Jak ten czas szybko leci. Tak niedawno, przynajmniej ja tak to odczuwam, świętowałem 250-y felieton. Był wtedy 30 grudnia ub. roku. I – nie wiadomo kiedy – dotarłem do dnia, w którym ten dzisiejszy zacząłem od napisania „Felieton nr 275.” Wniosek – już niedługo „dojadę” do dnia, w którym pisany wówczas felieton opatrzę liczbą 300!

 

Ale dzisiejsza liczba 275 to nie nie jest jeszcze okazja do jakichkolwiek refleksji i podsumowań. Natomiast mam inny powód do odbycia „podróży w czasie”: data 23. czerwca 2006 roku – pamiętna, bo wtedy też był to „Dzień Ojca”. Na ten dzień, na wczesne godziny popołudniowe, zostałem zaproszony do gabinetu ówczesnego rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi – profesora Bogusława Śliwerskiego „w ważnej sprawie”. Byłem już wówczas nauczycielskim emerytem i uczelnia ta zatrudniała mnie (na umowy o dzieło) jako wykładowcę.

 

Szedłem na to spotkanie prosto z cmentarza, gdzie byłem zapalić znicz na grobie mojego, zmarłego przed dwunastoma laty, ojca i zastanawiałem się co może być powodem tego – przekazanego mi przez sekretarkę Rektora bez bliższych informacji, ale w trybie nieomal wezwania – zaproszenia. Zupełnie nie kojarzyłem sobie tego ze świeżo wydrukowanym, ostatnim papierowym, numerem „Gazety Edukacyjnej”:

 

 

Ostatni numer „papierowej” „Gazety Edukacyjnej”

 

Gazeta Edukacyjna” była takim, nieregularnie ukazującym się periodykiem, którego wydawcą, od roku 2000, był pierwszy w Łodzi, niepubliczny ośrodek doskonalenia nauczycieli Centrum Szkoleniowo-Promocyjne „Edukacja”, którego założycielką była Małgorzata Cyperling. Redaktorem naczelnym GE, od pierwszego numeru, był Juliusz Cyperling, prywatnie mąż Małgorzaty, wieloletni dziennikarz „Dziennika Łódzkiego”. Po utworzeniu w roku 2003 Wyższej Szkoły Pedagogicznej, której założycielką, właścicielką i kanclerzem została ta sama Małgorzata Cyperling, „Gazeta Edukacyjna”, pod tą samą nazwą i redakcją, ukazywała się nadal. Aż do początku 2006 roku, kiedy to po krótkiej i ciężkiej chorobie, zmarł Juliusz Cyperling. Ten ostatni numer (patrz zdjęcie powyżej) był wydany przez przyjaciół Julka, a decyzją Jego żony – kanclerza WSP – zapowiedziano w nim, że od wakacji tamtego roku wychodzić będzie w wersji elektronicznej on line, pod adresem www.gazeta.edu.pl .

 

 

Oto jedyna pamiątka po „Gazecie Edukacyjnej” – archiwalny screen z jedynej dostępnej w Internecie notatki o jej istnieniu. Nowy właściciel WSP nie tylko doprowadził do likwidacji uczelni, ale także zlikwidował domenę o tej nazwie i wszystkie zapisy na serwerze.

 

 

W gabinecie siedziało już Kierownictwo WSP in corpore, t.zn. Pani Kanclerz Cyperling i Pan Rektor Śliwerski. Oboje z poważnymi minami… Rozmowę rozpoczęła Kanclerz Cyperling, informując, że „zdecydowaliśmy, iż gazeta.edu.pl ruszy jeszcze przed początkiem nowego roku szkolnego, a tobie proponujemy, abyś był jej redaktorem naczelnym. I jest to propozycja nie do odrzucenia.”

 

Moje zaskoczenie było totalne! Po chwili oszołomienia odzyskałem mowę i zacząłem przedstawiać argumenty, przemawiające za tym, że nie mogę przyjąć tej zaszczytnej propozycji: że nigdy nie byłem nie tylko redaktorem czegokolwiek, ale w ogóle dziennikarzem, a poza trym (miałem nadzieję, że będzie to argument rozstrzygający) – nie mam zielonego pojęcia o cyfrowej technologii internetowego redagowania gazety! W odpowiedzi na to usłyszałem od rektora Śliwerskiego, że nie będą nikogo innego szukać do tej roli, bo jest to gazeta o edukacji, a ja jestem pedagogiem i byłym wieloletnim nauczycielem i dyrektorem szkoły, że mam dobre pióro, bo przecież pisałem wiele tekstów, które były zamieszczane w papierowej „Gazecie Edukacyjnej”. Ostateczne zdania, obalające moje zastrzeżenia wygłosiła Małgorzata Cyperling, która powiedziała, że wie doskonale, iż Julek przed zamknięciem kolejnego numeru GE zawsze konsultował się ze mną, że On, gdyby mógł teraz zabrać głos, to także powiedziałby, że tylko ty powinieneś kontynuować jego dzieło… A poza tym we wszystkich sprawach „technicznych” w pierwszym okresie będzie cię wspierał Piotr Sobczak (był dyrektorem działu PR w WSP). I oczekuję, że się zgodzisz….

