



Dziś felieton będzie krótki – takie oglądania wczoraj filmu „Marzec ‘68” są skutki.
A filmu tego dotąd nie widziałem (premiera była w roku 2022), zaś dużo dobrego o nim słyszałem i czytałem. A przede wszystkim zasiadłem pzed telewizorem na 117 minut z bardzo osobistego, biograficznego powodu. Otóż dla mojego pokolenia urodzonych po wojnie, w latach czterdziestych, owe wydarzenia na trwale zapisały się w pamięci, niektórym zdeterminowały całą ich przyszłą biografię (choćby tak znane osoby jak Adam Michnik, Henryka Szlajfer) Ja, gdybym jesienią 1964 roku nie zrezygnował po pierwszym roku ze studiów polonistycznych na UŁ, byłbym w w czasie tych wydarzeń studentem V roku i finalizował pracę magisterską. Znając swój charakter i środowisko, w którym w czasie tego rocznego epizodu studenckiego, w ramach Rady Wydziałowej ZSP, dzialalem, nie mam wątpliwości, że byłbym jednym z bardziej aktywnych „strajkowiczów” i uczestników protestów na UŁ.
Ale stało się inaczej. W okresie oczekiwania na zdanie egzaminu wstępnego na pedagogikę dostałem powołanie do odbycia zasadniczej służby wojskowej w Marynarce Wojennej, i w miesiącach protestów i strajków – zimą i wiosną 1968 roku – zaliczałem ostatnie miesiące tej służby na Okręcie Hydrograficznym „Bałtyk” – z portem macierzystym Gdynia-Oksywie. Ironia losu, i moja „pomysłowość” sprawiły, ze późną jesienią 1967 roku zostałem – jak się wtedy ów status nazywał „kandydatem na członka” PZPR. Opisałem to w Eseju wspomnieniowy: Od kandydata na murarza do marynarza – wątek „marynarski” – we fragmencie po siódmych „gwiazdkach”.
Gdy w ostatnich dniach kwietnia 1968 roku wróciłem do Łodzi, było już w środowisku studenckim (i nie tylko) „pozamiatane”. A w kręgach instruktorów Komendy Chorągwi Łódzkiej ZHP, gdzie z dniem 2 maja czekał na mnie etat – ale nie dlatego, że byłem „partyjnym”, lecz jako zadośćuczynienie ówczesnej komendantki chorągwi, która jesienią 1967 roku obiecała mi, że załatwi odroczenie od wojska, a nie była tego wiosną 1965 roku w stanie załatwić, i dlatego straciłem z życiorysu owe 3 lata – temat wydarzeń marcowych ‘68 nie był podejmowany. I z tą „luką w życiorysie”, i nie dającą się ukryć decyzją o wstąpieniu do PZPR, musiałem żyć dalej. Z tym drugim aż do wprowadzenia przez Jaruzelskiego stanu wojennego, kiedy oddałem w Komitecie Uczelnianym PZPR na UŁ (byłem wtedy st. asystentem w Zakładzie Pedagogiki Społecznej Instytutu Pedagogiki i Psychologii) moją legitymację partyjną – wraz z pisemnym uzasadnieniem tej decyzji…
A czas zimy i wczesnej wiosny 1968 roku pamiętam jako okres wstrzymania przepustek, ale także jako nasze, marynarskie pomysły na zdobywanie informacji o tym co się w Polsce, i na Wybrzeżu, dzieje. Bo ówczesne, nadzorowane i cenzurowane przez Partię: prasa, radio i telewizja, podawały głównie informacje o decyzjach Biura Politycznego i Komitetu Centralnego, o masowym poparciu ich decyzji przez „klasę robotniczą”, a przede wszystkim przemówienia tow. „Wiesława”, czyli I sekretarza KC PZPR – Władysława Gomółki.
A źródłem naszej wiedzy było Radio Wolna Europa! Spytacie „Jak to było możliwe?” Otóż podczas lutowego rejsu badawczego po Bałtyku, podczas nocnych wacht, gdy łajba stała na środku morza na kotwicy, a zawodowa kadra poszła spać, my (wachtowi: sternik, radiooperator i ja – radarzysta) wpadliśmy ma pomysł, że radionamiernik – urządzenie do określania pozycji ma morzu wg radiolatarni – działa na falach krótkich, przeto zaczęliśmy przeszukiwać skalę częstotliwości – z sukcesem. I odtąd mieliśmy już każdej prawie nocy, aktualne informacje. I jako słuchacze tej stacji na szerokim morzu byliśmy w lepszej sytuacji od tych z terenu Polski, be tam nie sięgał sygnał „zagłuszarek”, którymi władze usiłowały uniemożliwić Polakom słuchanie nie tylko „Wolnej Europy”, ale także innych stacji zachodnich, nadających audycje w języku polskim (np. BBC – „Tu mówi Londyn!”, czy „Głos Ameryki”).
To tyle usprawiedliwień, że wczoraj, zamiast zbierać materiał do dzisiejszego „merytorycznego” felietonu, MUSIAŁEM obejrzeć ten film o wydarzeniach marca ‘68, których bohaterami byli studenci, a w których i ja zapewne byłbym aktywnym uczestnikiem, gdyby nie „Palec Boży”, co w sierpniu 1963 roku podczas kolonii dla nieletnich przestępców sprawił, że w tym czasie studentem nie byłem. Więcej o owych – przypadkowych, czy… okolicznościach opowiedziałem w „Eseju wspomnieniowy: Lata 1959 – 1968 – od kandydata na murarza do marynarza. Cz. II a”. Jego fragment, poświęcony właśnie temu wydarzeniu – TUTAJ
A wszystkie edukacyjne tematy minionego tygodnia – nawet Młodzieżowa Konferencja w Lublinie i XXI Konferencja OSKKO w Krakowie – muszą poczekać na mój komentarz w innym terminie!
Włodzislaw Kuzitowicz
Zostaw odpowiedź
