Nie będę udawał, że nic się nie stało, że – skoro jest już po strajku – nie ma po co pisać na ten temat w felietonie. To prawda – stęskniłem się już do tematów o tym, co, gdzie, kto komu powiedział, albo uczynił w obszarze edukacji i jakie ma to znaczenie dla jakości pracy konkretnej szkoły, dla całego systemu, dla społeczeństwa. Jednak zanim możliwy będzie powrót do jakiej takiej normalności, powinienem podjąć ten najbardziej kontrowersyjny temat minionego tygodnia, którym bez wątpienia jest decyzja władz statutowych ZNP o zawieszeniu strajku szkolnego.
Zacznę od cytatu dwu akapitów mojego zeszłotygodniowego (z 20 kwietnia) felietonu:
[…] Ale – jeśli taki niszowy felieton może mieć jakiś wpływ na „wielką politykę” przywódców nauczycielskiego strajku – doradzałbym zakończenie (zawieszenie) możliwie szybko tego strajku, nie popełniając błędów minionych pokoleń: „aby na dnie z honorem lec…” Sugeruję więcej myślenia strategicznego, mniej taktycznego. Czasem warto przegrać bitwę, aby później wygrać wojnę.
A dziś nie ma żadnej pewności kto po jesiennych wyborach będzie zarządzał państwem, kto będzie ministrem finansów, a kto ministrem edukacji. Czy naprawdę takie ważne jest podpisanie porozumienia o podwyżkach z tym rządem, podwyżkach, która miałyby być wypłacana w czwarty kwartale? […]
Jestem jak najdalszy od twierdzenia, że widocznie prezes Broniarz to przeczytał i zastosował się do mojej rady. Jednak mogę chyba myśleć, że osób podobnie do mnie analizujących i oceniających sytuację w jakiej znaleźli się strajkujący i reprezentujące ich wobec rządu związki zawodowe, w gronie ich statutowych władz, było na tyle wiele, że podjęto taką właśnie – o zawieszeniu do września tej formy protestu – racjonalną decyzję.
Nie wierzę, że prezes Broniarz i całe kierownictwo ZNP nie miało świadomości o zróżnicowaniu nastrojów wśród strajkujących. Z jednej strony na pewno dochodziły do centrali Związku informacje o coraz liczniejszych szkołach, przedszkolach i innych placówkach, w których nauczyciele przerywali strajk – najwięcej takich przypadków było poza wielkimi miastami. Z drugiej strony – to właśnie tam, zwłaszcza w tych miastach, których samorządy obiecały strajkującym wypłatę rekompensat utraconych z powodu strajku wynagrodzeń, postawy nauczycieli stawały się coraz bardziej „bojowe”, stres kryzysowej sytuacji w wielu przypadkach prowadził do pojawiania się – zrozumiałych w takich okolicznościach – reakcji fiksacyjnych *, a nawet do swoistej „agresji przeniesionej” **.
Tak przy okazji: Za podjęcie właśnie takiej decyzji, w okolicznościach takich nastrojów wśród strajkujących, należy się władzom ZNP wielki szacunek. I nie piszę tego, bo jestem „tajnym współpracownikiem tej postkomunistycznej przybudówki PO (?!)”, ale jako niezależny obserwator edukacyjnej (i nie tylko) sceny wydarzeń w naszym kraju. Członkiem ZNP przestałem być w kilka tygodni po objęciu obowiązków dyrektora ZSB nr 2 Łodzi – jesienią 1993 roku, aby nie być posądzonym o nierówne traktowanie dwu działających w tej szkole organizacji związkowych.
Bo łatwo „płynąć z prądem” sondaży i podejmować decyzje, o których wiemy, że spotkają się z aprobatą „większości”. Tak jak czynią to władze partii politycznych, jak dotąd – wszystkich realnie liczących się „na wyborczym rynku”. Nie są wtedy ważne rzeczowe argumenty, obiektywna diagnoza sytuacji, przewidywany bilans strat. Liczy się tylko poklask „elektoratu”, słupki w rankingach badania opinii publicznej, czasem aprobata prezesa….
Trzeba wielkiej odwagi, aby mając świadomość, że podejmowana decyzja spotka się z negatywnym odbiorem znacznej części swego środowiska, ale mając uzasadnione przekonanie, że jest to decyzja w dłuższej perspektywie słuszna, taką podjąć!
Wrócę jeszcze do tematu polaryzacji postaw strajkujących nauczycieli wobec decyzji o zawieszeniu strajku. A konkretnie – do próby zrozumienia mechanizmów, prowadzących do oskarżania szefów ZNP o zdradę, zrozumienia dlaczego tak wielu bardzo dotąd oddanych swym uczniom nauczycielek i nauczycieli nagle zaczęło manifestować postawy biernego oporu: „Jak oni tak, to my tak”. Mam tu na myśli kolportowane w Internecie apele o „strajk włoski”, czyli zasadę „pracujemy tylko 18 godzin i nic ponadto”…
Potrafię to wyjaśnić jedynie owym mechanizmem obronnym – agresją przeniesioną, wywołaną zablokowaną możliwością osiągnięcia niezwykle ważnego celu: uzyskania upragnionych podwyżek płac, ale też jawną pogardą wobec strajkujących, prezentowaną cynicznie przez wszystkich przedstawicieli rządzących. Nauczyciele, czując się (subiektywnie) pozostawionymi przez przywódców strajku samymi sobie, postanowili, choć w takiej formie, kontynuować swój protest. A że w ten sposób szkodzą nie rządowi, a swoim uczniom – to właśnie ta cecha „agresji przeniesionej”.
Nie wolno tej władzy i jej tubom propagandowym dawać takiego argumentu: „A nie mówiliśmy? Nauczyciele, to pazerna na pieniądze grupa nierobów, którzy za nic mają uczniów i ich rodziców”.
Kochani! Nikt nas nie zdradził! Napisałem „nas”, gdyż nadal, mimo wieloletniego statusu emeryta, identyfikuję się z nauczycielską społecznością. A „strajk włoski” – to droga donikąd, to przekreślenie wszystkiego, co w opinii społecznej dobrego o zawodzie nauczyciela zbudowały dni strajkowe.
Koleżanki i Koledzy Nauczyciele!
Teraz trzeba, z równym zaangażowaniem jak to robiliście przed strajkiem, doprowadzić swoich uczniów do końca roku szkolnego, wydać im świadectwa i pożegnać na wakacje. A w nowym roku szkolnym, będąc wypoczętymi i z nowymi siłami, zmobilizowani jak w kwietniu, winniście przystąpić do drugiej rundy tej walki. Bo przeciwnik będzie wtedy w narożniku – na kilka tygodni przed wyborami do Sejmu i Senatu. To będzie ich „być, albo nie być”. A z partiami opozycyjnymi można będzie podpisać cyrograf – przyrzeczenie spełnienia naszych postulatów w przypadku objęcia przez nich władzy!
Włodzisław Kuzitowicz
*Fiksacja – uporczywe powtarzanie pewnego typu zachowań, mimo że przynoszą one szkodę danemu osobnikowi.
**Agresja przeniesiona – przeniesienie agresji z obiektu niedostępnego na obiekt dostępny.