Foto: www.pl.freepik.com

 

 

Wczoraj wieczorem trafiliśmy na blogu Anny Konarzewskiej – „Być nauczycielem…” – polonistki w XIV Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku, która jest autorką książki Być (nie)zwykłym wychowawcą na tekst, zamieszczony tam w sobotę, 3 października.

 

Nie ukrywamy, ze naszą uwagę podczas codziennego research’u portali, blogów oraz fejsbukowych fanpejdżów i profili prowadzonych przez nauczycieli i pedagogów zwrócił tytuł tego tekstu: „O potrzebie czułości w edukacji…”.

 

Z konieczności musimy dokonać wyboru i zaprezentujemy jedynie wybrane (subiektywnie) fragmenty tego tekstu, ale bardzo zachęcamy do przeczytania go w całości:

 

[…] W naszym społeczeństwie zauważalny jest „międzyludzki chłód” spowodowany m.in. brakiem bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Wiele problemów sami jako ludzie stwarzamy. Wiedza w ujęciu tradycyjnym nam tu nie pomoże, musimy patrzeć szerzej, dalej niż czubek własnego nosa. Nasze wizje przyszłości decydują o tym, jak postępujemy tu i teraz. Co widzimy w tej chwili?

 

Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie post Moniki Rokickiej. Za zgodą autorki publikuję jego treść:

 

x           x           x

 

[…] Wczoraj nie miałam siły pisać. Musiałam odreagować. Od 3 tygodni widzę jak sylwetka jednego z uczniów z dnia na dzień blaknie. Zupełnie jakby człowiek miał możliwość rozpłynięcia się w przestrzeni. Chłopak nie patrzy na rozmówcę, nie odzywa się, nie oddaje żadnych prac. Jest jakby go nie było. Czasem po lekcji łapałam się na tym, że nie mogłam sobie przypomnieć, czy uczestniczył w zajęciach. Odpuściłam i obserwowałam – jak pracuje w grupie, samodzielnie, czy robi to, o co proszę w domu. I widziałam, że chociaż na polskim nie ma stopni za każdą pierdołę, chłopak coraz bardziej się zapada.

 

W ramach testowania nowego systemu oceny, każdy uczeń raz w miesiącu ze mną rozmawia. Ten nie przychodzi na umówione spotkanie. Nie mam czasu się tym zająć – wpadam do szkoły na kilka godzin, tylko do tej klasy i lecę dalej. Na styk. Dopadam gościa następnym razem. Liczył, że nie zauważę. Przyparty do muru przychodzi. Kaptur naciągnięty na spuszczony łeb, dłonie kurczowo zaciśnięte na okładce pustego zeszytu. Nie zaczynam od rozliczeń edukacyjnych. Pytam po prostu: Jak się czujesz? Chłopak podnosi na mnie wzrok i łzy zaczynają mu lecieć strumieniem. Daję czas. Płacze jak małe dziecko, spazmatycznie. Kiedy się uspokaja, o nic nie pytam. Czekam. Spotkanie nieoczekiwanie się przedłuża. W pizdu, że spóźnię się do drugiej pracy. Trudno. Chłopak wreszcie przemawia. „Ja przepraszam…ale jest pani pierwszą osobą, która zainteresowała się mną a nie ocenami”. Rozmawiamy. Dzieciak opowiada o „metodach wychowawczych” w domu, o samotności, o tym, że nikt się NIM nie interesuje, że ważna jest tylko szkoła i oceny. Wywala z siebie cały strach i bezradność wobec zapisów z Librusa (najbliższy tydzień to 3 duże sprawdziany, 7 kartkówek, jakieś projekty i prace domowe). ”Nie jestem zdolny. Mam zaległości. Tego jest tak dużo, że nie wiem, od czego zacząć. Jak zajmuję się jednym, nie zdążam z innymi rzeczami. Przepraszam, że zawaliłem polski… Ten pani system jest dobry. Daje przestrzeń, a ja z tego nie skorzystałem”. Próbujemy rozłożyć słonia na mniejsze części. To trudne, gdy nie ma przestrzeni na błąd, odpuszczenie czegoś, negocjacje, bo co krok wisi nad głową jedynka, którą później trudno poprawić. A poza tym, kiedy poprawiać, jeśli następny tydzień wygląda podobnie…

 

Pytam chłopaka, czy mam porozmawiać z rodzicami / psychologiem szkolnym. Znów widzę napięcie i strach na twarzy. „A mogłaby pani nie rozmawiać? Mogłoby to zostać między nami? Postaram się lepiej uczyć” Pytam, czego się boi. Mówi, że boi się „cichych dni” w domu i tego, że nic się nie zmienia po rozmowach rodziców z nauczycielami. A psycholog? Rozmawiał z nim raz, w zeszłym roku…znów tylko o problemach z nauką, rodziną, ale nie o NIM. „Wie pani, nie zapytał, co ja czuję”. Ustalamy, że przemyśli moją propozycję i da mi odpowiedź w poniedziałek.

 

Od wczoraj mam takie myśli, jak bardzo jest źle ze szkołą, skoro od miesiąca nikt nie zauważył znikającego chłopaka. A nie jest on jedyny w tej klasie. Gdzie jest wychowawca? Matematyk? Anglista? Gdzie są nauczyciele dyżurujący i mijający codziennie na korytarzu ucznia patrzącego w ziemię, skulonego, z nerwowo zaciśniętymi dłońmi? Jestem nauczycielem, który wpada do szkoły na 2 godziny i wypada do drugiej pracy. Nie mam czasu na rozmowy z uczniami poza lekcją, na obserwowanie, a jednak widzę. Widzę gościa w kapturze. Widzę „pajaca” ze sznytami. Widzę arogancką dziewczynę z tipsami na kilometr i rysunkami w zeszycie od matmy, które powinny zaniepokoić nauczyciela przedmiotu. Widzę i zgłaszam – wychowawcy, pedagogowi. I cisza. Cisza jest „dobra”. Nie budzi ze snu lawin”.

