Z pewnym (kilkumiesięcznym) opóźnieniem chcemy zaprezentować bardzo intrygujący, a w niektórych fragmentach wręcz prowokujący do komentarzy, artykuł autorstwa Rafała Drzewieckiego, z „Gazety Prawnej”. Ten lubiący podejmować „gorące tematy” dziennikarz tym razem przygotował publikację, zatytułowaną „Nasze dzieci to największe pierdoły na świecie? Hodujemy zombi, które nie wiedzą kim są”. Dzisiaj powinno się go czytać w kontekście zapowiadanych reform w edukacji. Oto lead tego artykułu:

 

Hodujemy zombi, które nie wiedzą, kim są i dokąd zmierzają. Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych.

 

A dalej, jak u Hitchcocka, coraz bardziej „niepolitycznie”. Oto omówienie co bardziej „smakowitych kawałków” tej publikacji:

 

Jako pierwszą sygnalizujemy wypowiedź pewnego, wolącego zachować anonimowość (do tego już doszło! – WK), jak go niepoprawnie przedstawił autor – „były już harcmistrz* z podwarszawskiej miejscowości”, który ubolewa nad zanikiem dawnej formy obozowania. Jego opowieści, jak choćby ta: „Cały obóz budowaliśmy własnymi rękoma. Nikt się nie zastanawiał, czy jajka na jajecznicę zostały wyparzone w ‘wydzielonym, oznakowanym stanowisku wyparzania jaj’. Dzisiaj nie wolno dać młodemu siekiery, bo jest narzędziem niebezpiecznym, witki nie można uciąć, bo drewno się kupuje w nadleśnictwie.”, a także ta: „Przyjeżdżają takie potworki przekonane o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, a wrzeszczą w panice, jak zobaczą osę czy komara. Na byle uwagę wychowawcy od razu dzwonią do mam i tatusiów ze skargą, a ci z pretensjami do nas. Cholera mnie bierze, ale cóż poradzić, klient nasz pan. No to robię im ognisko w pokoju na ekranach ich tabletów, bo dym z płonących szczap gryzłby ich w oczy.” –  są relacjami człowieka, który wie o czym mówi, bo nadal zatrudnia się, choć tylko okazjonalnie i już jako „cywil”, na letnich obozach dla młodzieży.

 

 

Rafał Drzewiecki zawarł w swym artykule także, już wcześniej publikowane, wyniki badań naukowców z Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, którzy prowadzili tzw. badania podłużne kondycji fizycznej polskiej młodzieży. Czytamy w artykule, że wnioski z tych badań są zatrważające: „30 lat temu dzieciaki były znacznie bardziej sprawne niż ich rówieśnicy obecnie. Uczniowie szkół podstawowych z miejsca skakali w dal 129 cm, dzisiaj skoczą najwyżej metr. 600 m przebiegali dawniej średnio w 3 minuty i 5 sekund, teraz wloką się 40 sekund wolniej. Ale prawdziwy dramat widać w sile – kiedy nie było jeszcze internetu, uczeń potrafił w zwisie wytrzymać 17 sekund, teraz zaledwie 7.”

 

 

Dalej można dowiedzieć się, że już ponad 10 lat temu historyk literatury, eseista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego Stefan Chwin alarmował, że błędem współczesnego modelu wychowawczego jest tyrania optymizmu, tyrania udawania, że wszystko będzie OK – tylko się starajcie i uczcie pilnie. Że wystarczy wiara, iż wszyscy mogą wszystko, że wystarczy chcieć, by móc.  Dalej autor artykułu przytacza także poglądy prof. Joanny Moczydłowskiej z Politechniki Białostockiej, która twierdzi, iż „zdolnej, inteligentnej młodzieży nie przybędzie dlatego, że udało się wmówić młodym ludziom, że mogą sięgnąć po nieosiągalne. 20 lat temu do szkół z maturą szło najwyżej 30 proc. uczniów po podstawówce. Dziś wskaźnik ten sięgnął prawie 90 proc. Na rynku pojawiła się więc armia z dyplomami, niestety zbyt często bez zdolności, umiejętności i pasji.”

 

 

Nie ma sensu dalej relacjonować tej publikacji – należy sięgnąć po ten tekst do źródła, czyli na stronę „Gazety Prawnej” – TUTAJ

 

 

*Nie można być „byłym harcmistrzem”, gdyż harcmistrz to stopień instruktorski w ZHP, i – tak jak stopień wojskowy – przysługuje jego posiadaczowi dożywotnio. W tym przypadku należało napisać „były instruktor harcerski”.



Zostaw odpowiedź