Jak zapowiedziałem przed tygodniem – tak realizuję. Dziś będzie o tym, że bez pozyskania wsparcia rodziców żadna reforma się nie uda. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nic w tym odkrywczego. Ale…

 

Ale o pewnych, zdawałoby się „oczywistych oczywistościach” trzeba od czasu do czasu przypominać. Tym bardziej jest to potrzebne w przypadkach, w których taka oczywistość staje się zespołem zrutynizowanych struktur i procedur, zatracając istotę i pierwotny cel owej oczywistości . A – według mojego rozeznania – wcale nierzadko tak właśnie dzieje się w wielu szkołach w obszarze współpracy z rodzicami uczniów. Jest to nie do przyjęcia w szkole,  w której grupa zapaleńców postanowiła odejść od sztampy i stworzyć szkołę uczących się uczniów. Dlatego problemowi roli rodziców jako sojuszników zmiany przeznaczyłem oddzielny odcinek moich „Refleksji starego praktyka…”

 

I jeszcze jedno zastrzeżenie: Nie będzie to poradnik dla wychowawcy klasy jak prowadzić zebrania z rodzicami, ani wskazówki dla dyrektora szkoły jak współpracować ze szkolną radą rodziców. Będzie to raczej esej o tym, jak można zaadoptować teorie i poradniki z obszaru organizacji i zarządzania, dotyczące zarządzania zmianą, dla pozyskania sojuszników „szkolnej rewolucji” wśród rodziców uczniów naszej klasy, naszej szkoły.

 

Zacznę od uzasadnienia dlaczego napisałem, że bez wsparcia rodziców żadna reforma w szkole się nie uda. Są tego dwie kategorie powodów: prawne i – nazwijmy je – psycho-społeczne. Te pierwsze, to artykuły i paragrafy obowiązujących ustaw, określające prawa rodziców. Zacznę od tego, że w artykule 48. Ustawy Zasadniczej  –  Konstytucji – zapisano: Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.” Warto jeszcze przytoczyć art. 53, którego punkt 3. ma taką oto treść: Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami.[…]”

 

Te prawa zostały  potwierdzone i skonkretyzowane  w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym (KRiO),  w którego artykule 92. zapisano: „Dziecko pozostaje aż do pełnoletności pod władzą rodzicielską”. Godny uwagi (z naszego punktu widzenia) jest artykuł. 95, w którego paragrafie 3 zapisano: „Władza rodzicielska powinna być wykonywana tak, jak tego wymaga dobro dziecka i interes społeczny”. Zacytuję jeszcze jedne fragment tego kodeksu, którego treść może stanowić dla reformatorów argument w kontaktach z rodzicami: „Rodzice wychowują dziecko pozostające pod ich władzą rodzicielską i kierują nim. Obowiązani są troszczyć się o fizyczny i duchowy rozwój dziecka i przygotować je należycie do pracy dla dobra społeczeństwa odpowiednio do jego uzdolnień.[…] (Art.96. § 1)

 

Jednak, moim zdaniem, o wiele istotniejszym od owych „prawnych podstaw” uzasadniających konieczności pozyskania rodziców jako sojuszników naszych edukacyjnych reformatorskich zamierzeń są powody, które nazwałem „psycho-społecznymi. A są to przesłanki, wywiedzione z metodologii zarządzania zmianą, wypracowanej na gruncie teorii organizacji i zarządzania.


Choć jest ona (ta metodologia) adresowana do menedżerów  zarządzających przedsiębiorstwami i korporacjami, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby przenieść i zaadoptować ją do organizacji jaką jest szkoła. Jej społeczność tworzą nauczyciele i uczniowie – przebywający tam fizycznie „na co dzień”, lecz także rodzice uczniów – mający nie tylko prawo wpływania na to co i jak dzieje się w szkole z ich dziećmi, ale i rzeczywistą możliwość partycypacji w proces edukacji ich dzieci.

 

Z tą partycypacją, niestety – z powodu takich a nie innych zapisów prawa oświatowego – nie jest najlepiej. Zarówno w dotychczasowej Ustawie o systemie oświaty, jak i w nowej – Ustawie prawo oświatowe – nie przewidziano zbyt dużego pola dla aktywności rodziców. Artykuł 80. tej ostatniej przewiduje (tak jak i w poprzedniej), że w szkołach mogą działać rady szkół, które mogąuczestniczyć w rozwiązywaniu spraw wewnętrznych szkoły”, a także, m. in. „opiniują plan pracy szkoły, projekty eksperymentów pedagogicznych oraz inne sprawy istotne dla szkoły.

 

Wszyscy wiemy, że rada szkoły, jako społeczny organ szkoły, jest tworem w zasadzie teoretycznym, występującym w praktyce jeszcze rzadziej niż w przyrodzie orzeł bielik.

 

Powszechną formą (często – niestety – jedynie formalnego) udziału rodziców w podejmowaniu decyzji, skutkujących warunkami w jakich odbywa się edukacja ich dzieci,  jest rada rodziców. W artykule 83. tej samej ustawy zapisano, że „Rada rodziców może występować do dyrektora i innych organów szkoły,  oraz organu sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach szkoły.”  Dalej czytamy, że do kompetencji rady rodziców, należy: uchwalanie w porozumieniu z radą pedagogiczną programu wychowawczo-profilaktycznego szkoły, opiniowanie programu i harmonogramu poprawy efektywności kształcenia lub wychowania szkoły oraz opiniowanie projektu planu finansowego składanego przez dyrektora szkoły.

 

Jest to jednak (najczęściej) organ bardziej fasadowej niż rzeczywistej demokracji, w wielu szkołach służący przede wszystkim gromadzeniu dodatkowych środków finansowych (t.zw. składki „na komitet rodzicielski”) i uświetnianiu szkolnych uroczystości rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego, rocznic powstania szkoły i nadania jej imienia, fundowaniu kolejnego sztandaru szkoły…

 

Wróćmy więc do głównego nurtu mojego wywodu, czyli do wiedzy, jaką o metodyce wprowadzania zmian w organizacjach i o przyczynach oporu, na jaki natrafiają tam innowatorzy oraz do wskazówek o tym jak można go przezwyciężyć. Oto co specjaliści od zarządzania zmianą mają do powiedzenia menedżerom o powodach oporu wobec innowacji:

 

Twierdzą oni, że opór wobec zmiany bierze się m.in. z naturalnego strachu przed nowością i  nieznajomości zasad, na jakich odbywać się będzie wprowadzanie zmiany. W tekstach podejmujących tę problematykę czytamy, że ludzie zwykle postrzegają wszelkie zmiany jako coś, co przyszło „z góry”, zostało wprowadzone przez dyrekcję, bez ich wiedzy i woli. Dlatego właśnie widzą w nich zagrożenie i dlatego rodzi się w nich opór przeciw wszelkim nowościom.” [Źródło: www. lean-management.pl]

 

Wartą polecania jest taka oto wskazówka, udzielona reformatorom w tej samej publikacji: „Zmiany się nie udadzą, jeśli nie uzyskasz dla nich też akceptacji pracowników.” My zamieniamy tylko jedno słowo: „pracowników” na „rodziców”. A dalej napisano jeszcze:

 

Musisz informować, rozmawiać, wskazywać korzyści, wyprzedzać plotki, pytać o opinie, zachęcać do szukania pomysłów i podkreślać sukcesy. Brak właściwej komunikacji przy wprowadzaniu zmian zwykle mści się. Bo ludzie nie rozumieją ich celowości.” […]

 

Pamiętaj, by wyraźnie mówić dlaczego zmiany są konieczne, jakie korzyści przyniosą (pokaż te korzyści na przykładach, które oni zrozumieją, i które do nich przemówią […]”

 

„Ze zmianami jest tak jak ze wszystkimi reformami. Jeżeli dowiemy się jakie korzyści zmiany przyniosą będziemy chcieli podpisać się pod nimi obydwoma rękami […] ‘

 

 

Odwołam się do jeszcze jednej publikacji – tym razem adresowanej do nauczycieli przedszkoli. [Marta Znajmiecka-Sikora, Zarządzanie zmianą, miesięcznik „Bliżej Przedszkola, nr 89, luty 2009 r.] Znajdziemy tam, m.in. takie informacje o przyczynach oporu wobec zmian:

 

Nauka próbuje wyjaśnić przyczyny powstania oporu wobec sytuacji zmiany. Najczęściej przytacza się takie argumenty, jak: prawo przekory, inercja przyzwyczajeń, dysonans poznawczy, tzn. unikanie informacji i sytuacji niezgodnych z własnymi przekonaniami, czy syndrom grupowego myślenia.

 

Dalej autorka tego artykułu formułuje takie wskazówki:

 

Postępowanie w przypadku wystąpienia oporu: wyjaśnianie i komunikowanie, wspieranie, negocjowanie, włączenie do uczestnictwa i zaangażowanie…  Autorka twierdzi, że należy mieć program wprowadzania zmian, przełamywać bariery strachu i działać w oparciu o grupę. [Źródło: www.cedego.pl]

 

 

Jakie, wynikające z powyższej wiedzy, wnioski w sprawie udziału rodziców w planowanej, lub już zainicjowanej innowacji, powinni wysnuć nauczyciele, którzy w swoich szkołach chcą dokonać „rewolucji kopernikańskiej”, czyli wstrzymać (w roli jedynego „nadawcy”) nauczycieli i ruszyć (do aktywnego poszukiwania wiedzy i ćwiczenia potrzebnych w przyszłym życiu umiejętności) uczniów?

 

Nie zamierzam uwłaczać poziomowi inteligencji czytelników tego tekstu – sami już znacie na to pytanie odpowiedź! Ja uzupełnię te wskazówki i sugestie o kilka, mojego autorstwa, dodatkowych porad, będących reasumpcją powyższej wiedzy adresowanej do menedżerów w ogóle, ale już zoperacjonalizowanych do realiów szkolnych:  

 

Po pierwsze: budując sojusz z rodzicami swych uczniów w sprawie nowego modelu edukacji, opartego na aktywności ucznia a nie nauczyciela, nie poprzestańcie na tradycyjnych formach kontaktowania się z nimi („wywiadówki” i imprezy szkolne). Jeśli działacie w skali jednego oddziału (zwłaszcza jeśli jest to pierwszy rok współpracy) proponuję – za przykładem wielu szkół niepublicznych – rozpocząć od imprezy integracyjnej, najlepiej od klasowego pikniku, na który rodzice przynoszą „co kto może” do picia i jedzenia (ognisko, grill). Jeśli działacie w skali szkoły – może to być szkolny festyn, podczas którego uczniowie, nauczyciele i rodzice wspólnie  biorą udział w występach  artystycznych, zabawach i konkursach, podczas którego rodzice – współuczestnicząc w poszczególnych wydarzeniach – najłatwiej przekonają się, że jedyna droga do pełnego i harmonijnego rozwoju ich dzieci wiedzie poprzez ich aktywizację.

 

Po drugie: nigdy i pod żadnym pozorem nie uzasadniajcie swej „rewolucji” jednoznaczną krytyką dotychczasowego systemu szkolnego, adresując tę krytykę do decyzji konkretnych władz oświatowych – ani tej, która rządziła w latach 2008 – 2015, ani – tym bardziej –  tej, aktualnie wprowadzającej reformę edukacji. Pamiętajcie, że rodzice mają prawo do swoich poglądów politycznych, które w przypadku, gdy opowiecie się jednoznacznie po którejś stronie, może w trwały sposób przekreślić szanse na ich życzliwy stosunek do proponowanych przez was zmian.

 

Po trzecie: Zadbajcie o to, abyście mogli – przystępnie, „poglądowo” –  przekazać rodzicom najważniejsze przesłanki konieczności dokonania tej zmiany. Udostępnijcie im prezentacje, krótkie filmy, które ukażą nieprzystawalność dotychczasowego systemu kształcenia do prognoz, w jakim kierunku będzie się rozwijała cywilizacja w perspektywie najbliższych 20 – 30 lat, jakie są oczekiwania pracodawców stosunku do kwalifikacji nowozatrudnianych pracowników, jakie są prognozy pojawiania się nowych technologii, nowych, dziś nieistniejących zawodów. Konkluzja powinna być zawsze jedna: wprowadzana zmiana ma lepiej przygotować ich dzieci do życia w nieprzewidywalnej przyszłości, a nie – jak to dzieje się w tradycyjnej szkole – tylko do zaliczania kolejnych testów i egzaminów.

 

Bardzo przekonującym mógłyby być film, pokazujący, że pracujące „po nowemu” szkoły działają nie tylko w Niemczech, ale że pracują także już w Polsce, z którego rodzice dowiedzą się jak, konkretnie, wygląda tam proces edukacyjny, jak oceniają to uczniowie tych szkół i ich rodzice.

 

O „wyprodukowanie”  i udostępnienie „w sieci” takiego filmu apeluję do liderek ruchu „Budzących Się Szkół”!

 

Gdy już jestem przy „Budzących Się Szkołach” – w charakterze „morału końcowego” – odwołam się do dwu cytatów z ich  podstrony:

 

„Musimy uwierzyć, że to my: nauczyciele, uczniowie, dyrektorzy i rodzice możemy decydować o tym, jak będą wyglądać i funkcjonować nasze szkoły. To my wiemy najlepiej, co powinno być zmienione, co ułatwia, a co utrudnia wspieranie rozwoju uczniów. […] Dlatego powinniśmy usiąść przy jednym stole i zastanowić się, jakiej chcemy szkoły i czego od niej oczekujemy.

 

„I to by było na tyle” – cytując niezapomnianego Jana Tadeusza Stanisławskiego. Za tydzień ostatni odcinek „Refleksji starego praktyka o szkole, która ma szansę na przebudzenie”. Postaram się zawrzeć tam syntezę mojego przesłania, adresowanego  do możliwie szerokiego spektrum czytelników, którzy – mam taką nadzieję – także dzięki tym tekstom poczują „bożą wolę” aby wyjść poza rutynę i uczynić swoją klasę, swoją szkołę,  środowiskiem pobudzającym uczniów do samowychowania i autoedukacji.

 

 I w ostatnim słowie tego „serialu” podzielę się z Wami, Drodzy Czytelnicy, moim wielkim marzeniem….

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

Literatura polecana

 

> Elżbieta Nerwińska, Współpraca z rodzicami impulsem rozwoju szkoły, ORE , Warszawa 2015   –  TUTAJ

 

>Małgorzata Banasiak, Współpraca rodziców ze szkołą w kontekście reformy edukacji w Polsce, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika , Toruń 2013   –   TUTAJ

 

>Marzena Kędra, Włączanie rodziców w edukację dzieci, ORE, Warszawa 2015    –  TUTAJ

 

>Mirosława Matczak, Dobra współpraca: nauczyciel – rodzic. Przykłady dobrej praktyki   –   TUTAJ

 

>Model Współpracy Szkoły z Rodzicami, opracowany przez członków łódzkiego panelu ekspertów, który obradował w Złockiem koło Krynicy w dniach 13-16 listopada 2012 roku   –   TUTAJ

 

 

 



Zostaw odpowiedź