Miniony tydzień zaczął się już w poniedziałek od złych wiadomości z NIK, potem wieczorem we wtorek,  przyniósł mi awarię komputera na którym tworzone jest „Obserwatorium Edukacji, (od tamtego czasu do teraz, jeszcze nie wiem jak długo,wszystkie materiały powstają i są zamieszczane na portalu administracyjnym z użyciem sprzętu zastępczego – na właściwie już„emerytowanym” PC), a zakończył się pogrzebem nauczycielskich nadziei na cofnięcie „Dobrej Zmiany” w edukacji, który dokonał się na oczach Polaków podczas piątkowej debaty sejmowej.

 

Odpuszczę sobie inne tematy i podzielę się tylko refleksjami, jakie wywołała lektura komunikatu NIK o wynikach kontroli na temat przygotowaniu do zawodu nauczyciela. Najbardziej zasmuciły mnie te informacje:

 

NIK wskazuje, że coraz wyraźniejsza staje się selekcja negatywna do zawodu nauczyciela. Łącznie już ponad dziewięć procent ogółu osób przyjętych na kierunki ze specjalnościami nauczycielskimi (w okresie objętym kontrolą) to absolwenci szkół ponadgimnazjalnych, którzy na egzaminie maturalnym uzyskiwali najniższe wyniki, tj. od 30 do 49 punktów (Uniwersytet Wrocławski na kierunki związane z zawodem nauczyciela przyjął 28 proc. osób z takim wynikiem).

 

Dalej też nie jest lepiej – kontrolujący wykazali, że proces kształcenia kandydatów na nauczycieli nie jest systematycznie usprawniany ani doskonalony, a później, już po wejściu do zawodu, także złe jest funkcjonowanie systemu awansu zawodowego. Nie tylko nie promuje on przede wszystkim nauczycieli, którzy NAPRAWDĘ rozwijają swoje kompetencje zawodowe, ale – co gorsze – nie „odsiewa” nienadających się do tej pracy adeptów do zawodu (nauczycieli stażystów) już na początku tej drogi – podczas egzaminu na zakończenie stażu.

 

Czy możliwa jest poprawa tego stanu? Boję się prognozować, gdyż „twarz Dobrej Zmiany” – minister Zalewska – zapowiedziała 27 marca w swym wystąpieniu na Konferencji Rektorów Uczelni Pedagogicznych, że „do końca czerwca opracowany będzie nowy, krajowy system kształcenia zawodowego nauczycieli”. Już teraz wiele kontrowersji wśród oświatowych związków zawodnych wzbudziła propozycja, zgłoszona przez panią minister podczas niedawnego posiedzenia Zespołu do spraw statusu zawodowego pracowników oświaty, aby nauczyciel który po studiach ma rozpoczynać karierę zawodową w szkole, musiał zdawać egzamin państwowy. Argumentowała, że taka zmiana jest odpowiedzią na postulat Najwyższej Izby Kontroli.

 
Swoją opinią na ten temat (zamieszczoną 5 kwietnia na łamach „Dziennika Gazeta Prawnej” w ramach publikacjiNowe zasady zatrudniania nauczycieli: Egzamin państwowy dla osoby rozpoczynającej karierę w szkole”) podzielił się Edmund Wittbrodt – były senator PO i były minister edukacji. Oświadczył tam:

 

Wprowadzenie egzaminu państwowego po studiach pedagogicznych dla osób, które chcą pracować w szkole, nie jest dobrym pomysłem. MEN daje w ten sposób do zrozumienia, że nie ma zaufania do uczelni. Taka selekcja musi być przeprowadzona, ale jeszcze przed rozpoczęciem studiów. W tym celu powinny być sprawdzane predyspozycje kandydatów, bo wiele osób wybiera ten zawód np. z uwagi na stabilność w zatrudnieniu czy mnogość przywilejów związanych z urlopami zdrowymi i dużą liczbą dni wolnych – chcą mieć po prostu co roku długie wakacje.” [Źródło: www.serwisy.gazetaprawna.pl]

 

Nie byłem (i nigdy nie zamierzałem być) ministrem edukacji, ale pozwolę sobie i ja na krótki komentarz w tej sprawie. Zacznę od tego, że pomysł minister Zalewskiej, aby nauczyciel który po studiach ma rozpoczynać karierę zawodową w szkole, musiał zdawać egzamin państwowy uważam także za chybiony. Zamiast tego warto rozważyć wprowadzenie obowiązku zdawania egzaminu, wieńczącego zakończony pozytywną opinią dyrektora szkoły okres stażu. Egzamin powinien być zdawany przed komisją powoływaną przez kuratora oświaty, skompletowaną z nauczycieli-metodyków z zakresu nauczanego przez kandydata przedmiotu. Nie mogliby wchodzić w jej skład nauczyciele ze szkoły, w której kandydat odbywał staż.

 

Co do propozycji sprawdzania predyspozycji kandydatów na studia pedagogiczne i kierunki nauczycielskie, to od dawna „chodzi za mną” ten pomysł… Jednak – jak wiadomi – diabeł tkwi w szczegółach. A w tym przypadku są nimi takie „drobiazgi”, jak ustalenie owych predyspozycji, opisanie ich w formule wskaźników poddających się rozpoznaniu, a następnie opracowanie testu, który owe wskaźniki „wychwyci” i pozwoli na stwierdzenie posiadania przez kandydata owych predyspozycji…

 

Biorąc pod uwagę (my starzy praktycy to wiemy), że istnieje co najmniej kilka – nazwijmy to – typów Dobrego Nauczyciela, że inne umiejętności psycho-spoeczne i cechy osobowościowe decydują o efektach pracy nauczyciela edukacji zintegrowanej, a inne sprawdzają się w edukacyjnym kontakcie nauczyciela z uczniem szkoły średniej, przygotowanie takich testów, to „bułka z masłem”, prawda?

 

Pomysł został zgłoszony i – moim zdaniem – wart jest poważnego rozważenia możliwości i warunków jego realizacji. Ciekawe, co o tym sądzą nasi naukowcy? Teraz czekam na wypowiedzi ze środowiska Komitetów PAN: Nauk Pedagogicznych i Psychologii…

 

Wodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź