I tym razem nie będzie podsumowania XII Kongresu Zarządzania Oświatą. Od jego organizatorów uzyskałem informację, że cały czas trwają prace redakcyjne nad ostatecznym zapisem stanowiska kongresu w sprawie zmian systemowych w oświacie.

 

W tej sytuacji mogę poświęcić ten felieton temu, co w kończącym się tygodniu wywołało moją najbardziej emocjonalną reakcję, niestety – było to oburzenie, przechodzące w stan depresyjny…

 

Pewnie was zaskoczę: tym wydarzeniem było sobotnie przemówienie Jarosława Kaczyńskiego na partyjnej konwencji „Solidarnej Polski”. Jednak nie zostało to spowodowane jawną manifestacją wzajemnego poparcia i sympatii obu prezesów: Kaczyńskiego i Ziobry, przebijającym z przemówień obu panów sojuszem w działaniach wobec prezydenta Dudy, nawet nie zarysowaniem przez lidera PiS jego wizji państwa, które chce nam, wspólnie z partią Ziobry, urządzić  i „za jakiś czas, w sensie historycznym, nieodległym, powiedzieć: uzyskaliśmy to, o czym marzyły pokolenia Polaków i co niektórzy uważali za niemożliwe”.

 

Zdołowało mnie to co Kaczyński mówił o planach budowy „nowego, lepszego, bardziej sprawiedliwego kształtu polskiego społeczeństwa – takiego, które byłoby kształtem pozwalającym na pełne swobody. – Polska musi być i jest dzisiaj wyspą wolności w Europie – dodał.  Równie groźnie zabrzmiały jeszcze inne wypowiedziane tam słowa: „Demokracja ma służyć temu, by to wszystko zostało skoordynowane i żeby ten zwykły obywatel miał na to wpływ. Żeby te skonsolidowane siły były pod kontrolą”.

 

I to jest dla mnie po stokroć gorsza wizja, niż wszystkie jego zapowiedzi budowy „silnego, skomprymowanego* co do funkcji, ale sprawnego państwa”.

 

Jak przypominam to od czasu do czasu – mój PESEL zaczyna się od liczby 44. I nie jest to mickiewiczowska liczba tajemna, a informacja, z której nie trudno wyprowadzić wniosek, że na własnej biografii przetestowałem już jeden taki system, który postawił sobie za cel stworzenie „nowego, lepszego, bardziej sprawiedliwego kształtu polskiego społeczeństwa”.

 

Nie będę tu przypominał jak ów system „demokracji ludowej”  realizował  swe rzeczywiste cele, o mistrzowskich rozwiązaniach „demokracji kierowanej”, o „surowej ręce sprawiedliwości społecznej” i o milionach ludzi maszerujących co roku w pierwszomajowych pochodach  – częściowo zaczadzonych hasłami partyjnych agitatorów, częściowo „aparatczyków”skorumpowanych stanowiskami i przywilejami, ale w znakomitej większości – obywateli zastraszonych realną groźbą prześladowań, pozbawienia możliwości realizacji swych aspiracji: zawodowych, naukowych, artystycznych, prześladowań, mających nierzadko swój finał w pozbawieniu wolności.

 

Wtedy też byliśmy „wyspą wolności”, ale należeliśmy do archipelagu innych wysp „wielkiej rodziny krajów miłujących pokój”. W Konstytucji z 1952 roku zapisano, że „W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej władza należy do ludu pracującego miast i wsi” (art. 1.2), że „PRL „zapewnia wszystkim obywatelom uczestnictwo w rządzeniu i popiera rozwój różnych form samorządności ludzi pracy” (art. 5.2), że „zapewnia obywatelom wolność słowa, druku, zgromadzeń i wieców, pochodów i manifestacji.” (art. 83). Uzupełnię te „wypisy” z owego działa, bez wątpienia należącego do kategorii political fiction,  jeszcze jednym cytatem:

 

Polska Rzeczpospolita Ludowa otacza szczególnie troskliwą opieką wychowanie młodzieży i zapewnia jej najszersze możliwości rozwoju oraz stwarza warunki do aktywnego udziału młodego pokolenia w życiu społecznym, politycznym, gospodarczym i kulturalnym, kształtując poczucie współodpowiedzialności młodzieży za rozwój ojczyzny. (art. 80)

 

Aby nie przedłużać tych reminiscencji z okresu „słusznie minionego” skieruję młodszych czytelników, do tekstu65 lat temu uchwalono konstytucję PRL – Stalin wnosił poprawki”.

 

Wiem – Kaczyński to nie Stalin, a Ziobro to nie Jeżow. To nawet nie Bierut i Radkiewicz. Bo co prawda historia – jak mówią – powtarza się, ale jako farsa, często z tragikomicznymi wcieleniami jej czołowych bohaterów, to ja nie życzę sobie, aby jakiś „wodzunio z Żoliborza” odgrywał swój żałosny spektakl kosztem mnie i moich, pragnących spokojnie żyć w normalnym kraju, rodaków. I nie mogę milczeć i nie „gęgać”, ostrzegając mniej spostrzegawczych, że pod płaszczykiem patriotyzmu, w obfitym sosie dewocyjnego katolicyzmu, pod przywództwem tego zakompleksionego człowieczka, chce się nam zafundować Polskę – na miarę, nie tyle „naszych czasów”, co na ich miarę!

 

A robi to ekipa, która doszła do władzy głosami 5 711 687 ogólnej liczby 15 mln 563 tys. 499 uczestników tamtych, z 2015 roku, wyborów, co stanowi zaledwie 50.92% wszystkich do tego uprawnionych. (30 629 150 obywateli).  A to oznacza, że ten ich ulubiony „suweren”, który ma legitymizować owe wszystkie „dobre zmiany”, to niespełna 19% wszystkich obywateli, którzy mieli tego dnia bierne prawo wyborcze!

 

Wczorajsze słowa prezesa PiS muszą pozbawić wszelkich złudzeń nawet najbardziej wyrozumiałych obserwatorów poczynań miłościwie nam panującej władzy. Kaczyński, bez owijania w bawełnę frazesów, ogłosił otwartym tekstem, że ich celem jest stworzenie „nowego, lepszego, bardziej sprawiedliwego kształtu polskiego społeczeństwa”. Oczywiście – według wzorców „ichniej” sprawiedliwości i „lepszości”. I to temu celowi ma służyć nie tylko opanowanie przez jego partię sądownictwa, mediów i przejęcie kontroli nad organizacjami pozarządowymi, ale – w dalekowzrocznej wizji prezesa – pełna kontrola nad procesami edukacyjnymi w polskiej szkole. To po to minister Zalewska od prawie dwu lat „deformuje” nasz system oświaty, a nie z niewytłumaczalnej awersji do gimnazjów! Wystarczy poczytać „ze zrozumieniem” nowe podstawy programowe, by się o tym przekonać.

 

Nie miejsce tu, w felietonie, na obszerne tych podstaw cytaty. Wystarczy przywołać  choćby komentarze wokół kanonu lektur szkolnych (co wykreślono, co dopisano), albo stronniczą selekcję treści w podstawach historii (zwłaszcza dotyczącej – np. podstaw do liceum, cz. LXI. Narodziny III Rzeczypospolitej i jej miejsce we współczesnym świecie).

 

Dość! To co dotąd napisałem, to owoc mojego oburzenia deklaracją Kaczyńskiego. A skąd ten stan depresyjny? A no stąd, że nie widzą siły, która mogłaby tę tragifarsę „pisyzacji” mojego kraju zatrzymać. Cóż z tego, że za rok wybory samorządowe, a „już” za dwa lata nowe wybory do Sejmu i Senatu, skoro walca parlamentarnej większości nie ma kto powstrzymać, przejęte będą lada miesiąc media i zmieniona ordynacja wyborcza?  Te zmiany pozwolą zagwarantować kolejny tryumf wyborczy tej partii frustratów!

 

I wtedy nasze dzieci i wnuki przez kolejne lata będą „formowane” według modelu Polaka-katolika antyeuropejczyka. Bo po raz kolejny prawie połowa moich rodaków, którzy są „ponad to wszystko”, którzy „polityką nie interesują się”, jak przed dwoma laty pozostaną w domach. I znów „suweren” jednej piątej Polaków da mandat najnowszemu wcieleniu „inżynierów polskich dusz” na pranie mózgów – nie tylko małolatów, ale i ogromnej większości, bezpartyjnych co prawda, oglądaczy programów telewizji prezesa Jacka Kurskiego (lub jego jeszcze gorliwszego następcy) i słuchaczy radiowych rozgłośni Polskiego Radia, poddanych nadzorowi Rady Mediów Narodowych.

 

No, chyba że stanie się, nie tyle cud, co przeciwna tej „rewolucji pisowskiej” część społeczeństwa otrząśnie się z dotychczasowego marazmu, zacznie się skutecznie samoorganizować, stworzy pozaformalne struktury obywatelskie i jednym głosem zakrzyknie z hiszpańska „No pasarán!” Wtedy jest szansa, że naprawdę NIE PRZEJDĄ !

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

*Aby nikt nie mógł powiedzieć, że rządzi nami kolejna „dyktatura ciemniaków” prezes Kaczyński posługuje się słownictwem, mającym świadczyć o jego głębokiej wiedzy. Tym razem, dla określenia jakie państwo chce budować, powiedział, że chce państwa „silnego, skomprymowanego co do funkcji”. 

 

Nie wiem jak Wy, ale ja do wczoraj nie znałem tego słowa i sporo się naszukałem, aby poznać jego znaczenie. W Słowniku wyrazów obcych PWN, (Warszawa 2004), zawierającym 25 000 haseł nie ma tego słowa. Klasyczne już źródło, czyli  współcześnie dostępny w Internecie słownik Kopalińskiego objaśnia komprymować jako termin techniczny o znaczeniu „tłoczyć, sprężać; zacieśniać, redukować. Internetowy Słownik Języka Polskiego podaje: „skomprymować – dawniej: zmniejszyć rozmiary czegoś, głównie tekstu; streścić, zredukować.

 

I co prezes miał na myśli? Czy będzie chciał funkcje państwa streszczać, sprężać, czy redukować, albo może tłoczyć? [WK]



Zostaw odpowiedź