Trudno dzisiaj nie zacząć felietonu od refleksji na temat kolejnego, już 26. finału WOŚP i manifestowanych przez różne ośrodki opinii publicznej, delikatnie mówiąc, niechętnych postaw wobec tej bezprecedensowej, akcji, której inicjatorem i medialną twarzą jest Jurek Owsiak. To, że politycy partii PiS i jej akolici, a co z tego wynika – kontrolowane przez ten rząd media – prezentują, jeżeli nie otwartą wrogość, to co najmniej niechęć wobec tej inicjatywy, nie powinno nas dziwić. Wszak od „robienia dobrze” Polkom i Polakom jest  tylko PiS, na czele ze swoim prezesem i namaszczonymi przez niego – premierami i ministrami.

 

 

Ale dlaczego przytłaczająca większość funkcyjnych polskiego kościoła katolickiego nie widzi miłości bliźniego w tym wielkim zrywie dobroczynności? Dlaczego wielu z nich obrzuca twórcę tego ruchu „ludzi dobrej woli” oskarżeniami? Z jakichże to powodów doznają oni  selektywnej amnezji i nie przestrzegają słów założyciela swej religii: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali”?  Może uznali, że to odnosi się jedynie do tych, którzy siedzą w kościelnych ławach, którzy na wezwanie księdza „przekazują sobie znak pokoju”? Ale nie trzeba być doktorem teologii, aby wiedzieć, że należy te słowa odczytywać w kontekście innego zalecenia, zapisanego we wszystkich  świętych księgach: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”.

 

Przytoczę jeszcze jedną z wypowiedzi najwyższego zwierzchnika tych kapłanów – Papieża Franciszka:

 

 

To tyle na ten temat – wierzę, że znakomita większość moich Rodaków, niezależnie od tego, czy byli ochrzczeni, czy nie, czy uważają się za „lud boży” – w znaczeniu – słuchający swych pasterzy, czy też  nie, zachowa się dziś  zgodnie ze wskazówką profesora Bartoszewskiego: „Jeśli nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie.

 

Drugim tematem tego felietonu  będzie mój komentarz do reakcji dwu blogerów z obszaru edukacji, którzy w swych postach odnieśli się do ogłoszonego najnowszego rankingu tygodnika „Perspektywy”.

 

Zacznę od Belferbloga”. Na stronie OE udostępniliśmy ten wpis kolegi Chętkowskiego. Tu przytoczę ten jego fragment:

 

W ogóle wszystkie łódzkie licea idą na dno. W pierwszej setce jest zaledwie pięć szkół. Bije nas na głowę nie tylko stolica, Kraków czy Wrocław, ale także Radom, Kielce, Swarzędz i Bielsko-Biała. I nie mówię jedynie o swoim liceum, ale o całej Łodzi. Edukacja leży.

 

Jakie miasto, takie szkolnictwo. Pieniędzy nie ma w szkołach na nic. Bieda aż piszczy […]”

 

Jeśli by nawet przyjąć, że istnieje bezpośrednie przełożenie poziomu finansowania szkół na  efekty pracy nauczycieli, to jak wytłumaczyć niekwestionowane sukcesy takich nauczycielek,  jak  Jolanta Okuniewska z olsztyńskiej podstawówki – uczestniczki Global Teacher Prize 2016, nazywanej nauczycielskim Noblem,  czy Marta Florkiewicz-Borkowska– nauczycielka w Szkole Podstawowej w Pielgrzymowicach (woj. śląskie), która została Nauczycielem Roku 2017?

 

Kolego Dariuszu – nie szukajmy usprawiedliwień dla swoich niepowodzeń wyłącznie w „czynnikach zewnętrznych”. Pieniądze są ważne, na pewno nie przeszkadzają w tworzeniu dobrego środowiska edukacyjnego szkoły, ale nikt mnie nie przekona, że one o wszystkim decydują. Jeszcze ważniejszy od wysokości dotacji był, jest i zawsze będzie  nauczyciel!  W dekadach  przełomu  wieków w I LO nie mieli więcej pieniędzy niż teraz, ale mieli innych nauczycieli (i dyrektorów)!

 

To wszystko co powyżej napisałem nie znaczy, że uważam ten (i inne jemu podobne) ranking za miarodajne narzędzie, mierzące jakość pracy edukacyjnej konkretnych szkół. W tej sprawie mam podobne zastrzeżenia, do tych, którymi prof. Śliwerski zakończył swój post na blogu „Pedagog”, poświęcony rankingowi „Perspektyw”. Szczególnie identyfikuję się z ostatnim akapitem tamtego tekstu:

 

„- o osiągnięciach uczniów decyduje w pierwszej kolejności ich środowisko rodzinne (kapitał ekonomiczny i kulturowy), indywidualne aspiracje edukacyjne oraz poziom wielorakich inteligencji uczniów, a nie typ szkoły i pracujący w niej nauczyciele?”

 

Najbardziej zasmucił mnie jednak inny fakt, związany z owym , „nieszczęsnym” postem prof. Śliwerskiego. Jak już zostało to upublicznione i udokumentowane na stronie naszego „Obserwatorium”, wszystkie profesorskie komentarze dotyczyły rankingu „Perspektyw” sprzed roku! Jako, że pod każdym postem na blogu „Pedagog” jest pole do wpisywania komentarzy, jeszcze tego samego dnia napisałem: „Zamiast komentarza – odsyłam na stronę „Obserwatorium Edukacji” i załączyłem link do tekstu na OE.

 

Muszę dodać, że po każdym wpisie komentarza pojawia się informacja: „Twój komentarz będzie widoczny po zatwierdzeniu”. Niestety – ani ten, ani kolejny, który zamieściłem w piątek wieczorem, nie zasłużył na zatwierdzenie i zamieszczenie. A nie były to komentarze anonimowe – pod każdym figurował podpis: <Włodzisław>. I nie mam wątpliwości, że Bogusław Śliwerski zna owego Włodzisława. Poznał mnie jeszcze w połowie lat siedemdziesiątych ub. wieku, jako student pedagogiki – swego (wówczas) nauczyciela akademickiego w Instytucie Pedagogiki i Psychologii UŁ.

 

Czy tak trudno przyznać się do pomyłki? Czy to uwłaczałoby godności profesora?

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź