Foto: www.facebook.com/

 

Jarosław Bloch – zdjęcie z czerwca 2016 roku

 

Najnowszy (zamieszczony na blogu „Co z tą edukacją” 18 września) post Jarosława Blocha został zatytułowany „Związki przyczynowo skutkowe”. Tym razem tytuł nie jest takim prostym komunikatem, z którego czytelnik od razu będzie wiedział jakimi problemami nauczycielskiej profesji zajął się autor.

 

Naszym zdaniem lepszym tytułem dla tego tekstu byłby np. taki, jakim opatrzyliśmy nasz materiał: „O wielopiętrowej hipokryzji w systemie polskiej edukacji”. I nie mamy wątpliwości, że jest to kolejny przykład na starą prawdę, że „punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia”. W tym konkretnym przypadku – od miejsca zatrudnienia.

 

Przypominamy, że Jarosław Bloch w poście z 23 czerwca „Pożegnanie z bronią (kredą)” poinformował, że odchodzi z nauczycielskiego zawodu:Odchodzę, bo jeśli nie teraz to kiedy? Na co czekać? Na oświatową emeryturę? Jak marna jest wszyscy wiemy/ […] Odchodzę bo jestem zawiedziony postawą środowiska nauczycielskiego. Jest bierne do bólu, narzekające, ale niechętne do zmian i ryzyka.

 

Tylko osoba, która nie jest już w służbowej zależności od systemu, która jednocześnie zna ten system „od środka” i to od wielu lat, mogła napisać taki tekst. Oto jego wybrane fragmenty i link do pełnej jego wersji – pogrubienia tekstu – redakcja OE:

 

[…] Rozpoczął się nowy rok szkolny, rozpoczęło się narzekanie na zbyt dużą ilość prac domowych.[…] Niektórzy krzyczą: „Zlikwidować prace domowe!”, zupełnie jakby była to decyzja, którą można podjąć z dnia na dzień. Może by i tak było, ale nie przy dzisiejszej podstawie programowej, która jest zbyt rozbudowana (pisałem o tym w poprzednim poście). Inni, niezależnie od problemu zadań krzyczą: „Zmienić podstawę programową”, ale nikt nie pali się do działań w tym kierunku. Rodzice uważają że to wina szkoły, narzekając na nią, bo dziecko przemęczone. Ale aby wraz z nauczycielami stworzyć grupę nacisku…

 

 

Zapomnij. Zresztą… nauczyciele zajęci toną papierzysk, goniący za godzinami by przeżyć, sami nie palą się do walki o zmianę podstaw programowych. Wręcz przeciwnie. Z jednej strony walka z przeładowaniem materiału kończy się na pogaduchach przy kawce pani Józi i pani Basi, które narzekają, że nie wyrabiają. Z drugiej strony, na papierze mają zawsze wszystko zrealizowane, bo tak bezpieczniej. A dyrektor choć też wie, to się nie czepia, bo w razie kontroli wyjdzie, że dobra szkoła skoro wyrabia bez problemu. Przychodzi więc kontrola z kuratorium. Wszyscy karnie mówią jak to zrealizowali całość, w dokumentach czarno na białym stoi, że wszystko w porządku, więc kuratorium śpi snem spokojnym. I mimo że czasem podejrzewa, że coś nie tak, to przecież opiera się na dokumentach, a te są w porządku. Tylko dziecko mało śpi, bo musi zrobić w domu to, co nauczyciel nie zdąży, mimo iż napisze że zdążył, a kuratorium to potwierdzi… Witamy w wariatkowie. Kto pierwszy powie prawdę? Może rodzice, skoro nauczyciele nie chcą? […]

 

Jeszcze jeden problem oświaty: biurokracja. Każdy nienawidzi ale akceptuje. Ba, są szkoły gdzie namiętnie tworzy się nowe dokumenty zamiast walczyć o ich ograniczenie. Coś mamy na kompie, zróbmy jeszcze trzy potwierdzenia na papierze. Często sami sobie robimy biurokrację. Należałoby zacząć od lektury ustaw i rozporządzeń, dociec co jest potrzebne a co nie, a potem naciskać na zmiany w konkretnych przepisach. Tak aby biurokracji było mniej. Nauczyciele drukują papiery, aby nie skrytykował dyrektor, dyrektor zbiera i produkuje kolejne, aby nie skrytykowało kuratorium, które samo też produkuje papiery. Może nawet ktoś mówi tu i ówdzie, że ten czy tamten papier zbędny, ale nikt się nie odważy wyjść przed szereg. Oj Bareja miałby dziś używanie, nie mniejsze aniżeli za komuny… […]

 

I żeby było jasne. Tutaj niepotrzebna jest kolejna rewolucja. Tu trzeba mrówczej pracy, rozmawiania z ludźmi zamiast przyjmowania postawy wszystkowiedzącej, którą uwielbiają rządzący. Tu trzeba poprawiania, wyrzucania rzeczy niepotrzebnych z podstaw, eliminowania zbędnych przepisów, które generują papiery, a nie przynoszą realnego pożytku. Tu trzeba uproszczenia dokumentacji. […] Te papiery nie powodują wzrostu profesjonalizmu, raczej sprawiają, że na zajęcie się problemem jest mniej czasu. Jednak nikt nie chce wyjść przed szereg, każdy się boi, nauczyciele dyrektorów, dyrektorzy kuratoriów… Błędne koło. Niech lepiej mądrzy ludzie w MEN to zmienią. Ale aby byli tam mądrzy ludzie, praktycy, trzeba ruszyć cztery litery i brać udział w życiu społecznym. Działać w związkach, wstępować do partii politycznych, przedstawiać pomysły, startować w wyborach. Albo powiedzieć, że wszystko jest be, obrazić się na cały świat i przyjąć postawę bierną i narzekającą. I do tego modelu bliżej dziś polskiej szkole…

 

 

Pełna wersja tekstu „Związki przyczynowo-skutkowe”    –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.jaroslawbloch.ovh/



Zostaw odpowiedź