Dzisiejszy felieton nie będzie miał jednego tematu, ani nawet dwu. Będzie to zapis „strumienia mojej świadomości” – w pierwszym znaczeniu tego określenia. Pierwszą niech będzie moja refleksja, zrodzona podczas oglądania transmisji z „Marszu miliona serc”. I nie dotyczy ona przemówień polityków, analizowania o czym mówili, a czego mi w tych wystąpieniach zabrakło, nie wspomnienia widoków owej ludzkiej rzeki, jaką pokazywano w  ujęciach „z lotu ptaka”,  a wspomnienia mini wywiadów z „szeregowymi” uczestniczkami i uczestnikami owego marszu. Szczególnie wzruszały mnie wypowiedzi ludzi, którzy aby tam maszerować przejechali setki kilometrów, którzy zwierzali się reporterom z tego co było powodem, że na taką wyprawę się zdecydowali. A często byli to ludzie w wieku, który usprawiedliwiałby ich pozostanie w domu…

 

Z każdym razem gdy takiej rozmowy słuchałem, pojawiały się wyrzuty sumienia: Patrz, ty także powinieneś tam maszerować. Wszak jesteś zwolennikiem odsunięcie PiS-u od władzy. Ale po chwili odzywał się głos rozsądku, który kazał mi wyobrazić sobie ponad pięciogodzinny pobyt  na nogach, w tłumie, bez możliwości odpoczynku dla mego kręgosłupa i stawów kolanowych, z problematyczną szansą na załatwianie potrzeb fizjologicznych…  A to przekracza możliwości mojego schorowanego organizmu.

 

I dlatego jedyne co mogłem zrobić, to zamanifestować na OE moją wirtualną obecność na warszawskich ulicach, a po kilku godzinach także mini fotorelacji i apelu, zawartego w jej tytule: Niechaj ten dzień zostanie w naszej pamięci – przynajmniej do piętnastego”.

 

Wspominając niedzielę sprzed tygodnia nie mogę nie pamiętać o tym, co będzie w niedzielę piętnastego października. I muszę się tu przyznać, że czytając kolejne publikowane wyniki sondaży poparcia dla poszczególnych komitetów wyborczych nie potrafię być spokojny. Ta świadomość, że podawane tam  procentowe wskaźniki poparcia mogą  zawierać „2% błędu statystycznego”, że wielu zwolenników PiS może krępować się deklarowania ankietującym swojego poparcie dla tej partii,  że… , że może powtórzyć się sytuacja jak z wieczoru wyborczego w Słowacji – boję się, że możliwa jest trzecia kadencja rządów partii Kaczyńskiego.

 

I co wtedy będzie z edukacją, jak bardzo pogłębi się ingerencja rządzących w system szkolny, w programy nauczania, w status zawodowy nauczyciela, ale i w poziom wynagrodzeń nauczycielskich? A co będzie z ruchem eduzmieniaczy, „Budzących się szkół”?

 

Jak to mówią – „strach się bać”!

 

Kolejną zadrą w moim samopoczuciu jest fakt, iż  już trzeci raz nie uczestniczyłem w Kongresie zarządzania oświatą, organizowanym od 2019 roku  w Zakopanem. Jako były dyrektor poradni i szkoły jestem od pierwszego tego kongresu, który odbył się w 2006 roku w Łodzi, nie tylko emocjonalnie związany z tą formą spotkań kadry kierowniczej oświaty.  Oczywiście nie mogąc  tam być (z tych samych powodów, z których nie byłem na „Marszu miliona serc”) śledzę ich przebieg  i tyle ile udaje mi się uzyskać informacji o ich przebiegu – relacjonuję ich przebieg na stronie OE.

 

Ale to nie to samo…

 

To dodatkowo wywołuje u mnie poczucie wykluczenia z fizycznego  uczestnictwa w wydarzeniach społecznych i edukacyjnych. Trudno mi się z tym pogodzić.

 

Ale będę musiał. Bo z każdym miesiącem i rokiem będę coraz mniej sprawny…

 

Na zakończenie coś, co mnie nastroiło optymistycznie. Otóż w piątek otrzymałem za pośrednictwem mesendżera  taką wiadomość:

 

 

A poniżej jeszcze tekst:

 

Serdecznie zapraszam w imieniu swoim i całej społeczności szkolnej. Będzie nam bardzo miło Pana gościć po wielu, wielu latach nieobecności w naszej placówce. Z wyrazami szacunku. Iwona Sosnowska

 

Pani Iwona Sosnowska jest długoletnią dyrektorką tej szkoły, z którą „w realu” poznaliśmy się kilkanaście lat temu, kiedy prowadziłem, nieistniejącą od 2013 roku internetową  „Gazetę Edukacyjną” i odwiedziłem tę szkołę, prezentując jej dorobek i metody pracy z uczniami.

 

Zaś drugie nazwisko w tym zaproszeniu – Bartłomiej Rosiak – nie powinno być obce dla „starych” czytelników OE. Ostatni materiał zamieszczony na OE z 2 listopada ub. roku, którego był on bohaterem nosił tytuł „O tym jak Bartek Rosiak uczy polskiego w Szkole Podstawowej nr 182 w Łodzi. Ale to nie jedyna informacja o tym młodym pasjonacie nauczycielskiej profesji – jeszcze jako uczeń był w orbicie mojego zainteresowania –  przykładowo: 3 grudnia 2018 roku informowałem o jego wystąpieniu  jako posła na Sejm Dzieci i Młodzieży:„Członek Rady Dzieci i Młodzieży krytycznie o ostatniej konferencji minister Zalewskiej”  

 

Ale zarówno z Panię Dyrektor, jaki z Bartkiem Rosiakiem, jesteśmy „znajomymi z fejsbuka„.

 

Oczywiście – zadeklarowałem Pani Dyrektor moją obecność na piątkowym wydarzeniu.

 

Dlaczego o tym napisałem? Bo taka „mała rzecz” jaką jest zaproszenia na to lokalne i kameralne wydarzenie, mnie – popadającego  powoli w stan subiektywnie odczuwanego zapomnienia  – „jednak cieszy”.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź