Portal INTERIA zamieścił dzisiaj zapis rozmowy, jaki z ustępującym ministrem Dariuszem Piontkowskim przeprowadził młody dziennikarz, znany głównie jako dziennikarz sportowy, Łukasz Szpyrka. Oto fragmenty tego wywiadu:

 

Foto: www.fakty.interia.pl

 

[…]

 

Łukasz Szpyrka, Interia: Ma pan świadomość, że jest to wywiad pożegnalny?

 

Dariusz Piontkowski: – W roli ministra edukacji na pewno. Można powiedzieć, że jestem ostatnim ministrem edukacji samego resortu jako takiego. Bo w tej chwili mamy już do czynienia z połączonymi ministerstwami edukacji narodowej oraz nauki i szkolnictwa wyższego.

 

 

To dobry czas na refleksję.

 

Cieszę się, że udało się zapanować nad sytuacją w okresie pandemii. Zarówno w pierwszym okresie, kiedy zdecydowaliśmy się na kształcenie na odległość, jak i później, kiedy udało nam się przywracać stopniowo zajęcia w szkołach. Nie poddaliśmy się naciskom, nie opóźniliśmy rozpoczęcia roku o dwa tygodnie, co sugerowali niektórzy. Jak się okazuje, wszystko funkcjonuje. Nie ma paniki, a w razie konieczności szkoły zawieszają działalność na krótki okres i potem wracają do nauki stacjonarnej. Udało się więc stworzyć system, który reaguje na zagrożenia.

 

Cieszę się też, że nieco udało mi się uspokoić nastroje w oświacie po strajku nauczycieli, bo przejąłem resort w tym trudnym okresie. Zorganizowaliśmy nabór do szkół średnich, w okresie wygaszania gimnazjów i jednoczesnego wchodzenia do tych placówek absolwentów nowych klas ósmych. Wszyscy znaleźli miejsce w szkołach, chociaż przeciwnicy rządu straszyli wielkim chaosem i tym, że wielu uczniów nie będzie mogło kontynuować nauki. W tych sytuacjach mieliśmy zresztą także do czynienia z napięciem również w naszym środowisku. Mam satysfakcję, że doprowadziłem skutecznie do wprowadzenia kolejnej, potrzebnej moim zdaniem, podwyżki wynagrodzeń nauczycieli we wrześniu tego roku o 6 proc., chociaż był to już okres epidemii oraz znacznie trudniejszej sytuacji budżetu państwa.

 

Czuję niedosyt, że nie udało mi się przeprowadzić niektórych zmian. Sytuacja po strajku, pandemia, a także kampanie wyborcze nie pozwoliły na przeprowadzenie szerszych zmian, które planowałem, czyli zwiększenia roli wychowania patriotycznego, w tym wprowadzenia obowiązkowych egzaminów z historii, uporządkowania rynku podręczników, a także powrotu do rozmów ze środowiskiem oświatowym na temat pragmatyki zawodowej nauczycieli, systemu wynagradzania i finansowania oświaty.

 

 

Czyich oczekiwań pan nie spełnił?

 

-Zapewne samorządy chciałyby, żeby minister edukacji przywiózł furę pieniędzy, był kolejnym ministrem finansów, który zapisuje w budżecie państwa pieniądze przede wszystkim na ogromne zwiększenie subwencji oświatowej. Podobnie związki zawodowe – od każdego ministra oczekują, że załatwi wielkie pieniądze, by w gigantyczny sposób można było podnieść wynagrodzenia nauczycieli. A przecież minister edukacji nie jest dysponentem całego budżetu państwa. Nie spełniłem oczekiwań pewnie wielu innych środowisk, ale są one jednak tak często sprzeczne, że nie da się ich pogodzić. Przypomina mi się choćby sprawa organizacji pracy szkoły po powrocie ze zdalnego nauczania. Z jednej strony mieliśmy oczekiwania, że to MEN załatwi wszystko i zdecyduje, które szkoły mają być zamknięte. Z drugiej, ci sami ludzie oczekiwali chwilę później, by to sam dyrektor decydował, bez konsultacji z kimkolwiek, czy szkoła ma przejść na nauczanie zdalne lub system mieszany. Musieliśmy to wypośrodkować i przyjąć takie rozwiązania, aby to specjaliści z Sanepidu współdecydowali. Widać, że mieliśmy rację. Podobnie było z przeprowadzeniem egzaminów w okresie epidemii, gdzie mieliśmy do czynienia z gigantyczną propagandą strachu, naciskami, aby ich nie przeprowadzać.[…]

 

 

A dalej Dariusz Piontkowski odpowiada jeszcze na takie pytania:

 

 

>Ma pan żal do Jarosława Kaczyńskiego?

>Pana następca Przemysław Czarnek ma doświadczenie akademickie, ale chyba niewiele wie o szkole.

>Kiedy pierwszy raz dostał pan sygnał, że będzie zmiana ministra edukacji?

>Może punktem zwrotnym była sprawa odwołania łódzkiego kuratora i bardzo ostry atak na pana ze strony polityków Solidarnej Polski?

>Padł pan ofiarą propagandy Solidarnej Polski?

>Może jest pan zbyt mało radykalny, by być dziś ministrem edukacji?

>Czy nominacja profesora Czarnka to kontynuacja pańskiej filozofii pełnienia tego urzędu, czy może rewolucja?

>Podoba się panu w ogóle pomysł połączenia resortów edukacji z nauką?

>Ryszard Terlecki powiedział, że „po dobrze przeprowadzonej organizacyjnie reformie edukacji trzeba pchnąć reformę programową”. Pan tego nie gwarantował?

>Co marszałek mógł mieć na myśli?

> Czego w najbliższych kilku latach najbardziej potrzebuje szkoła?

>Co pan po sobie zostawia?

 

 

A to pytania i odpowiedzi, które padały w końcowej części tej rozmowy:

 

 

Jakim był pan ministrem?

 

-Starałem się być człowiekiem dialogu i racjonalnie, bez emocji podejmować decyzje, nawet w najtrudniejszych momentach. Doceniałem wiedzę, umiejętności doświadczenie współpracowników i pracowników ministerstwa, ale pamiętałem jednocześnie o specyfice i randze zawodu nauczyciela. Starałem się jak najlepiej wykonywać tę funkcję. Chciałbym być zapamiętany jako dobry minister i człowiek, ale to już inni będą oceniali.

 

 

A może oceni pan sam siebie? W szkolnej skali.

 

Łatwiej wystawia się ocenę uczniom niż samemu sobie.

 

 

W edukacji funkcjonuje też „samoocena”.

 

To prawda, ale dokonuje się jej raczej na użytek wewnętrzny, a nie publiczny. Pozwoli pan, że tę ocenę zostawię dla siebie.

 

 

Przez całą rozmowę słyszę żal w pana głosie.

 

Mówiłem zawsze, że ministrem się bywa. Nie trwało to długo, bo kilkanaście miesięcy, nie wszystko udało się zrobić, nie mogłem dokończyć swoich działań. Dziś żegnałem się z pracownikami ministerstwa, a takie pożegnania są zawsze emocjonalne, być może dlatego słychać pewien żal, jak to pan określił. Zapadła decyzja polityczna, a ja jako polityk muszę się z nią liczyć. Życie, również polityczne, toczy się dalej. Zakończył się pewien etap w moim życiu, bardzo ważny, trudny, ale czasami dający także satysfakcję oraz ogromny bagaż doświadczeń. Mam nadzieję, że większość osób związanych z edukacją dobrze będzie oceniała te kilkanaście miesięcy.

 

 

Beata Szydło swego czasu pytała: „Za co chcecie mnie odwołać?”. Pan może dziś powiedzieć to samo?

 

Jeszcze raz podkreślę – zmiana na stanowisku ministra edukacji to skutek podjętych decyzji politycznych, także zmiany struktury ministerstwa. Przy połączeniu edukacji i nauki naturalnym jest, że resortem kieruje osoba z doświadczeniem akademickim. Zresztą, każdy polityk ma przyjaciół i wrogów. Większość z nas w przestrzeni publicznej częściej spotyka się z krytyką i niechęcią, bo polityka to w ogromnej mierze rywalizacja, również wewnętrzna. Są tu przecież ludzie, którzy dążą do osiągnięcia jakiegoś celu. Rywalizują ze sobą i rzadko okazują relacje przyjacielskie. Zajmując się takim zajęciem trzeba mieć twardą skórę.

 

Czuł pan oddech na plecach?

 

Każdy polityk czuje oddech na plecach. Jesteśmy dużą partią, w której wiele osób zapewne chciałoby zostać ministrami. To naturalne. Wiemy, że jesteśmy oceniani nie tylko przez dziennikarzy, ale też koleżanki i kolegów czy władze partyjne. Trzeba się przyzwyczaić i poświęcić. Spędzałem w resorcie często po kilkanaście godzin dziennie, praktycznie nie miałem życia prywatnego, ale mam nadzieję, że większość nauczycieli, rodziców i uczniów pozytywnie oceni ten czas, kiedy miałem zaszczyt być ministrem, że będą mnie pamiętali jako dobrego ministra.

 

 

 

Cały zapis rozmowy z Dariuszem Piontkowskim – jeszcze Ministrem Edukacji Narodowej „Dariusz Piontkowski do Przemysława Czarnka: Sugeruję ewolucję, a nie rewolucję” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.fakty.interia.pl

 



Zostaw odpowiedź