Tym razem będzie to felieton wspomnieniowy. A bodźcem uruchamiającym ową retrospektywę był I Łódzki Kongres Samorządów Uczniowskich, który odbył się w miniony czwartek w Dużej Sali Obrad Rady Miejskiej w Łodzi. Mogłem w nim uczestniczyć dzięki zaproszeniu, jakie wystosował do mnie w imieniu jego inicjatorów – Młodzieżowej Rady Miejskiej – jej przewodniczący Mikołaj Jasiński. Miałem tam możliwość skierowania do jego uczestników kilku słów powitania, ale przy tej okazji nie mogłem oprzeć się potrzebie poinformowania zebranych, że nie jest to pierwsza w naszym mieście inicjatywa wspierania liderów samorządów uczniowskich w ich trudnej roli. Jak to napisałem w relacji, przypomniałem „historię podobnych do tego kongresu przedsięwzięć wspierających liderów samorządów uczniowskich, jakie prowadzono z inicjatywy ówczesnej Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej w Łodzi w latach 1989 – 1991.”
Jako że nie było to miejsce ani czas na obszerniejszy komunikat na czym tamte działania polegały, postanowiłem teraz, w tej felietonowej formie, wspomnieć owo, dziś chyba całkowicie zapomniane, przedsięwzięcie.
Nie będę udawał skromnisia i powiem, że był to od początku do końca mój autorski projekt. A był to czas historycznych przemian naszej ówczesnej rzeczywistości. Dla pełniejszego ukazania kontekstu zdarzeń przypomnę młodszym czytelnikom, że rok 1989 był rokiem „Okrągłego Stołu”, czerwcowych „częściowo wolnych” wyborów i powołania Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego (po II Wojnie Światowej) niekomunistycznego premiera polskiego rządu. Kuratorium Oświaty i Wychowania było jeszcze we władaniu ludzi z partyjnej pezetpeerowskiej „nomenklatury”. Jednak ówczesna towarzyszka kurator miała męża, który był członkiem Komitetu Centralnego PZPR. A ten wiedział już, że wkrótce przyjdzie tej „wiodącej sile narodu polskiego” zorganizować pożegnalny zjazd, zakończony sławnym „sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzić”! Na zawsze…
Dlatego moje starania o to, aby przewodniczących uczniowskich samorządów szkolnych wyposażyć w wiedzę i umiejętno- ści niezbędne do tworzenia zupełnie nowego, dostosowanego do odradzającego się demokratycznego państwa, modelu uczniowskiej samorządności spotkały się z życzliwym, popartym odpowiednią dotacją, wsparciem ówczesnego kierownic- twa wojewódzkiej władzy oświatowej. Muszę tu jeszcze dodać, że był to czas, gdy jeździłem do Sulejówka, gdzie uczestni- czyłem w zajęciach studiów podyplomowych z zarządzania oświatą, na których zaczęli pojawiać się nowi ludzie z resortu edukacji. To z tamtych spotkań czerpałem moją wiedzę o rodzącym się projekcie nowej ustawy o systemie oświaty, w tym zapisie o samorządzie uczniowskim.
Ale najpierw musiałem przełamać stereotypy i zrobić coś takiego, co spowoduje, że nastolatkowie z liceów i zespołów szkół zawodowych nie potraktują mnie, jak „funkcjonariusza” dotychczasowego systemu. I wymyśliłem, aby najpierw zaprosić wszystkich do sali kinowej ówczesnego Pałacu Młodzieży przy ul. Moniuszki, wyłożyć im moją ideę wspierania ich działań samorządowych i umożliwić obejrzenie, wtedy jeszcze nie skierowanego do publicznej dystrybucji, dopiero co ukończonego przez reż. Magdalenę Łazarkiewicz, filmu „Ostatni Dzwonek”*) Aby to było możliwe musiałem nawiązać osobisty kontakt z panią reżyser, która udostępniła nam swoją jedyną kopię tego dzieła.Spotkanie udało się. Byli na nim, między innymi, mało jeszcze znani zgierzanie – 18-letni wówczas Krzysztof i jego młodszy brat Sebastian – Kwiatkowscy, aktywiści nielegalnej Federacji Młodzieży Walczącej. Dostałem nieformalny „certyfikat czystości intencji” i mogłem zaczynać mój projekt.
Pierwsze, wyjazdowe seminarium dla przewodniczących samorządów uczniowskich szkół ponadpodstawowych ówczesnego „małego” województwa łódzkiego odbyło się jeszcze tej jesieni. Kilkadziesiąt dziewcząt i chłopców pojechało na trzy dni do Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego ZHP „Nadwarciański Gród” w Załęczu Wielkim. Obok wykładów, głównie na tematy prawa oświatowego i podstaw wiedzy z zakresu kierowania ludźmi oraz wybranych zagadnień z psychologii (np. rozwiązywanie konfliktów), uczestnicy pracowali metodą warsztatową (co było wówczas dopiero wprowadzaną „nowinką”), trenując najbardziej przydatne w ich działalności umiejętności interpersonalne. Oczywiście prowadzącymi je byli pracownicy łódzkich poradni wychowawczo-zawodowych, specjalizujący się od niedawna w tej formie pracy z młodzieżą.
Za rok zorganizowałem drugie seminarium, także trzydniowe, z analogicznym programem – dla kolejnego rocznika nowowybranych uczniowskich liderów samorządowych.Tym razem pracowaliśmy w pięknym piastowskim zamku w Oleśnicy, gdzie wtedy istniała jeszcze Centralna Szkoła Instruktorów Zuchowych ZHP. Było mi tym razem łatwiej o środki na ten wyjazd, gdyż w kuratorium rządził już „solidarnościowy” kurator, przywódca studenckiego strajku z 1981 roku, współzałożyciel Niezależnego Zrzeszenia Studentów, psycholog z wykształcenia – Wojciech Walczak.
Oczywiście miejsca obu tych szkoleń nie były przypadkowe. Przy załatwianiu lokalizacji wykorzystywałem moje liczne kontakty z czasów wieloletniej działalności w ZHP.
Trzecie seminarium zorganizowałem jesienią 1991 roku, w okresie bolesnych skutków tzw.„Planu Balcerowicza”. Ten sam co przed rokiem kurator znalazł jednak niezbędne środki, i choć tylko na dwa dni, mogłem kolejna grupę przewodniczą- cych samorządów uczniowskich wywieść – tym razem niedaleko – do pałacyku Ostrowskich w Ujeździe k. Tomaszowa Mazowieckiego. Choć pracowaliśmy krócej, to formuła pozostała niezmieniona, a plusem był fakt, że mogłem uczestników zapoznać z zapisem o samorządzie uczniowskim, jaki znalazł się w od niedawna obowiązującej Ustawie o systemie oświaty.
Czwartej edycji tych seminariów już nie było, bo w 1992 roku jesienią nie było też, zlikwidowanej „systemowo” nową ustawą, WPW-Z. Ale przez wiele następnych lat spotykałem na ulicach Łodzi „absolwentów” tej swoistej „wszechnicy samorządowej”, którzy bardzo dobrze ją wspominali…
Napisałem to wszystko, aby dzisiejsi inicjatorzy i organizatorzy współczesnych form wspierających uczniowskie samorządy naszego miasta mieli poczucie kontynuacji i mogli nie tylko nawiązać do tej tradycji, ale także czerpać z tamtych doświadczeń.
*) Film Magdaleny Łazarkiewicz „Ostatni Dzwonek” do obejrzenia TUTAJ
Włodzisław Kuzitowicz