9 lutego zamieściliśmy „do poczytania” tekst „Koncern AGORA podpiera się tekstem z fanpage dr Rożka”. Dziś, w kontekście odpowiedzi minister Zalewskiej na pismo Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie przeciążenia uczniów, proponujemy lekturę wywiadu, jaki z dr Rożkiem przeprowadziła Aleksandra Pezda  „Szkoła krzywdzi nasze dzieci. Uczenie przez przymus jest nieskuteczne”. O polskiej edukacji niszczącej dzieci z Tomaszem Rożkiem rozmawia Aleksandra Pezda z Onet Kobieta. Jak zwykle – najpierw fragmenty, a później link do całości:

 

Foto: www.pl.wikipedia.org/wiki/Tomasz_Rożek

 

Dr Tomasz Rożek

 

Emocjonalne wyznanie zatytułowane „Robimy krzywdę naszym dzieciom Tomasza Rożka, ojca i publicysty naukowego, które zamieścił na blogu „Nauka. To lubię” przeczytało  kilkaset tysięcy, a udostępniło kilka tysięcy osób. „Dzieci ostatnich klas podstawówek są przeciążone pracą. Wyglądają jak cyborgi. Czy w MEN naprawdę nie ma nikogo kto wie ze taki wysiłek jest ponad dziecięce możliwości?” – pyta naukowiec i ojciec 12-letniego syna i córki – siódmoklasistki. […]

 

Aleksandra Pezda:  Robi pan jakąś krzywdę Zuzi i Jankowi?

Tomasz Rożek: Obawiam się, że w pewnym sensie tak jest. Staram się, żeby moje dzieci nie miały zaległości w szkole a w ten sposób przyczyniam się do tego, że są przepracowane. My, dorośli, zbyt mocno obciążamy dzieci – ich mózgi oraz ich kręgosłupy. Tym samym zamykamy im drogę do odnalezienia i rozwijania własnych pasji, do rozwoju po prostu.

 

W jaki sposób?

Moje dzieci mają około 38 godzin lekcji w tygodniu, to prawie tyle ile liczy etat dorosłego człowieka. Ja w ich wieku przebywałem w szkole około dziesięciu godzin mniej. Wracają do domu przed czwartą po południu, czasem nawet przed piątą. Jest mi ich po prostu żal, wyglądają jak cyborgi, jakby wpadły w jakiś trans, to wynika z przepracowania. Do tego ich torby są bardzo ciężkie, nie wiem – czy to jest niezbędne?

 

Pytał pan w szkole?

Tak. Rozmawiałem z nauczycielami, ale każdy mi odpowiedział podobnie:  “książka do mojego przedmiotu wcale nie jest ciężka”. No i fakt, ale jak się zbierze te książki do ośmiu lekcji, dorzuci zeszyty, czasem jeszcze ćwiczenia, piórniki itd.,  plecak się robi duży i ciężki. Gdybym chciał to sprowadzić do żartu, użyłbym takiego obrazka: w podstawówce mieliśmy z kolegami zawody, kto dalej rzuci tornistrem. Świetna zabawa, choć z punktu widzenia rodzica raczej głupia. Nie wiem, czy dzisiaj dzieci byłyby w stanie rzucać swoimi torbami. To byłoby trochę jak rzut kulą. Śmieje się pani? No, a mi nie jest do śmiechu, kiedy 12-letnie dziecko wraca ze szkoły i mówi: “położę się na podłodze, bo mnie bolą plecy”. Czytam przecież wypowiedzi ortopedów, że dzieci mają coraz bardziej pokrzywione kręgosłupy. To się zaczyna w pierwszych klasach. Takie maluchy, całkiem małe dzieci z pierwszych klas wloką tornistry za sobą na kółkach i mają kłopot, żeby je wciągnąć po schodach. Mnie to przeraża. Taka liczba godzin w siódmej klasie Pana dzieci akurat wynika z reformy. W program jednego roku MEN wrzucił zagadnienia z pierwszej i drugiej klasy likwidowanych gimnazjów.

