Już w połowie tygodnia miałem świadomość, że najbliższy felieton będzie upubliczniony na dzień przed Wigilią. Postanowiłem więc, że tematem najlepiej współgrającym z atmosferą opłatkowo-„christmasową” będzie kilka moich przemyśleń wokół wiodącego pytania, zadawanego dzieciom przez, chyba wszystkich, Św. Mikołajów, odwiedzających w tym czasie dzieci: „A powiedz no mi ….. (tu imię delikwentki” lub „delikwenta”), czy byłaś(eś) grzeczna(y)?” Bo – oczywiście – prezenty dostają tylko grzeczne dzieci!

 

Jak bardzo ten bezdyskusyjny atrybut mikołajowych usług wrósł w model Świąt Bożego Narodzenia w chrześcijańskiej i post- chrześcijańskiej kulturze (i popkulturze)  uświadomiłem sobie wysłuchując wielokrotnie pewną reklamę, w której dziecko pytało: „Mamo, a ty byłaś grzeczna?” Na co mama, trochę zakłopotana: „No,chyba… taaak.. Ale dlaczego pytasz?” Dziecko na to: „Bo piszę list do Św. Mikołaja i poproszę o prezent także dla ciebie.”

 

Ta krótka rozmowa dobitnie ilustruje hipokryzję dorosłych w ich działaniach wobec dzieci. Bo to one – dzieci – mają być grzeczna. Nas – dorosłych – tak ortodoksyjnie rozumiana „grzeczność” nie obowiązuje!

 

No właśnie. Co właściwie oznacza zwrot „grzeczne dziecko? Słownik języka polskiego tak definiuje pojęcie „grzeczny”: „dobrze wychowany; o dzieciach też: posłuszny i spokojny. Dwa ostatnie określenia w zasadzie nie wymagają uściśleń ich znaczenia, natomiast – w moim odczuciu – nieostre jest określenie „dobrze wychowany„.

 

Z kilkunastu kategorii, wymienianych jako synonimy  „dobrego wychowania” wybrałem dla moich dalszych rozważań takie:

>jako cecha osoby pokornej
>jako określenie dżentelmena
>w odniesieniu do człowieka obytego towarzysko
>odnośnie człowieka o wysokiej kulturze osobistej
> jako określenie człowieka „dobrze wychowanego”, czyli takiego, który jest: cichy, grzeczny, karny, kulturalny, pokorny, posłuszny, potulny, spokojny, uległy, zdyscyplinowany.

 

Nie trzeba chyba szerzej uzasadniać, że do dzieci (a więc i młodszych uczniów) odnosi się przede wszystkim pierwsza i ostatnia z wymienionych tu kategorii synonimów określenia „dobrze wychowany”. Wniosek nasuwa się sam: jakby nie patrzeć – dziecko grzeczne, to dziecko spokojne, posłuszne, potulne, uległe, karne, zdyscyplinowane.

 

Tak pojęte „dobre wychowanie” dziecka zaczyna się już w domu rodzinnym,  często kontynuowane jest w przedszkolu, później w szkole. Pozwolę sobie stwierdzić, że – w moim pojęciu – to nie jest wychowywanie, lecz tresura dziecka. Zgodnie z klasyczną zasadą kształtowania odruchów warunkowych (wg Pawłowa): za oczekiwane zachowanie – nagroda (cukierek, zabawka, dla starszych – „premia finansowa”, za zachowanie penalizowane przez dorosłych – kara: zakaz wyjścia do rówieśników, grania w gry komputerowe, pełna blokada komputera i smartfona, pozbawienie dotąd otrzymywanych apanaży, a w wielu jeszcze domach – kara cielesna.

 

W szkole takim narzędziem kształtowania uległej, łatwo podporządkowującej się każdej władzy osobowości, jest regulamin ucznia, statut szkoły z zapisanym tam indeksem kar i nagród, a ich zwieńczeniem – szkolny system oceniania zachowania ucznia.

 

W tym miejscu, uprzedzając krytyczne głosy moich czytelników, oświadczam, że nie jestem zwolennikiem zasady „róbta co chceta„. Jak najbardziej popieram wszelkie szkolne regulaminy, nawet (z pewnym wahaniem) kryteria ustalania oceny zachowania ucznie, ale takie, które wynikają z ogólnie przyjętych zasad współżycia społecznego, konieczności zapewnienia bezpieczeństwa i które prowadzą do ukształtowania postaw, określanych w dorosłym życiu jako „grzeczność na co dzień”, „kultura osobista”, lub z francuska – savoir-vivre.

 

Jednak zawsze byłem, jestem i będę przeciw urabianiu osobowości uczniów według wzorca człowieka posłusznego, potulnego, uległego!

 

Z radością wyszukuję w internecie i upowszechniam podobne mojemu przekonania. Jedną z tak samo myślących osób jest Aleksandra Mikulska, dyrektorka SP nr 8 we Wrocławiu. Oto fragmenty jej deklaracji w tej sprawie:

 

[…] Od lat obserwuję dziwne zjawisko. Przez lata edukacji oczekujemy od dzieci, młodzieży „grzeczności”, czyli podporządkowywania się narzuconym regułom, posłuszeństwa, wykonywania poleceń. Z chwilą zaś, gdy skończą szkołę, chcemy samodzielnych, odpowiedzialnych obywateli i dziwimy się, że nie potrafią dokonywać wyborów, uczestniczyć świadomie w życiu społeczeństwa. Czyli – do końca czerwca w maturalnej klasie – „grzeczni”, posłuszni, bez zbędnych zastrzeżeń podporządkowujący się woli innych, a od lipca – samodzielni, podejmujący odpowiedzialne decyzje.[…]

 

Chcę żyć w społeczeństwie ludzi odważnych, świadomych, mających własne zdanie, nie poddających się niczyjej manipulacji. Chcę, by otaczający mnie ludzie wierzyli w siebie i realizowali swoje marzenia.

 

Dlatego jestem przeciwna promowaniu „grzeczności” i niszczeniu postaw niezależnych, buntowniczych. Niestety obecna szkoła robi to wręcz systemowo i nawet nie mamy świadomości, jak nieodwracalną szkodę czynimy. Ewentualne braki w edukacji zawsze można nadrobić, natomiast zniszczonej osobowości niestety nie.[…]

[Źródło: „Czy dzieci w szkole powinny być grzeczne?” (www.edukacjajestfajna.pl)]

 

Zacytowałem tak obszerny fragment tego tekstu, gdyż sam bym tego lepiej nie napisał, a poza tym zdanie aktualnej liderki szkolnego środowiska wychowawczego jest bardziej wiarygodne dla wątpiących w takie widzenie przydatności bycia grzecznym uczniem, niż moje – coraz dalszego od szkolnych realiów emeryta – i do tego byłego dyrektora szkoły ponadpodstawowej (ostatnie trzy lata – ponadgimnazjalnej)!

 

Kończąc ten – mam tego świadomość – mało felietonowy felieton dodam jeszcze, że jak uczy nas nie tylko historia (Rewolucja Francuska, wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych, polskie powstania niepodległościowe, bunty robotników poznania, Radomia, sierpnia 1980 roku), ale i dzień nam powszedni („czarny protest” polskich kobiet, manifestacje KOD-u w obronie sądów, tzw. „rewolucja żółtych kamizelek” we Francji, protesty na węgierskich ulicach) – te wszystkie wydarzenia były i są dziełem obywateli, którzy mieli odwagę nie tylko mieć inne zdanie od aktualnej władzy, ale przede wszystkim to dzięki ich „niegrzeczności” następował postęp i powrót do normalności, do demokracji, przywracanie swobód obywatelskich…

 

Dlatego apeluję – nie tylko do jutrzejszych Św. Mikołajów: nie nagradzajmy tylko cichych i pokornego serca, ale przede wszystkim tych, którzy wiedzą czego chcą i którzy mają siłę i upór, aby do tego dążyć!

 

Bo komu są potrzebne grzeczne dzieci? Najpierw rodzicom, oczywiście nie wszystkim, ale tym, którzy tak naprawdę nie kochają swoich dzieci, a chcą mieć tylko „święty spokój”, później niektórym nauczycielom, którzy swój zawód widzą jako kompilację roli kelnera (wiedzy) z aktorem – czekającym wyłącznie na oklaski, a na końcu, gdy te dzieci staną się już dorosłymi członkami społeczeństwa – rządzicielom wszelkich szczebli i rangi: dowódcom w wojsku, przełożonym w korporacjach, a przede wszystkim politykom – zwłaszcza tym sprawującym władzę, którzy już nie potrafią bez niej żyć…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź