Dziś, przed południem pierwszego dnia po wyborczej niedzieli, jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów do Parlamentu UE, proponujemy – całkowicie apolityczny – wybór tekstów dr Tomasza Tokarza, zaczerpnięty z jego fejsbukowego profilu, umieszczanych tam w ubiegłym tygodniu – wyjątkowo aż do dzisiejszego poranka. Wyboru dokonał – jak zwykle – redaktor „Obserwatorium Edukacji”
Foto: www.cyfrowobezpieczni.pl
Dr Tomasz Tokarz na III Konwencie projektu Cyfrowobezpieczni.pl, który odbył się 15-16 listopada w hotelu Airport Okęcie w Warszawie
Zapraszamy do lektury:
20 maja
To naprawdę bywa ożywcze… Uświadomienie sobie przez nauczyciela, że z faktu: „uczeń x nie przerobił materiału przedmiotu y” wynika tylko tyle: „uczeń x nie przerobił materiału z przedmiotu y”.
Nie świadczy to o tym, że uczeń jest głupi. Ano to, że jest leniwy. Ani o tym, że nauczyciel jest słaby i nie umie zainteresować ucznia. Ani, że uczeń nie lubi nauczyciela. Ani nawet o tym, że uczeń x nie lubi przedmiotu y. Ani to, że nie chce mu się przerabiać materiału.
Te wszystkie nasze dopowiedzenia są zazwyczaj tylko reakcjami obronnymi, interpretacjami, atrybucjami, za pomocą których staramy się racjonalizować to, czego nie rozumiemy.
Warto oczywiście poszukać przyczyn nieprzerobienia. Ale zamiast tropić je we własnej głowie, w plątaninie naszych przekonań i wyobrażeń, najlepiej po prostu mądrze porozmawiać z uczniem.
21 maja późnym popołudniem
Karę definiuję jako arbitralną decyzję o charakterze represyjnym podjętą przez osobę lub instytucję, która ma nad nami władzę. Oczywiście w życiu społecznym trudno je wyeliminować. Niemniej można próbować zastępować je innymi rozwiązaniami – hołduje im idea sprawiedliwości naprawczej, o której już kiedyś pisałem.
W niniejszym tekście odniosę się tylko do kar w procesie edukacyjnym. Moim zdaniem są one w tym obszarze przeciwskuteczne. Nie służą wspieraniu rozwoju jednostki. Nie pomagają jej stać się lepszą.
Intencją kary nie jest poszerzanie świadomości odbiorcy, powodowanie, by lepiej zrozumiał swe czyny. Stanowi narzędzie sprawowania władzy, instrument wymuszania posłuchu, manifest dominacji.
Kara ma zapewnić „KARność’. Nieprzypadkowo słowo „kara” ma ten sam źródłosłów co „upoKARzać”. Pochodzą od prasłowiańskiego „karati” czy „koriti” (stąd także korzyć się) czyli poniżać. Celem kary jest wywarcie presji na drugiej osobie – po to, by móc nad nią zapanować.
Kara z perspektywy brania odpowiedzialności za własne czyny wydaje mi się przeciwskuteczna. Szczególnie w przypadku nastolatków. Dlaczego?
1.Kara uprzedmiotawia – kara odbiera uczniom podmiotowość, stają się obiektem cudzej decyzji. Czują się w efekcie bezradni, bezwolni.
2.Kata upokarza – kara narzuca stygmat winnego/winnej a przez to wytwarza w nas poczucie wstydu, poniżenia.
3.Kara rodzi poczucie krzywdy – powoduje, że ukarany czuje złość, gniew, frustrację; rzadko się zdarza, że arbitralna decyzja decydenta (kogoś kto często nawet nas dobrze nie zna, kto nie jest w stanie wniknąć w złożoność sytuacji) jest w mniemaniu ukaranego sprawiedliwa, adekwatna. Ma on raczej poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Skupia się na własnym bólu i cierpieniu.
4.Kara wprowadza w rolę ofiary – kara powoduje uaktywnienie mechanizmów obronnych, które powodują, że ukarany wchodzi (w swoim mniemaniu) w rolę dyskryminowanych (przez oskarżycieli i arbitrów).
5.Kara rodzi chęć odwetu – niejednokrotnie pod wpływem upokorzenia związanego z karą, pojawia się w głowach ukaranych chęć rewanżu, myśl: „ja Wam jeszcze pokażę!”.
6.Kara pokazuje, że silniejszy ma zawsze rację. I może narzucić słabszemu swą wolę. Arbitralnie decydować o innych. Rozstrzygać, jak powinni postępować. Wymusić na nich pewne działania. Wystarczy posiadać atrybuty władzy. I mieć przewagę.
7.Kara jest katalizatorem kłamstwa. Ukarani zazwyczaj nie rozważają tego, co zrobiłi i dlaczego to zrobili. Przede wszystkim zastanawiają się, jak w przyszłości uniknąć przykrych konsekwencji. Skupiają się na tym, jak następnym razem nie zostać przyłapanym. W przyszłości mogą być raczej skłonni do ukrywania swoich działań niż do ich unikania. I będą uciekać się do kłamstwa, gdy zauważą, że chroni ono przed przykrymi skutkami czynów (choć czasem tylko chwilowo, co wpływa jedynie na doskonalenie metod kamuflowania).
Kary nie zmieniają źródeł niepożądanych zachowań. Nie czynią ludzi bardziej świadomymi konsekwencji swoich poczynań. Jeśli uczeń nie ma wewnętrznego przekonania o szkodliwości podejmowanych działań, kontrola skutkuje tylko na krótką metę. Kiedy znikają strażnicy, nastolatki i tak robią swoje. Nawet jeśli robią to w atmosferze strachu przed tym, ze zostaną przyłapane. Jak pokazują badania – wiele karanych za nieprzestrzeganie niezrozumiałych reguł, w systuacji braku kontroli łamało te zasady jeszcze w poważniejszym stopniu.
Co zamiast kar? Próba zrozumienia. A przede wszystkim ROZMOWA. Służąca znalezieniu przyczyn i sensownych strategii realizacji potrzeb – które wszyscy mamy podobne.
24 maja – po północy
Czy nie można po prostu olać tej całej podstawy programowej? Działa obecnie blokująco. Nauczyciel musi przerobić wskazane przez nią tematy. Ponieważ nie wie do końca, co będzie wymagane na egzaminie – czuje się zobowiązany do działań, jak najbardziej szczegółowych. Po co to robić? Po co męczyć siebie i uczniów?
Wzywam do bojkotu realizacji tych treści. Nie nie będzie obligatoryjna. Niech pozostanie zbiorem wskazówek – nie materiałem do obowiązkowego wdrażania. Jeśli dla kogoś jej istotna – niech robi. Na zasadzie wolnego wyboru. Dajmy uczniom i sobie trochę autonomii.
24 maja – po południu
Autentycznie – żaden dorosły o zdrowych zmysłach nie poświęcałby z własnej woli czasu na wkuwanie danych z obszaru, który go nie interesuje, danych typu: dzida składa się z przedzidzia i zadzidzia, aparat szparkowy zbudowany jest z tego i tamtego, skała lessowa to skała… czy w 1320 roku była koronacja Łokietka. Uznałby to za działanie absurdalne. Jednocześnie ci sami dorośli zmuszają uczniów do tych bezsensownych praktyk. W imię czego? Po co? To jedna z największych zagadek polskiej szkoły. Bo… moja mama tak robiła?
W XIX wieku, kiedy uczeń nie miał dostępu do innych źródeł informacji niż książka nauczyciela wkuwanie takich rzeczy miało jeszcze jakieś znamiona sensu – śladowe, ale zawsze.
Dzisiaj stanowi to jakie kuriozmum. Problem, że zrobiliśmy z kuriozum podstawę systemu edukacji.
A kiedy ktoś kwestionuje te farmazony dostaje takie reakcje, jakby uderzał w fundament przetrwania narodu i burzył podstawy wzrastania uczniów ku wartościom.
Z boku wygląda to śmiesznie. Ale po chwili uświadamiamy sobie, że są tacy którzy naprawdę wierzą, że obrabiając uczniów klasówkami z wykucia rozproszonych danych walczą o ich rozwój. A myślałem, że racjonalizacja ma jakieś granice…
26 maja (wieczorem)
Na bazie obowiązującego prawa można tworzyć rozmaite modele dydaktyczne. Widziałem ich podczas moich wędrówek po szkołach całkiem sporo. Dlatego będę bronił tezy, że można sporo ugrać – nawet w takiej rzeczywistości, jaką mamy.
Niemniej dla wielu publicznych placówek modele te mogą wydać się zbyt awangardowe. Nie wszystkie mogą pozwolić sobie na eksperyment edukacyjny. Dlatego niech sobie funkcjonują w oparciu o tradycyjne przedmioty i treści z podstawy (choć tu być sporo wyciął).
Wyprzedzając pytania – nie postuluję potrzeby likwidacji tych przedmiotów, których dzieci nie lubią. Niech sobie istnieją i niech nauczyciele zachęcają uczniów do zgłębiania ich. Ale nie przez straszenie kartkówką czy zła oceną. I nie po to żeby wkuwać na pamięć dane, które i tak zaraz wylatują z głowy.
Nie ma sensu, żeby wszyscy uczniowie w tym samym czasie robili to samo, czyli uczyli się na pamięć identycznych drobiazgów. W dorosłości nigdy tak działać nie będą. Jak ktoś pracuje w dziale księgowości to nie musi skrupulatnie zgłębiać technik sprzedaży czy procesów produkcji. Wystarczy, że ma o nich ogólną wiedzę, bo to mu się przydaje w realizacji zadań.
Warto zmienić sam sposób pracy. Dla mnie optymalną jest metoda projektowa. Jak mają lekcje historii to niech tworzą projekt skupiony wokół konkretnego obszaru: starożytny Rzym, średniowieczna Europa, Polska Piastów. Niektórzy mogą zbierać dane, inni je przetwarzać, wizualizować, nagrywać filmy lub tworzyć plakaty czy makiety. Jeszcze inni – prezentować publicznie efekty prac.
Niech grupa wspólnie zrekonstruuje najważniejsze fakty, a następnie przekształci je w spójną całość. Niektórzy uczniowie bardziej skupią się tym czy owym. Na kulturze czy militariach. Ale ocenie podlegać będzie ich praca w pewnym wybranym obszarze, w którym konstruują coś, czym będą mogli się pochwalić.
Że nie wszystkim się będzie chciało? Możliwe. Ale z moich doświadczeń wynika, że jeśli projekty tworzone będą na zasadzie inspirujących wyzwań, to większość dzieci naprawdę się w to wciągnie. I polubi przedmiot – a to już połowa sukcesu.
Obok pracy projektowej na poszczególnych przedmiotach, niech będą projekty międzyprzedmiotowe. Gdzie zaangażowani będą uczniowie rożnych klas. To dobra propozycja szczególnie dla małych szkół (ostatnio odwiedzałem szkoły, gdzie klasy mają po 5-10 uczniów).
Podstawa programowa zaleca przecież oparcie kształcenia na metodzie projektu – dopuszczając zastąpienie lekcji zajęciami projektowymi.
I wreszcie – chciałbym, by każdy uczeń miał swój własny, ulubiony, dominujący przedmiot, wokół którego byłaby zorganizowana jego praca. Niech go zgłębia. I niech na jego podstawie zrobią pracę dyplomową, wieńczącą półrocze. A jak w drugim półroczu będzie chciał sobie wybrać inny przedmiot, to niech wybierze.
Możemy nazwać to utopią – ale czy my sami w naszym dorosłym życiu nie działamy w podobny sposób?
27 maja – rankiem
Ile czasu (proporcjonalnie) poświęca się w szkołach na rozwijanie krytycznego myślenia, na rozpoznanie własnych celów, na przedsiębiorczość, na asertywną i empatyczną komunikację, na współpracę dla rozwiązywania konkretnych ważnych problemów, na rozmowy służące wzajemnemu zrozumieniu.
A ile na uczestniczenie w dziwnych rytuałach – typu: siadajcie, nic nie gadajcie, macie tu zadanie, którego nie rozumiecie i je rozwiązujcie. Nie możecie z nikim współdziałać, ani z z nikim konsultować. Macie je po prostu robić. Jak rozwiążecie tak jak trzeba dostaniecie cyferkę w nagrodę. Jak nie będziecie chcieli rozwiązywać – to się doigracie. Ujawnijcie teraz swoje różnorodne talenty rozwiązując w samotności te same karty w taki sam sposób. Czas start. Zaczynamy!
I jeszcze jeden post, zamieszczony 27 maja po godz. 8-ej:
Najniższą frekwencję zanotowano u najmłodszej grupy wyborców. Mam wrażenie, że najmniejsze poczucie sprawstwa mają osoby, które świeżo opuściły szkołę…
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE?