Foto: www.facebook.com/elzbieta.manthey.

 

Elżbieta Manthey

 

Dzisiaj prezentujemy fragmenty tekstu, którego nie wolno przeoczyć: „Siódmoklasiści – rocznik spisany na straty?” Jego autorką jest  nasza dobra znajoma – Elżbieta Manthey, dla której punktem wyjścia do bolesnych konstatacji stała się opowieść Anny  Dąbrowskiej  – mamy  czternastolatka, która w swojej walce o trochę normalnego życia dla swojego syna i jego rówieśników dotarła do Rzecznika Praw Dziecka.

 

Przeczytajcie, KONIECZNIE:

 

[…] Nikt nic nie wie, wszyscy się boją

 

Kiedy obecni siódmoklasiści będą kończyć szkołę podstawową równocześnie do szkół średnich pójdzie ostatni rocznik gimnazjów – obecne drugie klasy gimnazjalne. Dwa roczniki będą rywalizować o miejsca w szkołach, a tych miejsc nie będzie dwa razy więcej niż zwykle. […]

 

To tak, jakby przygotowywać się do podróży, nie wiedząc, dokąd się jedzie. Na wszelki wypadek trzeba zabrać wszystko i być gotowym tak na tropiki, jak i tęgi mróz. Nic nie wiadomo, więc na wszelki wypadek trzeba jak najwięcej zrealizować. Bo nikt nie wie, jakie będą wymagania na egzaminie. Bo nikt nie wie, jakie dzisiejsze działania mogą pomóc dzieciom w dostaniu się do szkół średnich za rok. Promowane przez MEN szkoły zawodowe mogą stać się dla wielu uczniów koniecznością, albo jedyną szansą na jakąkolwiek naukę ponadpodstawową. Nie dlatego, że edukacja zawodowa jest przepustką do dobrego zawodu, lecz dlatego, że uczniowie nie będą mieli wyboru.

 

Sami uczniowie również nie wiedzą, co ich czeka. Nauczyciele często straszą uczniów i rodziców wizją niezwykle trudnego egzaminu i podsycają atmosferę niepewności. „Będzie strasznie, będzie źle, dostaną się tylko najlepsi” – mówią. W tak ogromnym stresie nastolatkowie muszą zmierzyć się z ogromem materiału do opanowania – w dwa lata zrobić to, co przedtem było rozłożone na trzyletnie gimnazjum. Trudno tu mówić o prawdziwej nauce i rozumieniu czegokolwiek – na to nie ma czasu. Trzeba po prostu zakuwać, zaliczać i się bać. […]

 

 

Dalej czytamy o tym, jak żyją uczniowie z klas siódmych:

 

 

Nie ma czasu na życie [..]

 

Nie ma czasu na pasje […]

 

Nie ma czasu na relacje […]

 

 

A oto konkluzja tego „donosu”:

 

Rocznik spisany na straty

 

Widziałam plan lekcji siódmych klas w dwóch szkołach, które akurat niedawno odwiedziłam.  Codziennie 8 lekcji, rzadko 7, mniej – nigdy. Do tego prace domowe.

 

Niektórzy rodzice mówią, że już się dzieci przyzwyczaiły, że już nie ma problemu. Ja też widzę, że coś się zmieniło w moim dziecku. Czegoś się nauczył. Czego? Odpuszczania. Olewania. Lekceważenia tego, czego nie daje rady zrobić. Znienawidził nauczycieli i szkołę. 

 

Czy o taki efekt wychowawczy nam chodzi?

 

Siódmoklasiści pracują ponad siły, a ich przyszłość jest niepewna. Nikt nie ma pomysłu na to, jak skutecznie im pomóc. Nauczyciele starają się „robić swoje”. Przeczekujemy, aż problem sam się rozwiąże. Skoro dotyczy „tylko” jednego rocznika, to zniknie, gdy rocznik ten zakończy edukację? Na to liczymy?

 

 

Dzieci powinny mieć w nas dorosłych opiekunów, sprzymierzeńców, dbających o ich dobro i bezpieczeństwo, tymczasem nastolatkowie muszą osobiście ponieść koszty reformy edukacji, której twórcy albo „przeoczyli” problem siódmych klas, albo świadomie spisali ten rocznik na straty.

 

 

Cały tekst Elżbiety Manthey  „Siódmoklasiści – rocznik spisany na straty?”   –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.juniorowo.pl



Zostaw odpowiedź