Dzisiejsza propozycja przedpołudniowej lektury to oferta „dwa w jednym”. Na pierwszy rzut oka będzie to zachęta do przeczytania tekstu Jarosława Pytlaka z jego bloga „Wokół Szkoły”, zamieszczonego tam 6 stycznia i zatytułowa- nego „Balony hipokryzji? Tak, ale…”. Ale szybko zorientujecie się, że dzięki temu będziecie mogli zapoznać się z kilkoma postami innej blogerki – Danuty Sterny.
Przeto – bez dalszych wstępów – do dzieła. Oto fragmenty z postu kolegi Pytlaka, a w nich – linki do przywoływanych przez niego tekstów Danuty Stenki:
Ciekawy prezent sprawiła uczestnikom i obserwatorom debaty publicznej na temat edukacji Danuta Sterna, ekspertka pracująca w prowadzonym przez Centrum Edukacji Obywatelskiej programie Szkoła Ucząca Się, spiritus movens idei i praktyki oceniania kształtującego, słowem, osoba w najwyższym stopniu kompetentna. W felietonie zamieszczonym na swoim blogu na platformie Oś świata, 23 grudnia, a więc niejako „pod choinkę”, zebrała cały szereg przykładów, jak to nazwała, „balonów”, czyli pojęć często używanych w kontekście edukacji; nieprecyzyjnych jej zdaniem lub wręcz pozbawionych realnej treści. Pojęć-wytrychów, które, poza tym, że nic nie wnoszą, to służą czasem atakowaniu nauczycieli, obrazując wymagania nieosiągalne, albo podlegające różnym możliwym interpretacjom. Zapowiedziała przy tym poświęcenie kolejnych felietonów każdemu „balonowi” z osobna.
Jak dotąd ukazały się dwa zapowiadane felietony: „Indywidualizacja nauczania” i „Uczeń traktowany podmiotowo”. Oba krótkie i precyzyjne, jak przystało na dzieła osoby parającej się z matematyką.
W kwestii indywidualizacji Danuta Sterna uważa (patrz: treść felietonu), że w swoim potocznym rozumieniu, jako dostosowanie treści, metod i tempa nauczania do potrzeb każdego ucznia z osobna, jest ona w szkole nieosiągalna. Jej zdaniem, z przyczyn od nauczycieli w dużym stopniu niezależnych „uśredniamy poziom nauczania. Tych, którzy z różnych powodów nie nadążają, odsyłamy na lekcje dodatkowe, za to wybitnych próbujemy rozpaczliwie czymś zająć, aby się nie nudzili i nie przeszkadzali”. Uzupełnię od siebie: nauczyciele są wręcz bombardowani przez otoczenie postulatem tej „indywidualizacji”. Ponieważ nie umieją, nie widzą możliwości, organizacja szkoły w żaden sposób im tego nie umożliwia, narażają się na dezaprobatę. Powszechnie oczekuje się od nauczycieli indywidualnego podejścia do każdego ucznia, a już szczególnie do takiego, którzy ma to zapisane w opinii psychologicznej, bez refleksji, czy jest to w ogóle w szkole możliwe. […]
Muszę przyznać, że dopiero drugi felieton, o „balonie” podmiotowego traktowania ucznia, skłonił mnie do napisania niniejszego komentarza.
Aby oszczędzić Czytelnikowi wędrowania po stronach internetowych i zapewnić spójność wywodu, przytoczę go tu w całości (ach, ta matematyczna zwięzłość wypowiedzi blogerki…! :
„Każdy z nas wie, że ucznia należy traktować podmiotowo. Tylko co to znaczy? Traktować partnersko, pytać o potrzeby, dostosować nauczanie do jego możliwości, nauczać tego, czym uczeń jest zainteresowany? Podmiotowość, to przede wszystkim możliwość decydowania o sobie, o tym co robię, w tym czego, jak i kiedy się uczę. Pięknie, tylko gdzie tu jest miejsce na realizację podstawy programowej i na tempo wymagane przy jej realizacji? [Więcej – TUTAJ ]
Na pierwszy rzut oka i w tym przypadku tezy Danuty Sterny wydały mi się słuszne. W przeciwieństwie jednak do poprzedniego felietonu coś skłoniło mnie do głębszego zastanowienia. Poczucie jakiegoś dysonansu. Aby wspomóc szare komórki sięgnąłem do Słownika Języka Polskiego, w którym znalazłem taką oto definicję:
Podmiotowość – w naukach humanistycznych podmiotowość jest różnie rozumiana, jednak przeważnie jest wyrazem szacunku do drugiego człowieka jako niezależnego podmiotu, respektuje wolność i niezależność poglądów, przekonań i postaw; podmiotowość jest zatem miarą człowieczeństwa i zaprzeczeniem przedmiotowości, czyli traktowania człowieka czysto instrumentalnie.
Gdybym dał się bezkrytycznie przekonać wywodem zawartym w felietonie pani Sterny, musiałbym zadać sobie (i światu) pytanie, po co w ogóle nauki humanistyczne zdefiniowały pojęcie podmiotowości. Bo pojmując je literalnie, nikt w życiu społecznym nie jest traktowany w pełni podmiotowo. Ani kierowca, który musi stosować się do znaków drogowych, ani pracownik, który musi płacić podatki, ani nauczyciel, który musi realizować program nauczania (swoją drogą, lekko przeraża mnie wizja setek tysięcy w pełni upodmiotowionych nauczycieli ;-). Każdy człowiek musi wiele rzeczy, co bardzo ogranicza jego podmiotowość. Ogranicza, ale przecież jej nie likwiduje, poza skrajnymi przypadkami, np. uwięzienia. W związku z tym podmiotowość w ogóle, a w edukacji tym bardziej widzę raczej jako postulat, niż imperatyw. A jeśli postulat, to nie ma sensu piętnowanie go jako „balona” hipokryzji, ale raczej wskazanie, jak można w rozsądny sposób przybliżyć się do jego realizacji. […]
Uważam, że podmiotowe traktowanie ucznia nie zasługuje na miejsce wśród „balonów” hipokryzji. Oczywiście z ważnym wyjątkiem, który polega na deklarowaniu takiego właśnie podejścia przez szkołę w sytuacji, gdy nie idą za tym żadne konkretne działania. Myślę zresztą, że tak właśnie jest w wielu placówkach i dlatego Danuta Sterna poświęciła podmiotowości ucznia krytyczny felieton. Jednak w przypadku indywidualizacji napisała też postulat, by starać się iść w tym kierunku. W drugim felietonie takiej sugestii mi zabrakło. Uważam, ze należy to uzupełnić. […]
Cały tekst postu „Balony hipokryzji? Tak, ale…” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl
UWAGA!
Już po zamieszczeniu przez Jarosława Pytlaka jego postu, na blogu „Moja oś świata” Danuta Stenka zamieściła jeszcze jeden tekst, zatytułowany „SOK czyli Sprawnościowy OK”