 


Widzę to inaczej – chodzi generalnie o to, jak działa nasza szkoła, niezależnie od tego, który rząd jest przy władzy. Nasza szkoła działa często przeciw naszym dzieciom. Jest mnóstwo takich sytuacji. Na przykład: czy wobec powszechnego dostępu do informacji encyklopedycznych w internecie – warto marnować czas na pamięciowe uczenie się faktów? Na przykład lewych i prawych dopływów Wisły albo typów gleby? Po co? Chyba po to, żeby zaraz zapomnieć. Może miało to jakiś sens, kiedy dotarcie do tych informacji wymagało co najmniej pójścia do biblioteki, ale dzisiaj łatwiej to wyszukać w telefonie, niż w szufladkach własnego mózgu. I nie chodzi jedynie o stratę czasu. Generalny mój zarzut do tego, jak my – dorośli – postępujemy wobec naszych dzieci polega na tym, że zbyt mały nacisk kładziemy na wiedzę, a zbyt duży na informacje. Rzadko uczymy, jak wiedzę wykorzystać i jak ją samodzielnie zdobywać z wiarygodnych źródeł. Traktujemy dzieci zbyt często jak worek do wrzucenia i przechowywania informacji. A przecież jeśli ich nie nauczymy korzystania z tych informacji, narażamy je na niebezpieczeństwa.[…]

 

Jak powinno być?

Uczenie przez przymus jest nieskuteczne. Uczenie w stanie permanentnego zmęczenia jest jak para w gwizdek. Nie ma systemów idealnych, ale ten z którym mamy do czynienia nie wykorzystuje potencjału nowych technologii i często marnuje najbardziej płodne intelektualnie lata życia. Tymczasem, choć spotykam nauczycieli, którzy świetnie sobie z tym radzą, to jednak system edukacji nie jest nastawiony na to, żeby uczniów przekonywać do podejmowania wysiłku. Raczej ich zmusza.

 

Kiedyś, na początku edukacji jedno z moich dzieci nie chciało czytać książek, „wszystko, co mnie interesuje, jest na obrazkach”. Kupiliśmy więc z żoną książkę, w której na obrazkach była tylko część historii, żeby poznać całą, trzeba było przeczytać tekst. Problem z czytaniem skończył się z dnia na dzień. Jeśli pokażemy dziecku, że coś warto wiedzieć, ono się tego chętnie nauczy.

 

Powinniśmy się wreszcie zastanowić czego oczekujemy od młodego człowieka? Tego, żeby umiał czy tego, żeby rozumiał? Tego, żeby ciekawość dodawała mu skrzydeł, czy tego, żeby plecak pokrzywił mu kręgosłup? Chcemy tworzyć armię zmęczonych robotów czy nowoczesne społeczeństwo ciekawych świata ludzi, którzy z pasją budują rakiety, badają geny, piszą wiersze i odkrywają nowe lądy? Czy ktokolwiek w Ministerstwie Edukacji zadaje sobie takie pytania?

 

Co się zdarzyło, że akurat teraz to w Panu wybuchło?

O systemie edukacji piszę i mówię od wielu lat. To nie tak, że wczoraj zauważyłem jego niedoskonałości. W ostatnich dniach napisałem dłuższy tekst na facebookowym fanpagu NaukaToLubie (tekst jest dostępny także na www.NaukaToLubie.pl ) . Przeczytało go kilkaset tysięcy osób, udostępniło kilka tysięcy. Widać, że temat jest ważny nie tylko dla mnie.

 

 

Cały wywiad „Szkoła krzywdzi nasze dzieci. Uczenie przez przymus jest nieskuteczne”   –   TUTAJ

 

Źródło: www. kobieta.onet.pl

 



Zostaw odpowiedź