Foto: www.mamadu.pl

 

Tekst, zamieszczony w sobotę przez Jarosława Pytlaka na stronie „Wokół Szkoły” (bo jego rozmiar blokuje mi nazwanie go – tradycyjnie dla blogów – postem) zaczyna anegdota- wspomnienie sprzed dwudziestu laty, jak to na jednym i tym samum zebraniu dla rodziców najpierw mama ucznia zgłosiła problem, że nauczyciele zadają zbyt wiele prac domowych, a w chwilę później jej spóźniony mąż zapytał, czy szkoła nie mogłaby zadawać więcej prac domowych, bo jego zdaniem uczniowie za mało się uczą.

 

My zaczniemy jednak cytowanie wybranych fragmentów tego – nazwijmy go -eseju, zatytułowanego „Te nieszczęsne prace domowe„, od przywołania przypomnianych tam wystąpień do MEN w tej sprawie Rzecznika Praw Dziecka, a następnie – oczywiście subiektywnie wybranych – jego co „smakowitszych kawałków”:

 

[…] Na urzędowym forum temat nadmiernego obciążenia uczniów pracami domowymi objawił się w pełnym świetle w marcu 2017 roku, w wystąpieniu Rzecznika Praw Dziecka do Ministra Edukacji Narodowej. Rzecznik, powołując się na liczne skargi dzieci i rodziców, wskazał cały szereg niepokojących zjawisk, od przemęczenia młodych ludzi, aż po nieuzasadnioną ingerencję szkoły w życie prywatne rodzin. Odpowiedź adresata sprawiała wrażenie dobrotliwej perswazji, ubranej w kurtuazyjną formę. […] Pół roku później Rzecznik Praw Dziecka wystąpił po raz kolejny w tej samej sprawie. Również bez jakieś spektakularnej reakcji ministerstwa; tym razem jednak zagotowała się opinia publiczna. […]

 

Urzędowej korespondencji towarzyszyła wzmożona aktywność w mediach. Pojawiło się całe mnóstwo relacji o pracy dzieci w domach po kilka godzin dziennie, niedosypianiu, stresie i zniechęceniu do nauki. Jak można się domyśleć, rolę czarnego charakteru w tym przedstawieniu przydzielono nauczycielom. Po części słusznie, bo z pewnością mają oni wiele grzechów na sumieniu. Z drugiej strony, potępianie ich w czambuł za obecny stan rzeczy wydaje się niesprawiedliwe i nierozsądne. Niesprawiedliwe, ponieważ praca nauczyciela nie odbywa się w próżni, a wpływają na nią między innymi obowiązujące regulacje prawne oraz postawy uczniów i ich rodziców. Nierozsądne, ponieważ wbrew powszechnemu obecnie mniemaniu działanie w sposób rewolucyjny rzadko przynosi pożądane efekty, natomiast zawsze niesie ryzyko „wylania dziecka wraz z kąpielą”.

 

Łatwo jest krzyczeć „Zlikwidujmy!”, albo „Zreformujmy!”, szczególnie gdy kilkoma kliknięciami można w sieci znaleźć cały szereg ponoć genialnych, ale zazwyczaj zupełnie nie sprawdzonych pomysłów rozwiązania problemu. Dobrze jednak mieć świadomość, że za zadawaniem prac domowych stoi nie tylko przyzwyczajenie, ale także naukowo podbudowane zasady metodyki nauczania, których nie da się, ot tak, unieważnić. Oczywiście zarówno tradycja, jak metodyka mogą być – i zapewne w jakimś stopniu są – przestarzałe, a naukowo podbudować można dzisiaj wszystko. Ale wymyślenie alternatywy nie jest kwestią banalną. Nawet dla pojedynczego nauczyciela, a co dopiero w skali szkoły czy całego systemu. Szczególnie, że zdrowy rozsądek każe wziąć pod uwagę nie tylko kwestie prawne i organizacyjne, ale także choćby sposób funkcjonowania dzieci w epoce internetu, ich zróżnicowane uzdolnienia i aspiracje, czy nawet poglądy i ambicje rodziców.[…]

 

 


[…] nasuwają się dwa pytania. Dlaczego problem prac domowych w ogóle wypłynął i to z takim rezonansem społecznym? A jeśli już musiał wypłynąć, to dlaczego z taką ostrością dopiero dzisiaj, a nie dwadzieścia lat temu?

 

Odpowiedź jest prosta – dopiero ostatnio pojawiły się czynniki, które go wyzwoliły. A ściślej mówiąc, problem dojrzewał od dłuższego czasu, ale dopiero teraz osiągnął coś w rodzaju masy krytycznej, co spowodowało wybuch. Nie ma on zresztą jednej przyczyny, ale cały ich szereg, o bardzo różnorodnym charakterze.[…]

 

Od czasu transformacji ustrojowej zakres możliwej pozaszkolnej aktywności dziecka wciąż wzrastał i dzisiaj jest już ogromny, nie tylko w dużych miastach. Znaczną rolę odgrywa przy tym większa zamożność społeczeństwa, a także przeświadczenie rodziców, że w dzieci trzeba „inwestować”, co w wersji popularnej oznacza po prostu zapewnienie im licznych zajęć. [… ]Sytuację dramatycznie pogorszyło rozpowszechnienie urządzeń elektronicznych, a jeszcze bardziej rozwój internetu, w którym zostały one zakotwiczone. […]

 

Przedmiotów w szkole jest mniej mniej więcej tyle samo, co kiedyś, ale już objętość serwowanej wiedzy dużo większa. Niestety, podstawę programową układają specjaliści dyscyplin naukowych. Mają oni zawsze ogromny problem z samoograniczeniem się w doborze treści nauczania, bo większość wydaje im się fundamentalna. A już coś takiego, jak nadanie całemu dokumentowi jednolitego i spójnego charakteru, od zawsze przekracza możliwości decydentów ministerialnych, niezależnie od reprezentowanej opcji politycznej. W efekcie z każdą kolejną podstawą nauczyciele stają przed zadaniem zmieszczenia większej dawki informacji w czasie, którym dysponują podczas lekcji, co jest zadaniem niewykonalnym. Przerzucają więc część pracy na uczniów, do domu. Czynią to zazwyczaj w najlepszej wierze i poczuciu odpowiedzialności, co wcale nie musi oznaczać, że rozumnie.[…]

 

Gdzie jeszcze kryją się przyczyny przeciążenia młodych ludzi obowiązkami związanymi z nauką, a szczególnie pracami domowymi? Paradoksalnie, także w domach. To rodzice wysyłają swoje dzieci na rozmaite zajęcia pozaszkolne i żalą się, że ich progenitura musi odrabiać zadania domowe wieczorami. To niektórzy z nich płacą za szkoły niepubliczne, fundujące uczniom lekcje obowiązkowe od godziny ósmej do siedemnastej, a przy tej okazji dwu- albo nawet trójjęzyczność. I buntują się wobec próby ograniczenia tego obłędu. […] Listę rodzicielskich błędów dopełnia klasyka, którą w tym roku nasi czwartoklasiści zaprezentowali w krzywym zwierciadle podczas występu z okazji Święta Edukacji Narodowej:

 

–Kto zrobił twoją pracę domową, Jasiu? Mama, czy tata?

–Nie wiem, spałem.

 

[…]

 

W dalszej części tej rozprawki o pracach domowych Jarosław Pytlak prezentuje różne podejścia do tego problemu: od całkowitej rezygnacji z zadawania prac domowych (taką decyzję podjęto w Szkole Podstawowej nr 323 w Warszawie) poprzez rozwiązania „kompromisowe” (tylko dla chętnych. albo bez karania tych, ktorzy ich nie odrobili), aż do propozycji liderów Fundacji Edu-klaster, aby pozywać nauczycieli za – ich zdaniem – niezgodne z prawem karanie uczniów oceną niedostateczną za nieodrobioną pracę domową.

 

Po tak zaprezentowanej panoramie zjawiska, Jarosław Pytlak – jak przystało na doświadczonego i zrównoważonego pedagoga – proponuje takie oto, racjonalne i umocowane w prawie oświatowym, rozwiązanie:

 

Jeżeli więc przyjmiemy (a powinniśmy), że problem jest, oraz że zgoda buduje, niezgoda rujnuje, musimy poszukać rozwiązań mniej radykalnych, za to możliwych do uzgodnienia i zaakceptowania przez nauczycieli i rodziców. […]

 

Najlepszą strategią działania wydaje się zebranie opinii i sugestii od przedstawicieli rodziców oraz uczniów, wypracowanie w łonie Rady Pedagogicznej propozycji konkretnych rozwiązań, a następnie poddanie ich konsultacji na forum Rady Szkoły (jeżeli ta nie została powołana, to Rady Rodziców i Samorządu Uczniowskiego). Przyjęte regulacje powinny znaleźć się w Wewnątrzszkolnym Systemie Oceniania, co nada im odpowiednio wysoką rangę. A to oznacza, że niezbędna jest także zmiana mentalna w gronie pedagogicznym. […]

 

Cały wywód kończy taka konkluzja:

 

Problem nadmiernego obciążenia uczniów nie jest jedynym zmartwieniem, z jakim dzisiaj muszą borykać się polskie szkoły. Jest jednak bardzo ważki, bo dotyka wszystkich aktorów szkolnego teatru i jako taki ma ogromny wpływ na panującą w nim atmosferę. Choćby dlatego warto zadać sobie trud i wypracować dobre rozwiązania. Czego życzę wszystkim zainteresowanym. A nauczycielom przy okazji, żeby poczuli w sobie moc pozwalającą pojąć i wprowadzać w życie (mimo biurokratycznych ograniczeń) prostą, zdroworozsądkową prawdę, że żadna „zrealizowana” podstawa programowa, żaden pomyślnie zdany egzamin zewnętrzny nie będzie decydował o jakości przyszłego, dorosłego życia ich uczniów. Daleko większe znaczenie ma dla tej perspektywy dobra atmosfera w szkole, w której spędzają lwią część dzieciństwa. To ona daje trudny do przecenienia kapitał na całe życie, ale jej brak może stać się balastem, z którego trudno się później uwolnić.

 

A poza tym, w miłej atmosferze przyjemniej jest chyba wykonywać niełatwą pracę nauczyciela, prawda?

 

 

Pełna treść tekstu „Te nieszczęsne prace domowe” – TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl



Zostaw odpowiedź