Foto: www.google.com
Dziś uwagę naszych czytelników kierujemy na tekst Jarosława Pytlaka, zatytułowany „Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe!”, zamieszczony na jego blogu w poniedziałek, 5 lutego. Oto wybrane fragmenty i link do całości owego postu. Pogrubienia w cytowanym tekście – redakcja OE:
Problem, który dzisiaj poruszę, nie dotyczy wszystkich szkół. Może występuje jedynie w nielicznych. Oby. Ale póki nie stwierdzisz, Czytelniku, że placówka, w której pracujesz, lub w której uczy się Twoje dziecko, nie ma z nim nic wspólnego, czytaj. Choćby pierwsze akapity wydały Ci się mało interesujące albo… dziwne.
Przez ostatnie pół roku dużo mówiło się w środowisku oświatowym o ocenianiu pracy nauczycieli. Powszechna krytyka doprowadziła do częściowego przynajmniej wycofania koncepcji pani minister Zalewskiej. Przy jakiejś okazji padła nawet z jej strony zapowiedź powrotu do starych zasad, choć jak na razie z prawa oświatowego zniknęły tylko szkolne regulaminy określające „wskaźniki do kryteriów”. Być może ktoś, kto z wyjątkową uwagą studiuje akty prawne, tudzież rzucane tu i tam wypowiedzi szefowej MEN, potrafiłby powiedzieć coś więcej na temat obowiązujących obecnie regulacji, ja chwilowo jestem nieco zagubiony i modlę się tylko, by w najbliższym czasie nikt z mojego personelu nie wystąpił o ocenę swojej pracy.
Korzystając z czasu na myślenie, jaki zawsze przynoszą ze sobą ferie, nieco przypadkiem podążyłem tropem tych swoich modlitw i wpadłem na pomysł, jak można powiązać ocenianie pracy nauczycieli z życiem, zapewniając im sprawiedliwe traktowanie, stały dopływ informacji zwrotnej, zarazem motywując do zachowań pożądanych i do unikania działań źle widzianych (przez dyrekcję). Cóż prostszego, niż wprowadzić odpowiedni regulamin punktowy?
Każdy nauczyciel na starcie otrzyma, dajmy na to, 300 punktów. Będzie to poziom bardzo dobrej oceny jego pracy. Do tego dorzucimy mu wyczerpujący taryfikator, jakie działania będą nagradzane punktami dodatnimi, a jakie ujemnymi. Jeżeli uciuła, powiedzmy 500 punktów, otrzyma ocenę wyróżniającą. Jeżeli spadnie do zera – negatywną. Na szczęście nauczyciele są mistrzami adaptacji do najrozmaitszych urzędowych pomysłów, więc zapewne doskonale poradzą sobie z utrzymaniem na plusie.
Z pierwszymi pomysłami do regulaminu nie miałem żadnego kłopotu. Na przykład: przygotowanie i przeprowadzenie klasówki: plus 10 punktów; sprawdzenie i oddanie jej uczniom w ciągu tygodnia: plus 5, a potem, za każdy dzień opóźnienia o jedno oczko mniej. Czyli po dwóch tygodniach już minus 2 punkty. Rzecz do rozważenia, czy uwzględniać w tej kalkulacji dni wolne od pracy. Przygotowanie dekoracji w szkole – plus 3 punkty, a jeśli wspólnie z uczniami, to może nawet ze dwa więcej. Średnia ocen semestralnych z prowadzonego przedmiotu wyższa od 5,0 = plus 10 punktów, za 4,5 – plus 5, za 4,0 – zero, za 3,5 – minus 5 i tak dalej. Kolega, który ze szkołą ma tyle wspólnego, że kiedyś do niej chodził, bez trudu podsunął mi dalsze kilkanaście pozycji takiego regulaminu, wliczając w to również podanie kawy dyrektorowi (minus 5 – nie znoszę kawy), jak również uprzejme powitanie w drzwiach szkoły (plus 3), z ewentualną premią za dobiegnięcie z drugiego końca korytarza.
Ostatnie zdanie, jak mam nadzieję, ostatecznie uspokoiło Czytelnika, że Pytlak nie zwariował, tylko tak sobie żartuje. Zastanówmy się jednak przez chwilę, dlaczego miałby to być tylko żart? Czy dlatego, że taryfikator musiałby być gruby jak biblia, by uwzględniać i wyceniać większość możliwych zdarzeń? A może nieprawdopodobna jest wizja dyrektora chodzącego po szkole, bądź monitorującego zapisy w dzienniku elektronicznym, by wychwycić i sprawiedliwie nagrodzić wszystkie zasługi nauczycieli i ukarać ich wpadki? Nawet jeśli dostawca dziennika za skromną opłatą zapewniłby szefostwu szkoły skrojony na miarę moduł elektronicznej dokumentacji? A może wreszcie taki system okazałby się po prostu nieskuteczny, zachęcając bardziej do kombinowania niż podejmowania określonych zachowań, a unikania innych? Tresura może sprawdzać się w przypadku zwierząt, ale raczej nie jest zalecana wobec istot myślących, do których z pewnością zaliczają się nauczyciele.
A zatem ten mój cały pomysł, to tylko taki dziwny żart, kompletnie bez sensu? Otóż jednak nie. Okazuje się, że ma on swoje odniesienie w życiu. Oto dzisiejsze (4 lutego) wydanie warszawskiego „Metra” przynosi informację o wprowadzeniu zbliżonego systemu dla uczniów, w klasie 7c jednej ze szkół. W wersji uproszczonej, wyłącznie z punktami ujemnymi, które grożą za siedem czynności, w tym najwięcej za makijaż i malowanie paznokci. A zafarbowanie włosów od razu pozbawia delikwenta szansy na dwie najwyższe oceny zachowania, już bez żadnej tam kalkulacji punktów. Jest, co prawda, na końcu owego dokumentu zachęta do zgłaszania wychowawcy działań na rzecz szkoły i klasy, ale bez określenia czy i ile dodatnich punktów można otrzymać w takiej sytuacji. Być może pozostaje to do negocjacji.
Owa medialna wiadomość, wskazująca „jedną ze szkół” na Bielanach, może być po prostu fejkiem, czego całym Bielanom życzę. Może też być desperacką próbą wychowawcy klasy 7c zapanowania nad czternastolatkami malującymi twarze i paznokcie i popełniającymi bez należytego umiaru wszelkie inne błędy młodości. Problem w tym, że punktowe regulaminy oceny zachowania uczniów, bez żadnej wątpliwości, mnożą się jak Polska długa i szeroka. Można ich znaleźć wiele na stronach internetowych różnych szkół i nie są to raczej ślady aktywności hakerów. To szaleństwo dzieje się naprawdę. […]
Dalej czytelnik może przeczytać o tym, jakie autor tego tekstu wyliczył argumenty przeciw stosowaniu punktowych systemów oceny zachowania ucznia. Następnie będzie mógł dowiedzieć się co o odpowiedzialności ludzi, a więc i uczniów, myśli psycholog Agnieszka Stein. Tekst kończą taki oto dwa akapity”
Drodzy Nauczyciele! Dyrektorzy!
Jeśli w swojej szkole oceniacie punktowo zachowanie uczniów, karząc i nagradzając ich różne działania, zrezygnujcie z tego tak szybko, jak tylko się da. Szukając alternatywy, porozmawiajcie z młodymi ludźmi, powiedzcie im, co w ich zachowaniu sprawia wam najwięcej problemów. Zastanówcie się wspólnie z nimi, co zrobić, żeby takich zachowań było jak najmniej. Wspomnijcie przy tym mądre słowa profesora Dmuchawca z „Szóstej klepki” Małgorzaty Musierowicz, który przyznając się koleżance z pokoju nauczycielskiego, że wcale uczniów nie kocha, a niektórych nawet nie lubi, zapewnił jednak, że w miarę swoich sił pomaga im przejść przez to piekło, które nazywa się młodością.
POSTSCRIPTUM: Osoby znające STO na Bemowie wiedzą, że jeden z czterech aspektów oceny zachowania ucznia w klasach 4-6 – aktywność społeczna, oceniany jest w sposób punktowy. Czyli niezgodnie z sensem powyższego wywodu. Proszę jednak przyjąć tytułem usprawiedliwienia trzy okoliczności łagodzące. Nie ma możliwości w tym aspekcie zachowania otrzymania oceny negatywnej. Punkty są wyłącznie dodatnie. Uczeń przyznaje je sobie sam, na podstawie prostych, znanych mu od początku reguł.
Cały tekst „Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe!” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl