



Prof. Bogusław Śliwerski zamieścił wczoraj na swoim blogu „Pedagog” tekst, w którym podzielił się swymi poglądami na temat zjawiska szarej strefy kursów przedegzaminacyjnych, proponowanych w social mediach uczniom (lub ich rodzicom), którzy boją się, że mogą nie zdać zbliżającego się egzaminu ósmoklasisty lub matury. Z właściwą sobie przenikliwością, co prawda w formule pytania retorycznego, dopatrzył się także powiązań owych – jaki ich nazywa – „schwarzedukatorów” – z Ministerstwem Edukacji, które – jego zdaniem – swoją decyzją o zakazie zadawania prac domowych, wspiera ten biznes…
Poniżej zamieszczamy ów tekst w całości:
Schwarzedukatorzy generujący potrzeby otoczkowe ósmoklasistów i maturzystów
Są sprawy niezwykle ważne społecznie, ale nie można o nich pisać w sposób otwarty, gdyż zarabiający dziesiątki czy nawet setki tysięcy rocznie cwaniacy spod szyldu „egzamin zewnętrzny” na tyle już się dorobili, że stać ich na adwokatów straszących krytyków – demistyfikatorów czarnego biznesu – wezwaniami przedsądowymi. W nich zaś żądają usunięcia z mediów społecznościowych zastrzeżeń, uwag krytycznych czy wprost formułowanych podejrzeń o nieuczciwość, nierzetelność.
Ci, którzy byli kilka lat temu pierwszymi w biznesie gimnazjalno-maturalnych kursów przedegzaminacyjnych, tak rozwinęli swoje macki, że opanowali rynek usług korepetycyjnych adresując je dość sprytnie poza zarejestrowanymi, w większości niepublicznymi, instytucjami oświaty publicznej z kadrą o wysokich kwalifikacjach dydaktycznych i merytorycznych. Wykorzystali kluczowe dla nastolatków media społecznościowe, by wykreować w nich odpowiednią pokusę, za której pożądanie trzeba płacić
Socjolog Jan Szczepański określał taką strategię wywoływania potrzeb marketingowymi trikami mianem wzbudzania potrzeb otoczkowych. Żyjemy bowiem w czasach niebywale rozbuchanej konsumpcji, a ta już w 1900 roku była przedmiotem prospektywnych analiz dokonanych przez wybitnego ekonomistę francuskiego Charles’a Gide’a.
Pisał on w swojej pracy pt. „Zasady ekonomii społecznej” (1884, ale przekład na język polski -1900): „Konsumpcya jest ostateczną przyczyną całego procesu ekonomicznego, a znaczenie jej jest znacznie większe, niżby się to wydawało wobec skromnego miejsca, które się jej najczęściej w systemie poświęca. Jest to dziedzina mało dotąd zbadana, która posłuży prawdopodobnie kiedyś do odnowienia całej nauki” [Gide, 1900, s. 553].
Masowa, dynamicznie rozwijająca się produkcja przemysłowa została w wyniku globalnej komunikacji i sieci internetowej w XXI wieku wzbogacona o producentów także oświatowych usług. Zapewne częściowo uczciwych, ale też i nieuczciwych.
Ci ostatni wyczuli, że można wykreować wśród części młodych osób tak silne poczucie lęku, stresu przed czekającymi ich egzaminami, że odczują potrzebę otoczkową, by ów niepokój, frustrację stłumić, delegując na kogoś i za odpowiednią opłatą własny problem, jakim są luki w wiedzy, wielomiesięczne, a nawet wieloletnie zaniedbania w uczeniu się.
Potrzeba jest bowiem odczuciem jakiegoś braku, a w tym przypadku w grę wchodzi odczucie niewiedzy („wiem, że nic nie wiem”). Potrzeba uczenia się jest dynamizmem naturalnym każdej istoty ludzkiej, który jest wzmacniany lub tłumiony przez środowisko życia, w tym szkolne, a więc także przez nauczycieli czy rówieśników uczniów. Potrzeba korzystania z czyjejś pomocy w tym procesie jest już potrzebą otoczkową, bo wytworzoną właśnie przez toksyczne osoby. Tak pisze o tym rodzaju potrzeb Jan Szczepański:
„Potrzeby otoczkowe to potrzeby otaczające, towarzyszące, wzbogacające potrzeby rzeczywiste. Przykładowo potrzebą rzeczywistą jest potrzeba pożywienia, czyli zaspokojenia głodu; potrzebę tę można zaspokoić kromką chleba albo też spożyciem wystawnego posiłku w wytwornej restauracji i w odpowiednim towarzystwie. Te dodatkowe warunki i czynności towarzyszące spożywaniu posiłku są właśnie zaspokajaniem potrzeb otoczkowych.
Niektóre potrzeby zarówno rzeczywiste, jak i otoczkowe mogą się rozwinąć w potrzeby pozorne. Ich przejawem jest na przykład obżarstwo, pijaństwo, nikotynizm czy narkomania. Potrzeby pozorne nie są więc potrzebami naturalnymi, lecz sztucznymi, wytworzonymi przez człowieka„
(Szczepański, 1981, s. 146, za: ibidem, s. 17).
Skoro pojawia się w sieci oferta „zapewnienia” takich frustratów o tym, że jak wykupią za kilkaset złotych miesięcznie kurs, którego organizator nie nazwie korepetycją (taka nazwa odstrasza a nawet sprawia, że uczniowie jako potencjalni klienci mogą czuć się kimś gorszym, skoro potrzebują korepetycji), to trzeba jeszcze pozyskać akceptację rodzica/-ów, by dali na to kasę, i … potrzeba jest już zaspokojona. Biznesmen/-ka jest niemalże w ich wieku, nieco starszy/a, więc tym bardziej przekonywujący/-a niż jakiś belfer czy nauczyciel akademicki. W social mediach jest się bardziej ukrytym niż jako uczestnik offline’owych kursów w jakimś ośrodku, uczelni czy placówce oświatowej.
Na tym też bazują przedsiębiorczy „Schwarzbiznesmeni, youtuberzy”, że w gruncie rzeczy są niewidoczni dla rodziców takich niedouczonych a przerażonych egzaminami nastolatków. Trzeba ich zatem jeszcze bardziej postraszyć a zarazem zapewnić ich, że jak skorzystają z pomocy ich wspaniałych lektorów/-ek, edukatorów/-ek, to mogą już w ogóle niczego się nie uczyć. Otrzymają bowiem stosowne wsparcie, materiały, które wystarczy w krótkim czasie przeczytać i co nieco z nich zapamiętać.
Wiarygodność takich „Schwarzedukatorów/-ek” upełnomocnia informacja, że byli lub są egzaminatorami Centralnej/Regionalnej Komisji Egzaminacyjnej, a jeszcze lepiej, jak któryś zapisał się w dziejach oświaty jako „wyróżniony nauczyciel”. Wystarczy zatem wpłacić, połączyć się raz na jakiś czas via internet, posłuchać, obejrzeć i… egzamin (być może) będzie zdany.
Nie zdałeś/-aś? Nikt z Wami nie podpisał umowy gwarancyjnej. To, że obiecywano łatwy sukces w niczym nie czyni tych „przedsiębiorców” winnymi czyjejś porażki, gdyż na nią składa się szereg niemożliwych do wykazania przyczyn. No i nie ma umowy. To, że ktoś wpłacał na czyjeś konto nie jest żadnym dowodem w sprawie o niezapewnie mu/jej powodzenia.
Drodzy rodzice i uczniowie klas przedegzaminacyjnych w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych – wystarczy zadbać o zaspokojenie własnej potrzeby naturalnej, jaką jest potrzeba uczenia się, bycia osobą posiadającą wiedzę i umiejętności. Ministerstwo Edukacji Narodowej wraz z podległymi sobie kuratorami oświaty, centralnymi placówkami badań czy egzaminowania niczego wam nie zapewni, nie zagwarantuje tak samo, jak Schwarzedukatorzy.
Wiarygodność takich „Schwarzedukatorów/-ek” upełnomocnia informacja, że byli lub są egzaminatorami Centralnej/Regionalnej Komisji Egzaminacyjnej, , by waszym dzieciom nie zadawać prac domowych? Komu to służy? Wiadomo.
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com
Zostaw odpowiedź
