Po tym, jak zmobilizowałem swe „moce twórcze” przy pisaniu zamieszczonego wczoraj „Drugiego eseju jubileuszowego”, dzisiejszy felieton będzie wyłącznie na jeden temat: o Parlamencie Dzieci i Młodzieży, czyli wyrażeniem tego wszystkiego, czego nie wypadało dopisywać, nawet w formule „komentarz redakcji” pod zamieszczoną 1 czerwca informacją, której tytuł: „Dysydenci SDiM i ich sojusznicy obradowali dziś w Audytorium Maximum UW” zawierał jedyną możliwą refleksję.
Zacznę od przytoczenia, jak dotąd jedynej udostępnionej przez organizatorów, dość ogólnikowej informacji, że w obradach Parlamentu Dzieci i Młodzieży uczestniczyło 400 młodych ludzi – w tym od 150 do 200 to osoby wybrane do odwołanego przez marszałka Kuchcińskiego XXIV Sejmu Dzieci i Młodzieży. Pewnie jest gdzieś jakaś lista obecności, na podstawie której można by precyzyjnie podać, że takich ”wybrańców” do niedoszłego XXIV Sejmu Dzieci i Młodzieży było na owym alternatywnym mityngu – na przykład 175, albo tylko 151, czy nawet 198! Jednak z jakichś nieznanych mi powodów do dziś tego nie wiemy. Ale jak by nie liczyć – w najlepszym przypadku (owych 200 osób), to 43,5%, a wersji minimum (150 osób) – tylko 32,6% ogółu wybranych przez pisowskich organizatorów posłów na – jak podano – przeniesioną na wrzesień, szesję XXIV SDiM.
Ten fakt miałem na myśli, formułując tamten tytuł ze słowem „dysydenci”. Bo jest nie podlegającym dyskusji faktem, że wszyscy z tamtej listy wyselekcjonowanych przez pisowskich „diagnostów” potencjalnych posłów SDiM, którzy zdecydowali się uczestniczyć, a wielu z nich – o zgrozo – zainicjować i współorganizować to piątkowe spotkanie młodych, zwołane w kontrze do owej nieodpowiedzialnej decyzji marszałka Kuchcińskiego, to dysydenci, a pewnie przez wielu „z tamtego obozu” uważani są za zdrajców polityki „dobrej zmiany”. Ciekawe, czy zechcą oni uczestniczyć we wrześniowej sesji. A jeśli tak – czy zostaną na to posiedzenie wpuszczeni… Jeśli nie – na jakiej podstawie?
Będzie ciekawie…
I to jest zapewne powód nieujawniania ich nazwisk, a pewne także zastosowania tych „widełek”, określających skalę ich udziału w Parlamencie Dzieci i Młodzieży. Bo choć rozpiętość w skali 11 procent między podanymi dwiema możliwościami to niby niewiele, ale „robi różnicę”. A to ważna przesłanka dla zwolenników i przeciwników PDiM. Pierwszy ze wskaźników uprawniałby do użycia określenia, że „prawie połowa posłów na Sejm uczestniczyła w posiedzeniu Parlamentu”, to w tym drugim przypadku uzasadnione byłoby posłużenie się uogólnieniem, że „tylko jedna trzecia uległa namowom opozycji”…
Kilka zdań, ale muszę choć tyle poświęcić problemowi udziału polityków partii opozycyjnych w roli gości PDiM.
Bo fakt ten od początku jest argumentem partii rządzącej, który rzekomo upoważnia ich do głoszenia tezy, iż młodzi ludzie zostali zmanipulowani przez „wytrawnych graczy politycznych”.
Otóż moim zdaniem było raczej odwrotnie. Sam pomysł, w zaraniu jego dojrzewania, zrodził się w głowach młodzieży, zwłaszcza tych już bardziej doświadczonych, byłych marszałków i posłów na poprzednie edycje SDiM, zaś bez wsparcia warszawskiego magistratu i uniwersytetu nie miałby szans na realizację. Także nie może dziwić się obecność w Audytorium Maximum Rzecznika Praw Dziecka i przedstawicielki RPO. Natomiast posłowie z klubów opozycyjnych wobec „parlamentarnej większości” przyszli tam, z własnej inicjatywy i potrzeby udzielenia swego wsparcia tej grupie odważnej młodzieży, która nie dala się otumanić polityką „wstawania z kolan”, nie biega w czarnych podkoszulkach z ogolonymi głowami, szlifując formę do „terytorialsów”, albo nie manifestuje swej, zawężonej do jedynych słusznych „barw klubowych”, kibolskiej wersji patriotyzmu. Młodzieży, której nie jest obojętne jak jest, a zwłaszcza jak będzie za lat kilka w naszym kraju…
A wszystkim, którzy głoszą, że polityka to jedno wielkie szambo, a politycy, to sprzedajne… jednostki, mające na celu jedynie swoje kariery proponuję, aby zastanowili się nad tym co mówią. Bo na pewno nie potrafią zaproponować innego niż autokratyczny, dyktatorski system sprawowania władzy, w którym politycy, różnych ugrupowań, nie stanowiliby prawa i nie sprawowali władzy wykonawczej. Inna sprawa, to kogo ów „Suweren” na tych polityków kreuje. Ale to już wątek na „przed wyborami”…
Pozostał mi jeszcze temat uchwały, przyjętej przez PDiM. Mimo usilnych poszukiwań nigdzie nie mogłem znaleźć treści tego dokumentu. Pozostaje (jak dotąd) jedyne. źródło, jakim jest omówienie jego treści, zamieszczone wczoraj przez „Gazetę Prawną”. Zacytuję tylko pierwszy akapit tego artykułu:
Uczestnicy Parlamentu Dzieci i Młodzieży przyjęli uchwałę, w której domagają się przeciwdziałania dyskryminacji grup ze względu na: ubóstwo, niepełnosprawność, uzależnienia, niski poziom wykształcenia, nieodpowiednią opiekę rodziców lub opiekunów, wyznawaną wiarę lub jej brak, orientację seksualną, tożsamość płciową, odmienny kolor skóry, odmienne poglądy polityczne, choroby i zaburzenia psychiczne, oraz wiek. W uchwale napisano również o przeciwdziałaniu lekceważenia głosu i roli młodych w społeczeństwie. [Źródło: www.gazetaprawna.pl] (Pogrubienia i podkreślenia fragmentów tekstu – WK)
Odsyłam Sz. Czytelników tego felietonu do owej publikacji, gdyż sami przekonacie się, że uczestnicy debaty Parlamentu Dzieci i Młodzieży nie zajmowali się polityką w skali makro, a jedynie debatowali i w swej uchwale apelują do dorosłych sprawujących władzę i będących liderami opinii publicznej – nie tylko w skali państwa, ale także tą samorządową, ale też do „endżiosów” – aby podjęli trud rozwiązywania realnych problemów zwykłych ludzi, z którymi na co dzień borykają się oni – młodzi uczniowie, mieszkańcy wsi, miasteczek i wielkich aglomeracji miejskich, przyszli pełnoprawni obywatele tego państwa.
Ten Parlament, wierzę, że nie tylko mnie, przywrócił nadzieję, iż „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…”
Włodzisław Kuzitowicz