 

 

x           x           x

 

 

Nie mogłam przejść obojętnie obok wpisu Moniki. Co jest nie tak z edukacją? Czyżby relacje, o których tyle się mówi, nadal kulały? Zabiegani, zajęci ocenoą, testomanią, produkowaniem nierzadko idiotycznych dokumentów dla dyrektora, do których ten ma dostęp całą dobę za pomocą e-dziennika… zapominamy o drugim człowieku, o uczniu! Mówimy jedno, robimy drugie! Czas pandemii nie był łaskawy dla nikogo z nas. Każdy zmagał się z nową rzeczywistością i jeszcze trudniej było nam wszystkim wejść w tryb nauki popandemicznej. Jednak nie można zapominać o sensie edukacji! Nigdy nie zrozumiem trzaskania sprawdzianami na lewo i prawo, bo realizacja materiału goni. Nie zrozumiem też „nawalania” ocenami, bo „sztuka dla sztuki”. A gdzie w tym wszystkim jest ten młody człowiek i jego świat?!

 

Sama potrzebowałam czasu, aby przyzwyczaić się do nowych warunków. Uczniowie zauważali moje zmęczenie. Wzajemnie się rozumieliśmy i wspieraliśmy w trudnym dla każdego miesiącu- wrześniu. Pamiętajmy, że uczniowie intensywniej doznają wszelkich zmian. Potrzebują więcej czasu niż my, dorośli! […]

 

Nie zapytani o samopoczucie, nie otworzą się przed nami, dlatego tak ważna jest nasza uważność i czułość! Nie lekceważmy izolujących się uczniów. Rozmowy z uczniami w cztery oczy uważam zawsze za cenne dla mnie i dla nich. One zawsze mnie czegoś uczą! Często są zdziwieni, że podchodzę do nich, jakbym coś wyczuwała i pytają: „Skąd pani wiedziała, że potrzebuję rozmowy?” Potem szczerze dziękują za chwilę uwagi. Niektórzy z uczniów nie mają odwagi prosić o rozmowę. Usłyszałam też kiedyś taką odpowiedź: „Nie chciałem pani głowy zawracać”. Zdaję sobie też sprawę, że nie jestem wszechwiedząca i wiele też mogłam przeoczyć, ale nie potrafiłam nigdy przejść obojętnie obok ucznia, który potrzebuje chwili rozmowy. Zwykłej rozmowy o tym, co czuje i myśli. Staram się być pilnym obserwatorem świata, w którym żyję.

 

Dziwimy się, kiedy widzimy nagłe wybuchy agresji u naszych uczniów, wyszukujemy liczne konsekwencje, a nie zastanawiamy się nad przyczynami. Być może niektórzy z nich za długo czekali na pomoc, na chwilę uwagi i wrażliwości. Jeśli to jednorazowy wybuch agresji, sporadyczne ucieczki z lekcji, to jeszcze szukamy rozwiązań. A co jeśli na szukanie tych rozwiązań jest za późno, bo ktoś odebrał sobie życie? […]

 

Olga Tokarczuk podczas odczytu noblowskiego tak zdefiniowała czułość:Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. (…) Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym, współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, powiązany ze sobą, współpracujący”.

 

Te słowa noblistki są poniekąd puentą tego artykułu. Jeśli zamkniemy się na wewnętrzny świat naszych uczniów, zlekceważymy ich emocje, to możemy zamknąć szkoły. Sens edukacji jest wtedy, kiedy chcemy zobaczyć coś więcej niż tylko cyfry w dzienniku.

 

Dzisiaj mówimy głównie o rozwoju zewnętrznym, a rozwój wewnętrzny jest tak samo istotny, bo rozumienie samego siebie i innych pozwala właściwie reagować na otaczający świat. Dziś nikt z nas nie jest zależny od innych! Dla wielu z nas wspólnota jest czymś abstrakcyjnym, właśnie dlatego zdolność podejmowania decyzji zależy od równowagi między poszukiwaniem własnej pełni a typowo egoistycznymi celami. Dzieciom, młodzieży potrzeba teraz autentycznych wzorców, na konkretnych przykładach należy pokazać, jak można ćwiczyć przyjaźń z ludźmi.

 

W szkole uczymy dzieci zdolności językowych, liczenia, czytania, interpretacji, odczytywania godziny na zegarku, ale zapominamy o tym, że powinniśmy uczyć rozumieć przede wszystkim siebie i drugiego człowieka. To właśnie nauczyciele powinni być świadomi kształcenia postaw empatycznych, ponieważ im większy kontakt dziecko ma z samym sobą, tym łatwiej przychodzi mu uczenie się i budowanie właściwych relacji z otoczeniem. Ważna jest najpierw samoakceptacja, ale nad tym trzeba pracować, należy wskazywać uczniom, młodzieży drogę do samopoznania. A szkoła głównie kładzie nacisk na rozwój intelektualny ucznia, zaniedbując jego inteligencję emocjonalną, bez której największy intelektualista nie poradzi sobie życiowo.

 

 

 

Cały tekst „O potrzebie czułości w edukacji…”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.bycnauczycielem.blogspot.com/

 

 



Zostaw odpowiedź