Dziś – nieprzypadkowo – z powodu, który zostanie podany w komentarzu redakcji – przedstawiamy Czytelnikom fragment zamieszczonego wczoraj na prowadzonym przez prof. B. Śliwereskiego blogu <pedagog> tekstu. (Słowo „postu” źle się w polskiej tradycji językowej kojarzy) Pierwotnie zainteresował nas jego tytuł: „O rzekomo złych skutkach nauczycielskich migracji w wyniku reformy szkolnej”. Ale po lekturze całości inny wątek jego treści stał się powodem jego upublicznienia. Oto pierwszy fragment tego tekstu:
Foto: www.wnow.uni.lodz.pl
Pan Profesor Zwyczajny, Doktor Habilitowany Bogusław Śliwerski
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie „dziennikarka” łódzkiego dodatku „Gazety Wyborczej” – pani Agata Kupracz z prośbą o udzielenie jej komentarza do sytuacji, jaka ma miejsce w naszym mieście, a być może i w innych, skoro jej nieco skrócony tekst został przedrukowany tego samego dnia do wydania ogólnopolskiego. W wersji łódzkiej jej artykuł nosi tytuł: „Skutki szkolnej reformy: co roku inny wychowawca„, zaś w wersji krajowej „Sieroty po reformie Anny Zalewskiej” . […]
W dalszej części autor tego tekstu prezentuje swój, wyraźnie bardzo wolnorynkowy, pogląd na zawód nauczyciela:
Nauczyciel może pracować w szkole, jeżeli (względnie) odpowiada mu to miejsce pracy, ale nie musi. Może nie akceptować wprowadzanych zmian ustrojowych, programowych, albo szukać dla siebie miejsca właśnie dzięki nim w innym typie szkoły.
Znakomity specjalista z elitarnego gimnazjum, który kształcił w ciągu kilkunastu lat uzdolnioną młodzież, bo przecież tylko taka miała szanse dostać się do tej szkoły, znajdzie miejsce pracy w renomowanym liceum, a może i w szkolnictwie wyższym – na uniwersytecie, w politechnice czy szkole artystycznej. Dlaczego nie? Minister J. Gowin otworzył wrota właśnie takim edukatorom, by mogli generować teraz eksperymenty, włączać się do innowacyjnej przedsiębiorczości, gospodarki a nawet firm zorientowanych na tzw. rynek dziecięco-młodzieżowych zainteresowań uzdolnień. […]
Jednak autor nie poprzestał na nauczycielskim zawodoznawstwie. W dalszej części swych wywodów wtajemnicza nas w „kuchnię” lokalnej polityki:
[…] Łódzkie środowisko oświatowe staje na rzęsach, by totalną krytyką polityki resortu edukacji wzmocnić pozycję obecnego wiceprezydenta z SLD i lokalnej Platformy Obywatelskiej, która trzyma władzę i sztamę z lewicową formacją w Łodzi.
Tyle tylko, że lewacka grupa podgryza obecną prezydent radykalnie osłabiając jej szanse na reelekcję w przyszłorocznych wyborach. Edukacja jest tu znakomitym polem do działania. […]
Nie podejmiemy dalej wątku poglądów prof. Śliwerskiego na problem skutków pisowskiej deformy – zwolnień nauczycieli, a także uczniów, potraktowanych jak pasażerowie autobusu, w którym na jednym z przystanków zmienia się kierowca. Wróćmy do głównego powodu tej publikacji, do wątku owej dziennikarki, która – należy przypuszczać – w dobrej wierze zwróciła się – jak by nie było – do profesora pedagogiki o opinię. Oto fragmenty, pokazujące stosunek u c z o n e g o do redaktorki „Gazety Wyborczej” (nie jakiegoś powiatowego tygodnika, wydawanego przez starostwo, ale i nie – np. „Gazety Polskiej”), do red. Agaty Kupracz:
Powracam jednak do kwestii nauczycielskich migracji. Powiedziałem „dziennikarce” z GW, a co zapewne nie pasowało do politycznego zamówienia, że nie ma w tym nic złego. […] Zwróciłem także uwagę na to, a wyraźnie zaskoczyło to „dziennikarkę”, że nie wolno stygmatyzować tych nauczycieli, którzy przyjdą nawet na rok czy dwa lata do gimnazjów na zwolnione miejsca. […]
Mam nadzieję, że już więcej nie będzie prosić o jakikolwiek komentarz. Może zastanowić się, czy nie staje się przez manipulacje sierotą we własnym środowisku.
Pełna treść wczorajszego wpisu na blogu <pedagog> „O rzekomo złych skutkach nauczycielskich migracji w wyniku reformy szkolnej” – TUTAJ
Dorobek publicystyczny red. Agaty Kupracz z ostatnich miesięcy – TUTAJ
Komentarz redakcji:
To nie mieści się w głowie, ale – jak widać – wszystko jest możliwe! Pan Profesor Zwyczajny, Przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, Kierownik Katedry Teorii Wychowania UŁ w taki poniżający sposób odniósł się do wykonującej swe zawodowe czynności, młodej – ta fakt – dziennikarki, reprezentującej lokalną redakcję jednej z najważniejszych polskich gazet. Ta forma zapisu:„dziennikarka”! I ta sugestia, że tworzy artykuł „na polityczne zamówienie”...
I jest jeszcze jeden kontekst tego żenującego tekstu. Otóż warto przypomnieć, że ów u c z o n y jest także wiceprzewodniczącym Rady Społeczno-Doradczej Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego, w którego – powołanym 2 lutego tego roku trzydziestoosobowym składzie – znalazła się także … pani redaktor Agata Kupracz.
Ten sam prof. Śliwerski, na swoim blogu, w zamieszczonym 8 lutego 2017 tekście, zatytułowanym „Rada Doradcza Łódzkiego Centrum Doskonalenia i Kształcenia Praktycznego” napisał:
Natomiast poszczególni członkowie Rady, nie tylko wybitni specjaliści w swoich dziedzinach, ale także ludzie, którzy myślą kategoriami dobra dla edukacji, będą udzielali Łódzkiemu Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego konsultacji stosownie do bieżących potrzeb, dzieląc się swoim doświadczeniem i wiedzą.
Panie profesorze Śliwerski! Jak to więc jest z redaktor Agatą Kupracz? Jest jedną z „wybitnych specjalistek w swojej dziedzinie”, która „myśli kategoriami dobra dla edukacji”, czy „dziennikarką”, czyli nibydziennikarką, politycznie manipulowaną przez swych mocodawców młodą dziewczynką? [WK]