Foto: www. lubimyczytac.pl

 

                                               Fragment okładki książki Henri-Irenee Marrou

 

 

Wracamy do przedwakacyjnej tradycji zamieszczania fragmentów tekstów, zamieszczanych na innych stronach i portalach, ale – naszym zdaniem – wartych upowszechnienia. Na początek przytoczymy fragmenty tekstu Tomasza Tokarza, zamieszczonego na portalu EDUNEWS 15 sierpnia, o dość intrygującym tytule: „Idioci a edukacja”. Wbrew temu, co mogłoby komu się zdawać, nie jest to atak na polityków zarządzających oświatą, a repetytorium z historii szkolnictwa, cofające nas do greckich jego korzeni:

 

Czy wiecie skąd się wzięło słowo idiota? Pochodzi od greckiego ἰδιώτης, idiōtēs (od ἴδιος, idios) co znaczy: „indywidualny”, „niezależny”, „samodzielny”, „prywatny”, „posiadacz samego siebie”. Mianem takim określano osoby pozostające w stanie naturalnym, pozbawione standardowej edukacji, nieobrobione przez system kształcenia i wychowania. Idiota zajmował się sobą, sprawami prywatnymi, indywidualnym rozwojem według własnych zasad – zostawiając sprawy publiczne swemu biegowi.

 

Takiego „człowieka prywatnego” (skoncentrowanego na sobie, na własnym świecie) przeciwstawiano „człowiekowi publicznemu” (polites). Polites stanowili wytwór sformalizowanej edukacji (paidei), formującej jednostki w oparciu o uniwersalny wzór Piękna, Prawdy, Dobra, wdrażającej do wspólnoty, czyniącej przez to uczniów istotami cywilizowanymi. Człowiek publiczny żył sprawami polis, angażując się w politykę i ponosząc odpowiedzialność za interes państwa.

 

Grecy oczywiście wychwalali model człowieka publicznego. Widzieli w nim spełnienie helleńskiego ideału wychowawczego. Obywatel to część zbiorowości, przekonywali. Wyłamanie się ze wspólnoty było dla nich równoznaczne z utratą pełni człowieczeństwa i odrzuceniem możliwości pełnego rozwoju.

 

 

Pierwszy atak na tę koncepcję przypuścili cynicy, przedstawiciele jednej z najbardziej ciekawych klasycznych greckich szkół filozoficznych. Czołowym reprezentantem tego nurtu był Antystenes. Przerażał go konformizm i bezmyślność człowieka publicznego. To ludzie publiczni w końcu, wskazywał, doprowadzili do śmierci Sokratesa. Oskarżyli go o łamanie wspólnotowych zasad, o podważanie publicznych norm, o demoralizowanie młodzieży. Tylko dlatego, że był inny niż oni.

 

Dlatego Antystenes zalecał odseparowanie się od opinii społecznej. Nie należało myśleć i postępować jak tłum, lecz kierować się własnym osądem i własnymi zasadami. Aby osiągnąć ten stan, trzeba rozwijać w sobie ducha niezależności. Trzeba ćwiczyć umysł, żeby nie dać się zwieść schematom, które rządzą ludzkim tłumem. Konieczne było działanie na własny rachunek.

 

Dopiero, kiedy człowiek oczyści głowę z fałszywych przekonań (wprowadzonych mu do głowy przez system publicznego formowania), kiedy stwierdzi swoją niewiedzę będzie gotowy do podążania drogą mądrości.[…]

 

Rozróżnienie na „idiotes” i „polites” wydaje się istotne w rozważaniach nad współczesnymi ideałami edukacyjnymi. Który z modeli jest pożądany – autonomiczny idiota czy uspołeczniony – człowiek publiczny? Z głową napełnioną cudzymi myślami?

 

Czy szkoła ma być „dla dziecka” czy „dla społeczeństwa”?

 

Czy ma się skupiać na pielęgnowaniu naturalnych zasobów ucznia czy na przygotowaniu go do służby publicznej?

 

Czy ma się koncentrować na rozwijaniu jednostkowego potencjału czy na wdrażaniu do ról społecznych?

 

Czy miernikiem dobrej edukacji jest szczęście dziecka czy wysoki poziom uspołecznienia absolwentów?

 

 

[…] Moim ideałem nie jest ani idiota – wyobcowany egoista, oderwany od kultury, działający według pierwotnych instynktów ani polites – człowiek publiczny, zaprogramowany przez system kształcenia robot, podążający ślepo za wdrukowanymi wzorcami myślenia i działania. Moim ideałem jest autonomiczny, rozumny, świadomy siebie podmiot zdający sobie sprawę, że dla jego własnego dobra konieczna jest troska o interes społeczny.

 

 

Cały tekst „Idioci a edukacja”    –    TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 



Zostaw odpowiedź