanie się nauczycielom czy walka o oceny. Młodzież dość szybko się uczy, jak w tym systemie przetrwać i wygrać. Więc w pewnym sensie uczy się życia, tylko że to jest trochę dzikie życie. Nie o takim społeczeństwie powinnyśmy marzyć. Raczej chcielibyśmy krzewić ideę pomocniczości, pracy społecznej, to są w sumie też XIX-wieczne rzeczy, natomiast szkoła ich jakoś nie wzmacnia.[…]
-No dobrze, mamy te szkoły, w których są nieaktywne dzieci i aktywni nauczyciele, a potem mamy rankingi.
-O losie! [śmiech] To jest prawdziwa choroba systemu. Coś strasznego.
-Co nam te rankingi mówią?
-Szczerze? Im wyżej, tym bardziej do tej szkoły nie należy iść.
-Dlaczego?
–Bo szkoły, które są wysoko w rankingach, są silnie selekcjonujące. To znaczy na starcie przyjmują dzieci z bardzo wysokimi stopniami w nauce i łatwo pozbywają się dzieci, które zaczynają mieć problemy z osiąganiem dobrych wyników. A te mogą się pojawić na skutek wielu okoliczności. Na przykład słabszy moment rozwojowy. Kiedy człowiek ma 14, 15, 18 lat, ma wiele problemów, to czas pogranicza między dzieciństwem a dorosłością. Kryzys dojrzewania fizycznego, zmiany hormonalne.
Szkoły silnie selekcjonujące dość sprawnie pozbywają się uczniów, którzy zaczynają w tych wewnątrzszkolnych rankingach spadać. Stawiają na presję ocen i często nie uczą, tylko wymagają, a ich jakość i wartość ufundowana jest głównie na rynku korepetycji. Żeby przetrwać w tej szkole i spełniać wyśrubowane normy piątek i szóstek, trzeba się mocno wspomagać korepetycjami, co po pierwsze kosztuje, ale to akurat najmniejszy problem.
Przede wszystkim ta presja całkowicie odbiera wolność. Fajnie, jak ktoś ma konika, jakąś pasję, ale ludzie mają też prawo do odpoczynku, do czasu wolnego.[…]
-Czyli zdając do wysoko ustawionej w rankingach szkoły, niekoniecznie ucieknie się od nudy doświadczanej w podstawówce?
–Uczeń będzie oczywiście bardzo zajęty, ale będzie też zarobiony, zestresowany, nieszczęśliwy i sam nie będzie wiedział, czego chce. […]
-Minister edukacji Dariusz Piontkowski mówi, że jest dobrze, że nauczyciele pracują, robią to, co do nich należy.
–Zgadza się. Ci, którzy masowo uciekają z państwowego systemu szkolnego, od razu przestają narzekać. Zarówno rodzice, jak i nauczyciele. Szkoły społeczne i prywatne przeżywają oblężenie. Rodzice, którzy zostają w szkołach publicznych, nie są ani zadowoleni, ani niezadowoleni. Tkwią w tym systemie i często nawet nie wiedzą, że on nie jest OK.
-Kompetentni, świadomi rodzice zabierają swoje dzieci ze szkół publicznych?
-Tak. Fundacja Batorego badała na początku roku rynek korepetycji…
-Trzydzieści procent rodziców posyła swoje dzieci na korepetycje. A czy są badania dotyczące w ogóle wychodzenia z systemu?
–Jeszcze nie ma, bo to się właśnie dzieje. Ale w badaniu Batorego pytano rodziców, czy gdyby mieli odpowiednie środki, zabraliby dzieci ze szkoły publicznej. Zdecydowana większość osób odpowiadała, że tak.
-To efekt reformy?
–Nie możemy się oszukiwać, że przed reformą było idealnie. Ale reforma przyspieszyła ten proces.[…]
Cały tekst wywiadu „W czasie lekcji dzieci się nudzą” – TUTAJ
Źródło: krytykapolityczna.pl
Iga Kazimierczyk – pedagog, nauczycielka mianowana, trenerka, koordynatorka programów edukacyjnych. Prezeska Fundacji „Przestrzeń dla edukacji”, prowadzi zajęcia dla studentów na Wydziale Pedagogicznym UW. Zajmuje się monitorowaniem zmian w oświacie pod kątem włączania w nie różnych grup interesariuszy – rodziców, uczniów, nauczycieli. Prowadzi punkt dziennego opiekuna “Drejdel” w Warszawie. Specjalizuje się w edukacji żłobkowej, przedszkolnej i wczesnoszkolnej. [Źródło:www.obywateledlaedukacji.org]