Tym razem nie w poniedziałek, jak to robiliśmy najczęściej, a dopiero dzisiaj odsyłamy naszych czytelników na stronę „Wokół Szkoły”, gdzie już w sobotę kolega Jarosław Pytlak zamieścił swój kolejny tekst o trochę mylącym tytule „Kolorowanki do kosza, czyli rozważania ostrożnego pedagoga”.

 

Mylącym o tyle, ze owe kolorowanki są tylko pretekstem do podzielenia się Autora swymi przemyśleniami na tematy o wiele poważniejsze temat. Oto wybrane fragmenty tego postu i link do pełnej wersji:

 

 

Foto: www. galeria-arsenal.pl

 

 

Spośród nieprzeliczonego mrowia oryginalnych idei i świetnych pomysłów dotyczących edukacji, jakie w ciągu ostatnich lat przemknęły przed moimi oczami, szczególnie za sprawą internetu, jedna propozycja posłuży mi dzisiaj jako punkt wyjścia do pedagogicznej refleksji. Zachowałem ją w pamięci ze względu na zarazem odkrywczy i obrazoburczy tytuł artykułu, sugerujący mianowicie, że popularne kolorowanki, czyli obrazki zawierające kontury do wypełniania, szkodzą dzieciom. I zachęcający, by wobec tego wyrzucić je do kosza. […]

 

Spyta ktoś, cóż może być szkodliwego w pojawianiu się coraz to nowych pomysłów? Wszak to przejaw ludzkiej kreatywności, bez której nie byłoby postępu. Trudno zaprzeczyć, ale jest jeszcze kwesta skali. Jedna nowatorska idea w ciągu miesiąca może skłaniać do refleksji i pobudzać do działania. Pięć takich idei każdego dnia…, to zaczyna być problem. A właściwie trzy problemy, na które zamierzam tutaj zwrócić uwagę: błędy w założeniu, nieoczekiwane skutki uboczne oraz zmęczenie materiału ludzkiego. […]

 

Jakiś czas temu w świecie korporacji ogromną popularność zyskała koncepcja pracy w tzw. open space, czyli współdzielonej przestrzeni, w której ludzie mogą łatwo zmieniać miejsca i komunikować się bezpośrednio, w mniejszych lub większych grupach, w zależności od doraźnych potrzeb. Ten pomysł szybko podchwycili zwolennicy odejścia od tradycyjnej organizacji pracy szkoły. Powstały adaptacje idei open space na potrzeby edukacyjne; niektóre nawet zrealizowane w praktyce, w postaci nowych obiektów szkolnych. Wystarczyło jednak kilka lat zbierania doświadczeń w korporacjach, by okazało się, że ten sposób pracy wcale niekoniecznie spełnia pokładane w nim nadzieje. Są już wyniki badań wskazujące, że we wspólnej przestrzeni ludzie, paradoksalnie, kontaktują się bezpośrednio nawet rzadziej, niż pracujący w osobnych pomieszczeniach. Szykuje się zatem odwrót. O tyle jednak, o ile łatwo jest szybko postawić ściany działowe w przestrzeni biurowej, o tyle trudniej przerobić nowatorski budynek szkolny na…, no właśnie, na co?

 

Powyższy przykład prezentuje błąd w założeniu pomysłu, który na tzw. logikę wydaje się atrakcyjny, a jednak może nie sprawdzać się w praktyce. Na rodzimym edukacyjnym podwórku spodziewam się podobnej sytuacji choćby w przypadku najnowszej listy lektur szkolnych, a konkretnie „Pana Tadeusza”. Rozliczne fragmenty tej perły polskiej twórczości romantycznej przewidziane są do „przerobienia” w klasach 4-6, a całość utworu w klasach 7-8. W założeniu zapewne tak intensywna ekspozycja owego dzieła ma zapewnić zaszczepienie w młodym pokoleniu umiłowania ojczyzny i piękna rodzimych krajobrazów, sielskiej wizji Żyda, pierwszego wśród cymbalistów, i tak dalej. Sądzę jednak, że w praktyce będzie jak z lodami waniliowymi, które spożyte w nadmiarze mogą przyprawić o niestrawność nawet największego ich wielbiciela. Zarówno wśród uczniów, jak nauczycieli.

 

Wprowadzając w życie nowe pomysły nie da się uniknąć tego typu błędów. Można jednak zmniejszyć ich prawdopodobieństwo. Sposoby wymyślono już dawno: badania naukowe, pilotaż, analiza zebranych doświadczeń. Do tego należy jeszcze dodać czas, niezbędny na myślenie i dyskusję. W przypadku kolorowanek rzecz oczywiście nie ma większego znaczenia, choć można by sobie wyobrazić naukowe badanie porównawcze rozwoju dzieci regularnie wypełniających kolorami rozmaite zarysy oraz tych, które rysują wyłącznie swobodnie. Tyle, że skórka niewarta wyprawki. Jednak w przypadku takich przedsięwzięć, jak reforma Zalewskiej, po prostu wypadało podejść do tematu w sposób profesjonalny, a nie polityczny. Żeby za pięć lat nie zdziwić się, jeśli absolwenci ośmioklasowej podstawówki okażą się jeszcze gorszymi studentami, niż tak obecnie krytykowani weterani gimnazjów. Albowiem prawdziwym źródłem problemu może okazać się – dlaczego by nie – wcale nie zła struktura zrujnowanego właśnie systemu, tylko, na przykład, powszechna testomania. Albo pierwsze zwiastuny wieszczonej już przeze mnie katastrofy mentalnej ludzkości. Albo coś innego. […]

 

Uważny czytelnik bloga może zarzucić mi, że w poprzednim wpisie zadeklarowałem potrzebę zmiany polskiej szkoły, a w tym, niekonsekwentnie, wygłaszam pochwałę konserwatyzmu. To pozorna sprzeczność. Szkoła musi zmienić się o tyle, by dostrzec zupełnie inne niż kiedyś potrzeby młodych ludzi. Ale zmierzenie się z tymi nowymi potrzebami wymaga czasu i rozwagi, a nie pogoni za coraz to nowymi pomysłami. Wymaga też, jak nigdy, konserwatywnych wartości: rozumu, uważności, zdrowego rozsądku i serca.

 

Co napisałem wyłącznie ku refleksji PT. Czytelników. […]

 

Cały tekst „Kolorowanki do kosza, czyli rozważania ostrożnego pedagoga”    –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl



Zostaw odpowiedź