 

Przebieg tej rozmowy odtworzyłem z pamięci, przeto nie jest to dosłowny jej zapis, ale tak ją zapamiętałem.

 

I tak oto „zrobiono” ze mnie nie tylko redaktora, i to od razu „naczelnego”, ale przede wszystkim – rzuciwszy na głęboką wodę codziennego funkcjonowania w nowych rolach – dziennikarza i publicystę. Bo, oczywiście, z wielkimi obawami, ale wyraziłem zgodę i historia mojego „dziennikarzenia” potoczyła się lawinowo

.

W lipcu i sierpniu powstała strona, dla której grafikę stworzyła Kama Krawczyk – także pracownik Działu PR WSP. Faktycznie, bo i merytorycznie, „”Gazeta Edukacyjna” w e-wersji zaistniała w pierwszych dniach września 2006 roku.

 

Ale wkrótce okazało się, że to był tylko początek mojej przygody z dziennikarstwem. Już po kilku tygodniach mojego funkcjonowania w nowej roli, rektor Śliwerski przyniósł mi egzemplarz, wydawanego w Warszawie tygodnika „Gazeta Szkolna”, która przedrukowała – przesłany do jej redakcji przez niego – mój artykulik „Uczeń czy obywatel”. Miał on swoją premierę na pierwszej stronie owego ostatniego papierowego wydania „Gazety Edukacyjnej”, (patrz – zdjęcie powyżej) a jego podtytuł „…czyli szkolne dylematy o miejscu pełnoletniego ucznia w systemie” sygnalizował, że dalej będzie o prawach pełnoletnich uczniów w szkle średniej.

 

 

I okazało się, że był to taki „nagły i niespodziewany” początek mojej wieloletniej współpracy z „Gazetą Szkolną”. Jeszcze jesienią jej redaktor naczelny (i właściciel, jak się wkrótce dowiedziałem) – Adam Kowalski zaproponował mi stałą współpracę, a przed końcem roku zaoferował zamieszczanie cotygodniowych felietonów na przedostatniej, 31. stronie tygodnika. I tak przez następne lata, do ostatniego numeru – w listopadzie 2011 roku – G Sz zamieszczała moje felietony z nadtytułem „Mój punkt widzenia”.

 

 

Oto przykłady jednego z nich, z 30 marca 2007 roku. Przypominam, że był to czas, gdy w Polsce trwał jeszcze koalicyjny rząd pod kierunkiem premiera Jarosława Kaczyńskiego, a ministrem edukacji był Roman Giertych (LPR).

 

 

Po finansowym upadku G Sz (utrzymywała się z prenumeraty, niestety – szkoły miały coraz bardziej ograniczone środki na te cele), otrzymałem ofertę drukowania moich tekstów w miesięczniku „Głos Pedagogiczny”, a także w dwumiesięczniku „Kierownik Szkolenia Praktycznego”, który od 2012 do 2015 roku wychodził pod zmienionym tytułem „Kształcenie Zawodowe”.

 

Ale wszystko co dobre ma swój koniec, także moja przygoda z „Gazetą Edukacyjną” też się skończyła – również z przyczyn ekonomicznych. W czerwcu 2013 roku ta sama Pani Kanclerz Cyperling zaprosiła mnie, na rozmowę i zakomunikowała, że ze względu na coraz gorszą sytuację finansową WSP jest zmuszona zaprzestać wydawania „Gazety Edukacyjnej”, a co za tym idzie – rozwiązać ze mną umowę o pracę jako redaktora naczelnego. Pięć dni po 7-ej rocznicy owej historycznej dla mojego nowego etapu życia rozmowie – 28 czerwca – otrzymałem wypowiedzenie. Tak zakończył się tamten etap mojego radaktorowania…

 

Jak wiecie Szanowni Czytelnicy – jest „życie po życiu” – przynajmniej w mojej biografii publicysty i redaktora. Najwytrwalsi z Was wiedzą, że jeszcze tego samego 2013 roku, w pierwszych dniach września, pojawiła się w Internecie strona „Obserwatorium Edukacji”, którą „uparcie, ale nie skrycie”, na przekór licznym trudnościom (ostatnio także cyberatakom), prowadzę…

 

A wszystko zaczęło się trzynaście lat temu w „Dzień Ojca” – z „winy”, nieżyjącej od 5 września 2017 roku Małgorzaty Cyperling i ówczesnego rektora WSP, pojawiającego się na OE w roli autora bloga „Pedagog” – prof. Bogusława Śliwerskiego…

 

Jak się komuś dało pierwszą „działkę” i potem zapewniało stałe „branie” – należało przewidzieć, że nałóg okaże się silniejszy od… wszelakich zawirowań wielkiej i małej polityki…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź