Nie myślałem, że tydzień po felietonie, który zamykał ośmioodcinkowy cykl moich rozważań o szkole która ma szansę na przebudzenie, a który powstał jako konsekwencja mojego przekonania, że – jak to przed tygodniem napisałem – „skoro nie uda się powstrzymać wdrażania uchwalonych przez parlament i podpisanych przez prezydenta ustaw, nie mają sensu zachowania fiksacyjne – bicie głową w nie do rozbicia mur! Trzeba się „zebrać w kupę” […] i czynić dobro, na ile to jest możliwe, także w granicach, jakie określiła aktualna władza”, powrócę do tego wątku.
A powracam do niego za sprawą listu, jaki prezes ZNP – Sławomir Broniarz skierował do nauczycieli, w którego tytule napisał:
My, nauczyciele musimy podjąć obywatelski wysiłek minimalizowania negatywnych skutków reformy edukacji!
Bardzo umocnił mnie ten list w przekonaniu, że nastał już czas nie na kontestowanie i protesty, a na pogodzenie się z nieodwracalnym i „zwarcie szeregów” w owym „minimalizowaniu negatywnych skutków reformy edukacji”.
Pozwolę sobie dzisiaj na rozwinięcie kilku myśli z owego listu prezesa Broniarza. W pełni podzielam wyrażony tam pogląd, że największym nieszczęściem tej „reformy” jest ideologizacja procesu kształcenia i ograniczenie autonomii nauczycieli. Mój szacunek budzą także dalsze zdania tego listu:
„Mamy uczyć prawdy i wychowywać w duchu uniwersalnych wartości, a nie ideologicznego nacisku. Poszanowanie drugiego człowieka, jego odmienności kulturowej, religijnej, narodowościowej powinny być podstawą wychowania i nauczania. Podobnie jak zachowanie prawdy historycznej, ważniejszej niż wizja polityki historycznej lansowana przez rządzących polityków.”
„Wiśta wio, łatwo powiedzieć” – że przywołam tu ulubioną „odzywkę” Andrzeja Talara – głównego bohatera kultowego kiedyś serialu ”Dom”. Czy zawsze i każdy nauczyciel, w każdej polskiej szkole: w Warszawie, w innych dużych miastach wojewódzkich, ale i w szkołach „powiatowych”: i „gminnych” będzie chciał, a przede wszystkim będzie mógł pozwolić sobie na taką „asertywność edukacyjną”? Jeśli będzie zatrudniony przez dyrektora szkoły, którego powołał na to stanowisko prezydent miasta, starosta lub wójt, który wybory na to stanowisko wygrał z listy PiS-u, czy znajdzie w sobie tyle motywacji i woli, aby w imię owych wartości ryzykować swoje zatrudnienie? Przecież przez najbliższe lata w szkołach, nie tylko na skutek zmian strukturalnych ale i z przyczyn demograficznych, będą zwalniani nauczyciele…
Czy jest jakiś sposób na to, aby nauczyciele, także i teraz, „mimo wszystko”, tak jak to bywało w latach PRL-u, chcieli uczyć prawdy, a nie realizować partyjne dyrektywy? Bo wtedy, obok oportunistów, byli także nauczyciele, którzy na przekór obowiązującym programom i ”wytycznym”, pod nosem szkolnego sekretarza POP*, przekazywali uczniom wiedzę o prawdziwej historii Polski, także tej najnowszej, dwudziestowiecznej, zachęcali do czytania i udostępniali im lekturę książek spoza obowiązującej listy lektur, kształtowali u nich postawy sceptycyzmu do oficjalnego przekazu państwowej propagandy i dawali osobisty przykład „odporności” na partyjno-rządową „oficjalną linię ideowo-polityczną”…
Nie napisałem tego tak „z wyobraźni”. Ja, rocznik 1944, miałem takich nauczycieli we wszystkich szkołach, w których przyszło mi w tamtych latach realizować „obowiązek szkolny”. To bibliotekarka w mojej peryferyjnej szkole podstawowej podsuwała mi książki nie znajdujące się w szkolnym księgozbiorze (np.„Przemarsz przez piekło” Stanisława Podlewskiego}, polonistka w Szkole Rzemiosł Budowlanych udostępniała mnie i grupie moich kolegów swoje domowe zbiory „zachodniej” literatury (np. „Drogi wolności” Sartre’a, „Mandaryni” Simone de Beauvoir), a nauczyciel biologii w liceum, w którym zrobiłem maturę czytał nam, tłumacząc a’vista z francuskiego, najnowsze wydawnictwa, przysyłane mu przez brata z Kanady, z których poznawaliśmy najświeższe wyniki badań nad spiralną strukturą DNA i RNA oraz tajnikach dziedziczenia, a nie pseudonaukową wiedzę Miczurina i Łysenki.
Prawdę, przeze mnie w pełni podzielaną, napisał w swym liście prezes ZNP:
To właśnie nauczyciele mają być tymi, którzy w burzliwych czasach będą dla uczniów gwarantem stabilności, przestrzegania podstawowych zasad życia społecznego i etycznym drogowskazem. Jeśli nie sprostamy tym wyzwaniom, poniesiemy porażkę, tracąc to, co najważniejsze w naszym zawodzie – wiarygodność i autorytet.
Rzecz w tym, aby nauczyciele, którzy znajdą w sobie siłę i motywację do takiego pełnienia swej misji społecznej (a nie tylko „bycia zatrudnionym w szkole”), odczuwali wsparcie w środowisku: nie tylko w ZNP, w „nierządowych” mediach, ale przede wszystkim u rodziców swych uczniów, którzy nie podzielają poglądów „partii rządzącej”.
Koleżanki i koledzy nauczyciele! Nie namawiam was do tak heroicznych czynów, jak to czynią ekolodzy, przykuwający się w proteście przeciw wycinaniu Puszczy Białowieskiej do harwesterów. Ale coś z ich postawy czynnej odmowy uczestnictwa w tym szaleństwie niszczenia wszystkiego, co zbudowali inni, zanim ONI objęli w naszym kraju rządy (niestety – dysponując większością parlamentarną) odnajdźcie w sobie. Abyście mogli bez wstydu spojrzeć sobie w oczy podczas porannego makijażu lub golenia. A w przyszłości nie wstydzili się przed swoimi wnukami…
Włodzisław Kuzitowicz
*POP – Podstawowa organizacja partyjna – najmniejsza jednostka (komórka) Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Podstawowe organizacje partyjne istniały w zakładach pracy, uczelniach, instytucjach kulturalnych i w szkołach w latach 1949–1989.